Morska superstrada
piątek, października 25, 2019
Staliśmy i patrzyliśmy jak morze uparcie starało się wyrzucić na brzeg wielką meduzę. Za którymś z kolei chlupnięciem galaretowata masa wylądowała na plaży i na pół zagrzebała się w piasku. Takiej meduzy jeszcze nie widziałam.
W czwartek jakoś tak wyszło, że pół dnia zrobiło się wolne. Do tego Mikołaj wracał dopiero o czwartej, chłopcy starsi jeszcze później, więc Paw zaczął przebąkiwać, że może gdzieś byśmy się przejechali. Gdzieś...
Wybór celu wcale nie był taki łatwy, bo jak na złość po raz pierwszy chyba w całym październiku niebo zasnuło się i powoli powoli z ołowianych chmur zaczynał sączyć się deszcz.
Przejrzałam wszystkie destynacje na mapie pogodowej, z żalem odrzuciłam Florencję, gdzie lać miało od rana, przez myśl przemknęła Bologna, ale zabrakło przekonania, potem Cesena ale i tę w końcu skreśliłam i ostatecznie, kiedy już byliśmy w Faenzie, zdecydowaliśmy by pojechać w stronę Ravenny.
A tak naprawdę to zamiast do Ravenny dotarliśmy do Marina di Ravenna, ot tyle by wykorzystać bezdeszczowy moment i pospacerować wzdłuż morza. Byliśmy tam już kiedyś, ale dosłownie na chwilę, dawno temu przejazdem.
Okazało się, że wilgotna i zwykle chłodna o tej porze roku riwiera Romanii przyjęła nas tym razem przyjemnie ciepłym powietrzem, a niebo choć ołowiane, a co za tym idzie też fotogeniczne, szczęśliwie oszczędziło nam deszczu. Momentami zdawało się nawet jakby przez grubą, pochmurną zasłonę próbowało przecisnąć się słońce.
Marina di Ravenna to miejscowość, jakich wiele na tym odcinku wybrzeża. Jej turystyczny bum miał miejsce w latach 60-tych ubiegłego wieku i wtedy to właśnie postanowiono stworzyć dla letników i mieszkańców dodatkową atrakcję, która szybko stała się popularna nie tylko wśród mieszkańców Mariny, ale też całej Ravenny i okolic.
Tutaj właśnie zbudowano słynną "palizzatę" - trasę spacerową prowadzącą w morze, długą na prawie 3 kilometry! Początkowo było to klasyczne molo na palach, dziś jednak to niemal prawdziwa droga, prosta i gładka jak superstrada, której końca nie widać... Rozmywa się on na horyzoncie i już już zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ale jednocześnie jakby wciąż tkwiło się w tym samym miejscu.
Wyobrażam sobie, że w niedzielę, latem, w święta, jest tu ruch jak na prawdziwej "człokostradzie", ale w czwartkowy ranek nie było prawie nikogo. Gdzieś tam przemykali pojedynczy spacerowicze, wędkarze na rowerach i mewy nad głową. Morze było nostalgiczne, spokojne, jakby szukało wyciszenia nim nadejdą listopadowe sztormy...
Niesamowity był to spacer, gdzie po jednej stronie rybackie szałasy, po drugiej port usiany lasem masztów i dookoła tylko morze. Morze i ten jego spokój u schyłku października. Im dalej w głąb morza, tym cieplej, tym ciszej... Tak pięknie się tegoroczny październik z nami żegna.
Wiem, wiem... Miało być o Florencji, o wyjeździe Niklasa, miało być zupełnie o czymś innym. Tymczasem ta Marina wyskoczyła całkiem spontanicznie, więc dziś mówię Wam DZIEŃ DOBRY w nadmorskim klimacie. Dzień dobry i dobrego już prawie weekendu!
Ps.
Wybaczcie dzisiejsze spóźnienie, ale rankiem musieliśmy odwieźć i pożegnać naszego Gościa.
ODJAZD to po włosku PARTENZA (wym. partenca)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze