Florencja, jaką kocham i co ma d...a do ziemi.
środa, października 02, 2019
Krajobraz za oknami wciąż się zmieniał... Najpierw w porannym słońcu falowały zielone wzgórza Apeninów, potem od Ronty, jak na prawdziwą jesień przystało, pociąg zanurzył się w gęstej mgle, która o tej porze roku często spowija centralne Mugello, aż w końcu od San Piero a Sieve mgły znów się rozstąpiły i już do samej toskańskiej stolicy mogłam cieszyć się widokiem pagórków, gajów oliwnych, cyprysów i wiejsko - pańskich posiadłości.
Florencja, mimo wczesnej pory, przywitała mnie gorącym słońcem. Wiedziałam, że to będzie dobry dzień - ja sama ze sobą, lato i moje ukochane miasto.
Dziś nie opowiem Wam o tym, co widziałam, a widziałam oczywiście prawdziwe cuda i odkryłam nowe miejsca! Musi mi się to wszystko w głowie ułożyć i już wczoraj, kiedy popołudniowy pociąg w drodze powrotnej wspinał się na wzgórza Alto Mugello znów łamałam sobie głowę - jak to wszystko opisać? Jak oddać słowami niezwykłość? Jak nie pominąć tego, co ważne?
Proszę zatem o cierpliwość, a ja gwarantuję, że w najbliższych dniach po kolejnej dawce florenckich "rarytasów" zatęsknicie za tym wyjątkowym miastem.
A tymczasem odrobina florenckiej "zwyczajności"...
Po raz pierwszy chyba w całej historii moich florenckich wypraw nie podeszłam pod Duomo, omijałam je skutecznie szerokim łukiem przez calutki, boży dzień. Zaplątałam się z radością w małe uliczki Santa Croce, cieszyłam oczy widokiem studentów, którzy rozłożeni na chodniku, ulicy i loży ryb szkicowali coś zacięcie. Obserwowałam florentyńczyków, robiących zakupy na Sant'Ambrogio, robotników posilających się trippą i lampredotto. Wyostrzyłam wzrok na detale, łapałam pojedyncze impresje, zachowywałam w głowie obrazy florenckiej codzienności - pani w chabrowych kozaczkach i z folkową torebką, zakonnica w błękitnym habicie przemykająca na rowerze, uliczny grajek i jego harmonia, puste stoliki i kolorowe obrusy, obłędnie przystojny sprzedawca przed sklepem ze starociami, dwa zdezelowane rowery oparte o fasadę palazzo, dosadne komunikaty wypisane na kawalku kartonu, itd... itp...
Żeby zobaczyć prawdziwe miasto, trzeba zejść z turystycznego szlaku - pisałam o tym nie raz i nie dwa. Jeśli ktoś biegiem zaliczył Uffizi, najważniejsze kościoły, Piazza della Signoria i Ponte Vecchio - owszem może i dużo zobaczył, ale niewiele "poczuł" prawdziwej Florencji. Łatwo się nią zachwycić, trudniej ją pokochać. Jednak kiedy już na dobre zalęgnie się w sercu, będzie jak narkotyk, już zawsze będzie się za nią tęsknić...
Nie będę taka "skąpa" i tajemnicza i nie zostawię Was dziś z samymi "dyrdymałami". Mam dla Was jedną malutką ciekawostkę, jako preludium do najbliższych florenckich wpisów. Tajemniczy marmurowy dysk wtopiony w posadzkę Mercato Nuovo.
Mercato Nuovo to ten targ, obok którego znajduje się słynny dzik. Swoją drogą nie wiem czemu nazywają go porcellino?? Targ jak to targ - torebki, pamiątki, skóry kolorowe, krawaty jedwabne, chusty kaszmirowe...
- Czegoś szukasz? - zapytał jeden ze sprzedawców, kiedy zataczałam kolejną rundkę ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Tak...
- Pewnie marmurowego koła?
- Dokładnie! - sprzedawca w lot złapał, co było przedmiotem moich poszukiwań.
- To tu, z tyłu, między straganami.
Rzeczywiście, niełatwo znaleźć ten detal. Podpowiem Wam - trzeba szukać w punkcie centralnym targu, w alejce, z której widać dzika.
Otóż dokładnie w tym miejscu dawno temu zostawali publicznie upokarzani bankruci. Handlarze zadłużeni, którzy stracili cały majątek byli tu właśnie wystawiani na publiczne pośmiewisko. Ściągano im spodnie i gołym "siedzeniem" uderzano kilka razy o ziemię. Zwyczaj nieco barbarzyński, ale widać lud nie miał innych rozrywek, więc z zapałem śledził takie "egzekucje".
Od tego zwyczaju narodziło się florenckie powiedzenie, które funkcjonuje po dziś dzień - finire (stare) col culo per terra - czyli "skończyć czy te ż wylądować z d...ą na ziemi". Oznacza to finansowy krach, upadek, bankructwo czy też generalnie poważne finansowe problemy.
I tak oto tym florenckim akcentem mówię Wam dzień dobry w ten jeszcze ciepły środowy poranek!
Ps. Jeśli szukacie towarzysza do spaceru po Florencji, napiszcie do mnie. A przy okazji e-book - "Florencja moimi ścieżkami" - już w przygotowaniu.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Porcellino to prosiaczek, świnka - czułe zdrobnienie dla dzika. Pięknie prezentuje się w nocy, kiedy nie ma straganów, a czasem nie ma w ogóle nikogo. To kopia, oryginał (który też jest wszak kopią, ale w innym rozumieniu) stoi w cudownym, klimatycznym Museo Stefano Bardini.
OdpowiedzUsuńBardzo czekam na kolejne wpisy o mojej ukochanej Fiorenzy!
Porcellino to prosiaczek wlasnie:) ale o malym dziku mowia Wlosi cinghialino:) a ten na mercato ani prosiaczek ani maly:) tak sie utarlo choc zaden florentynczyk Nie wie dlaczego:) juz jutro prawdziwa perelka:) a w planach juz mam kolejna historie do sfotografowania😍
UsuńPięknie uchwycone wrażenia, jak zawsze Kasiu,
OdpowiedzUsuńale... gdzie ten obłędnie przystojny sprzedawca? :)))
I... czy civaiolo to rodzaj fasoli? :)
Dobrego dnia!
Asia C.
znalazłem panoramę, jak przesunąć "na nogi" widok to widać fragment tego dysku:
OdpowiedzUsuńhttps://www.google.com/maps/@43.7701861,11.2543195,3a,75y,20.64h,69.86t/data=!3m8!1e1!3m6!1sAF1QipPttyCSpB88PE53-vgKaSB-LLUGzcOSRW00Dh9f!2e10!3e11!6shttps:%2F%2Flh5.googleusercontent.com%2Fp%2FAF1QipPttyCSpB88PE53-vgKaSB-LLUGzcOSRW00Dh9f%3Dw203-h100-k-no-pi-0-ya172.5701-ro0-fo100!7i8704!8i4352