Trzy miliony na dzień dobry
sobota, grudnia 21, 2019
Śmiać mi się chce jak sobie przypomnę początki Domu z Kamienia... Wpatrywałam się wtedy w wykres statystyk i ekscytowałam jak wariat, kiedy pierwsza setka Czytelników przeszła przez jego wirtualny próg. A potem był tysiąc i kolejny, a ja ekscytowałam się jeszcze bardziej. I tak dalej i tak dalej... Lata mijały...
Wiecie jak cyfra wyświetli się za moment?
Zapewne teraz, kiedy piszę ten tekst, ktoś z Was drzwi Domu z Kamienia otworzy TRZYMILIONOWY raz. Tak - trzy miliony, abstrakcyjna liczba, która zapisana cyferkami przyprawia mnie o zawrót głowy - 3.000.000! To dopiero powód do ekscytacji!
Niektórzy zaglądają tu jeszcze od czasów warszawskich i razem ze mną przeżywali najpierw moją nieujarzmioną tęsknotę, a potem moment podejmowania "jedynej, słusznej decyzji". Często wracam do tamtych wpisów, żeby samej sobie przypomnieć, że marzeń nie można odkładać na potem! Na Waszych oczach dorastali chłopcy, stawiali pierwsze nieśmiałe kroki we włoskiej szkole, uczyli się języka i poznawali swój nowy kraj. Szli dzielnie przez wszystkie etapy edukacji radząc sobie koncertowo. Razem z ze mną przeżywaliście Tomka gimnazjalne egzaminy i już za kilka miesięcy będziecie trzymać kciuki za Mikołaja. Chłopcy z małych berbeci stali się prawie dorosłymi młodzieńcami.
Wrośliśmy we włoski "krajobraz", zapuściliśmy korzenie i nie wyobrażam sobie, żeby teraz mogło być inaczej, gdzie indziej, nawet jeśli czasem bywa ciężko.
A ja?
Ja przez ten cały czas zmieniłam się bardzo. Na początku ograniczona własną nieśmiałością, niepewna tego, jakże nieudolnego wtedy pisania, nie przypuszczałam, że to wszystko będzie początkiem, przyczynkiem do zmian, jakie zajdą we mnie samej.
Kiedy Dom z Kamienia odwiedzali pierwsi Czytelnicy, ja żyłam sobie bezpiecznie w złotej klatce nie przejmując się, nie martwiąc się o nic. A potem wraz z porwaniem się na realizację tego marzenia, jakby ktoś rzucił mnie na środek oceanu bez najmniejszego nawet kółka ratunkowego... Czy było warto? Było! To jedyna rzecz jakiej jestem naprawdę pewna.
Trudne sytuacje nas kształtują, wzmacniają charakter, trudne sytuacje - jak wszystko w życiu - są po coś. Może gdyby nie one nie byłabym tym kim jestem i tu gdzie jestem i co ważniejsze nie poczułabym, nie zauważałabym, nie byłabym świadoma tych wszystkich smaków jakie ma życie.
Dziękuję Wam za te 3.000.000! Ta liczba to przecież Wy! Zaglądacie tu, by dowiedzieć się co u nas słychać, co jest nowego na naszym stole, jaka jest pogoda w Toskanii, czy jest śnieg, czy przyszła wiosna, co słychać u Mario, u Contessy i innych, jak poszło dzieciom w szkole, co nowego mam do powiedzenia o Florencji, o Bolonii, o górach, zaglądacie tu żeby pośmiać się z naszych dialogów, żeby się z nami wzruszyć, radować, a czasem smucić. Zaglądacie tu, bo chyba naprawdę nas lubicie. I za to właśnie jeszcze raz WIELKIE GRAZIE!
Tym oto miłym, wzruszającym, trzymilionowym akcentem żegnamy jesień 2019, która pakuje walizki taką zawieruchą jakiej Marradi dawno nie widziało. Jesień poganiana ciepłym, ale gwałtownym scirocco już stoi w progu i szykuje się do wyjścia.
Dobrego dnia!
Ps. Wybaczcie brak aktualnego zdjęcia. Dla przekory przed nadchodzącą zimą, odrobina schyłku lata.
TRZY MILIONY to po włosku TRE MILIONI (wym. tre milioni)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Wzruszam się razem z Tobą...bo trzy miliony to wielka cyfra...ale jeszcze więcej było przyjemnych chwil spędzonych z Wami przez tych ładnych kilka lat...Dziękuję...
OdpowiedzUsuńTak Kasia faktycznie się zmieniłaś i choć strasznie nie lubię tego zwrotu to była "Dobra zmiana"
OdpowiedzUsuńPiotrek