Coś po coś, mały zawód i dwa słowa o Botticellim
czwartek, października 10, 2019
Kaki zaczynają powoli nabierać kolorów, jeszcze kilka dni temu były zielone, a teraz już wyraźnie widać, że biorą od październikowego słońca to, co najlepsze. Pięknie nam i miło z toskańską "ottobratą".
Po obiedzie usiadłam na chwilę na tarasie. Leżaki od czerwca wciąż stoją tak jak stały, zupełnie jakby sezon był w pełni. Położyłam komputer na kolanach z zamiarem "popracowania" i nawet nie wiem, kiedy... zasnęłam. Obudziłam się w momencie kiedy poczułam, że komputer "ucieka" mi z rąk. To Tomek, który właśnie rozkładał się obok ze swoimi lekcjami postanowił zapobiec nieszczęściu i odstawić moje narzędzie pracy na bezpieczny grunt.
- Śpij Pusia...
- Nie mogę! Która godzina? - złapałam tak głęboki sen, że nie potrafiłam ocenić czy przysnęłam na godzinę czy na pięć minut. - Ja mam przecież lekcje!
- Za dziesięć trzecia.
- Aaaa to spokojnie, jeszcze dziesięć minut. Dobrze, że przyszedłeś.
Lekcji o 15.oo nie było tak czy inaczej. To jest jedna z tych kwestii, którym nie mogę się nadziwić i do których się nigdy nie przyzwyczaję. Umówić się, zająć mój czas i nawet się nie odezwać... Ani przepraszam, ani pocałuj się w ... Na szczęście zdarza się to bardzo rzadko, ale niestety zdarza, a mnie wtedy najzwyczajniej w świecie opadają skrzydła. W ogóle mi w tym tygodniu opadły lekko skrzydła - będę szczera - nawet nie lekko i tak sobie rozmyślam, że może powinnam zmienić zajęcie?
Niby wierzę, że po każdym dołku jest górka, wierzę też, że wszystko jest po coś. Nawet jeśli dziś jeszcze kompletnie nie rozumiem po co, to pewnie z czasem - mam nadzieję - się dowiem. Wcześniej czy później znajdę sens niektórych wydarzeń.
Ranek obudził się wilgotny, pachnący jeszcze nocnym deszczem, ale ciepły niemal jak latem.
Na okiennicy ktoś zawiesił mi torebkę ze śniadaniem. Chrupiące rogaliki i chęć sprawienia mi radości to słodkie antidotum na ostatnie smutki.
***
- Nareszcie jestem czyimś ulubionym uczniem - obwieszcza dumny Mikołaj.
- Czyim?
- Prof od "arte" (od sztuki)!
- Co dziś robiliście?
- Primaverę!
- Ha! Pewnie pochwaliłeś się tym, co wiesz?
- Powiedziałem o Simonetcie i tak dalej...
Mikołaj rozpędził się i zaraz też przede mną rozciągnął opowieść o piękności Florencji, o Florze i o samym Botticellim.
- Wiesz, że Botticelli to przydomek?
Alessandro di Mariano Filipepi - tak naprawdę nazywał się jeden z największych artystów Florencji. Niektórzy tłumaczą, że przezwisko Botticelli (botte po włosku to beczka) było aluzją do jego niskiego wzrostu i postury dalekiej od modelu Herkulesa. Bardziej jednak prawdopodobne jest to, że przydomek ten "pożyczony" został od jego starszego brata, który to zajmował się wyrobami ze złota - "battigello" - to dawniej jubiler.
Człowiek uczy się całe życie. Swoją drogą zamieniłabym wszystkie lekcje tak zwanej plastyki w moim życiu, na jedną prawdziwą lekcję sztuki we włoskiej szkole.
DOBREGO DNIA i oby skrzydła wróciły do właściwej pozycji...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Pani Kasiu znalazłam kiedyś taki fajny tekst "Wszystko w życiu jest tymczasowe więc jeżeli coś idzie dobrze trzeba się cieszyć bo nie będzie trwać wiecznie, a jeżeli coś idzie źle nie martw się to też nie będzie trwać w nieskończoność" Wydrukowałam to sobie i powiesiłam w miejscu gdzie najczęściej przechodzę żeby w gorszych chwilach sobie przeczytać i się podbudować emocjonalnie- działa więc polecam. I mam nadzieję, że akurat ten gorszy czas u Pani mija i będzie lepiej. Pozdrawiam, Karolina
OdpowiedzUsuńKasia jak nie wierzysz że po każdym dole jest górka wyjdź na spacer to jest Toskania sama się przekonasz :)
OdpowiedzUsuńPiotrek