Listopadowa Siena - akt I - Il Campo
poniedziałek, listopada 11, 2019
W takie dni jak miniona niedziela grzechem byłoby siedzieć w domu. Słońce świeciło przyjemnie podkręcając swoim światłem niczym filtry na instagramie i tak już jaskrawe jesienne kolory. Pierwotnie rozmawialiśmy o Florencji i nawet były już zaplanowane konkretne cele, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że skoro jest jeszcze Paw, to może warto pokusić się o ciut odleglejsze miejsce. I tak nasz wybór padł na Sienę.
Wprawdzie w Sienie byliśmy już kilka razy - chłopcy dwa, ja trzy, ale te chłopców "razy" wcale się nie liczą, bo byli wtedy jeszcze na etapie ganiania za gołębiami w górę i w dół placu, a ja ... A ja, cóż... Dopiero uczę się dojrzałego, pogłębionego zwiedzania...
Siena była moją pierwszą toskańską miłością, jeśli mówimy o znanych miejscach. Skradła mi serce na długo przed tym, zanim kompletnie i na zawsze zawładnęła nim Florencja. Sienę łatwo jest kochać, jak mawiają Włosi - "ha tutte le carte in regola" - spełnia wszystkie warunki: jest niezaprzeczalnie piękna, na tle innych znanych miast odrobinę mniej zatłoczona, słynie z dobrej kuchni, legendarnych słodyczy, jednego z najciekawszych włoskich wydarzeń - Palio, z unikalnego placu, zachwycającego Duomo, z dzieł sztuki i wreszcie z malowniczych okolic, które wszyscy znają z klasycznych, toskańskich pocztówek.
W ten cudowny listopadowy dzień słońce rozlewało się po Il Campo. Usiedliśmy na wyślizganych kamieniach, kiedy bicie dzwonów obwieściło południe. Malutkie dzieci ganiały za gołębiami w górę i w dół...
- Przypominacie sobie cokolwiek?
- Nie.
- Nic.
- Byliście jeszcze tacy mali, ganialiście jak te małe berbecie w te i we w te...
Il campo to jeden z najbardziej charakterystycznych placów na całym świecie, przez wielu uznany też za jeden z najpiękniejszych i trudno się z tym nie zgodzić…
Patrząc z góry z Torre del Mangia, o której opowiem Wam jutro, widać wyraźnie, że zaprojektowany został na kształt muszli. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1169 roku.
Aż do 1270 roku teren obecnego placu wykorzystywany był na targ i jarmarki. Dopiero kiedy upadł despotyczny rząd arystokratów zwany rządem „Dwudziestu Czterech”, zrodziła się idea, by teren stał się głównym placem miejskim. To pod rządami „Dziewięciu” - il governo dei Nove - został zrealizowany projekt budowy Palazzo Pubblico i w konsekwencji również obecnego il Campo.
Palazzo został ukończony na początku XIV wieku i stał się natychmiast oficjalną siedzibą rady miasta. Posadzka natomiast została ukończona w połowie tego samego stulecia, a jej symboliczne podzielenie na dziewięć „cząstek” upamiętnia rząd Dziewięciu. Rząd - który wyniósł miasto na wyżyny, pod którego działaniem Siena rozkwitła, osiągnęła maksimum splendoru.
Jedną z ozdób placu jest bez wątpienia fontanna ulokowana u góry il Campo. Nazywa się Fonte Gaia - tak została "ochrzczona", po tym jak wielka radość mieszkańców wybuchła przy jej odsłonięciu, a miało to miejsce w 1346 roku. Radość wynikała stąd, że nagle dzięki ponad dwudziestopięciokilometrowemu, podziemnemu akweduktowi miasto dostało swoją wodę. System ten istnieje do dziś.
Na początku XIV wieku gmina zleciła udekorowanie fontanny znanemu artyście - Jacopo della Quercia. Dzieło zostało ukończone w dziesięć lat, a rzeźbiarz zainkasował ponad dwa tysiące złotych florenów. Do tej pory uznawane jest ono za jedno z najważniejszych dzieł włoskiej epoki Quattrocento.
Pod koniec XIX wieku figury wyrzeźbione przez Jacopo, były już bardzo naruszone przez czas. Dziś na placu możemy podziwiać kopie słynnych rzeźb, oryginalne marmury - odrestaurowane na tyle, na ile było to możliwe, wyeksponowane są w muzeum - Santa Maria della Scala.
Nasz dzień w Sienie miał być relaksem, poza krążeniem wokół placu wybrałam "tylko" dwa zabytki i na nich postanowiliśmy się skupić. Skosztowaliśmy też oczywiście słodkości i pici - słynnego sieneńskiego makaronu, ale poza tym mieliśmy cieszyć się chwilą, miastem, sobą, odkrywaniem... A to odkrywanie miało być jak uczta, jak powolne smakowanie, tak żeby móc zrozumieć, zapamiętać, docenić.
Dziś już zrobiło się późno, więc na spokojnie w następnych dniach opowiem Wam o pewnym dzwonniku, który "przejadał" całą pensję, o wybitych zębach świętej Katarzyny i o niedokończonym dziele Michała Anioła. I dalej będę oczywiście piać z zachwytu nad tymi moimi wielkimi cudami dnia powszedniego.
Dobrego dnia!
CZTERYSTA to po włosku QUATTROCENTO (wym. kuattroczento)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze