Dotknąć toskańskiego nieba... - powrót na Pratomagno
niedziela, września 15, 2019fot. Tomek |
Wyobraźcie sobie takie miejsce, skąd jednocześnie możecie podziwiać ośnieżone szczyty Alp, lśniące w słońcu Jezioro Trazymeńskie, Monte Amiata i panoramę Florencji…
Wyobraźcie sobie, że stoicie wysoko, wiatr targa włosy, a wy macie wrażenie jakbyście głową dotykali nieba…
Wyobraźcie sobie, że stoicie gdzieś na skalnej półce, a cały świat leży u Waszych stóp i zdaje się, że gdybyście rozłożyli ręce moglibyście polecieć, poszybować ponad toskańskimi lasami i pagórkami… I z wrażenia, ze zdumienia, ze wzruszenia zaczyna brakować Wam tchu…
Wyobraźcie sobie pagórki malowane we wrześniu złotem wyschniętych traw i fioletem wrzosów. Wyobraźcie sobie galopujące swobodnie stado koni i krowy na pastwisku...
Wyobraźcie sobie…
A jeśli kiedyś dotrzecie na Pratomagno nie będziecie musieli sobie już tego wyobrażać. To wszystko i jeszcze więcej zobaczycie na własne oczy!
Nasza trzecia próba dotarcia na jeden z najpiękniejszych balkonów Italii zakończyła się... powiedzieć sukcesem to mało! Piękniejszego pożegnania wakacji nie umiałabym sobie wyobrazić.
fot. Mikołaj |
Prognozy pogody jednogłośnie zapewniały o upalnym, nieskażonym chmurką weekendzie. Zaklinałam w duchu, żeby Mario w sobotę nie pracował i żeby zaproponował jakieś wojażowanie. Widać dobra ze mnie czarownica, bo już w czwartek padła propozycja:
- Pogoda w weekend ma być jak żyleta, to co? Robimy trzecie (tu: pierwsze i drugie) podejście Pratomagno?
- Jak nie teraz, to już nie wiem kiedy! - przyklasnęłam z radością.
Pogoda rzeczywiście uraczyła nas upalnym latem. Zapakowaliśmy bagażnik jedzenia i nim dojechaliśmy do punktu, skąd startuje pieszy szlak, zatrzymaliśmy się na piknik, bo już mniej więcej w połowie drogi przynajmniej część wycieczki była głodna. Jakżeby inaczej...
- Scusi, czy ktoś może mi zawiązać supeł? - mały chłopczyk stanął bezradnie z kamykiem i tasiemką w ręku. |
Pratomagno znajduje się zaledwie 120 km od Marradi, ale droga jest bardzo powolna. To tak naprawdę z krótkimi przerwami 120 km zakrętów. Ale my właśnie takie drogi lubimy... Lepsza pusta kostropata droga, niż uczęszczany, elegancki trakt...
I tak właśnie tą prawdziwie kostropatą drogą tuż po dwunastej dotarliśmy do strefy piknikowej pod Pratomagno, gdzie jak przewidział Mario całkiem sporo osób postanowiło świętować zakończenie wakacji, więc tym bardziej błogosławiłam go za przystanek kilka kilometrów wcześniej, gdzie mogliśmy cieszyć się absolutną ciszą i spokojem.
Ruszyliśmy "rozgogoleni", rozpaleni wrześniowym słońcem, ale po kilku krokach w górę cofnęliśmy się do samochodu po coś do "ogacenia się" - jak mawia A. - im wyżej, tym wiatr był chłodniejszy.
- Weźcie jakieś bluzy, tam bardzo wieje.
- Wieje, wieje! - przytaknął chłopiec z kamykiem bawiący się na drodze.
Wiedziałam, że Pratomagno skradnie mi serce. Czułam to przez skórę... Te łąki, niekończące się połacie złotych traw i wrzosów...
- Wiosną też musi tu być niezwykle, kiedy to wszystko jest soczyście zielone i kwitnące! Wyobrażacie sobie?
Przystawaliśmy co kilka kroków i nie wiem co bardziej zapierało dech - czy widoki czy wiatr, który jakby chciał poderwać nas do lotu...
Dojście do krzyża zajmuje 30 minut, ale nam zajęło chyba godzinę...
- Patrzcie jak pięknie widać Apuane!
- A tam dalej Alpy! To śnieg! To nie są chmury, tylko zaśnieżone szczyty Alp!
Dalej było tylko piękniej i jeszcze bardziej zachwycająco.
fot. Tomek |
Z Pratomagno wiąże się kilka historii. Pierwsza z nich to tragiczna historia asa lotnictwa. Herbert John Hinkler był Australijczykiem i jednym z najlepszych pilotów początku XX wieku. Urodził się w 1892 roku w Queensland. Zafascynowany lotnictwem od dziecka, konsekwentnie realizował swoje marzenia o lataniu. Uczestniczył w I wojnie światowej. Jego najbardziej spektakularne osiągnięcia to pierwszy samotny lot z Anglii do Australii w 1928 roku i trzy lata później pierwszy lot w pojedynkę nad południowym Atlantykiem.
7 stycznia 1933 roku Hinkler próbował zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem i pobić rekord w w przelocie z Anglii do Australii, jednak tuż po tym, kiedy minął Florencję, zniknął z pola widzenia. Jego ciało i resztki samolotu odnaleziono dopiero po 111 dniach!
Tablicę upamiętniającą wielkiego lotnika znajdziecie w drodze do krzyża.
fot. Mikołaj |
Czyje sokole oko wypatrzy kopułę Brunelleschiego? |
Na szczycie Pratomagno, gdzie prawie sto lat temu ustawiono żelazny krzyż, ludzi była ledwie garstka. Spełniły się moje nadzieje, że większość wycieczkowiczów wybierze morze... Trochę żałowałam tylko, że jednak nie przytachaliśmy tutaj kosza z jedzeniem. To byłby piknik jedyny w swoim rodzaju!
Następnym razem!
Następnym razem przyjdę tu z kanapką i z winem i niech się schowają najlepsze restauracje świata.
fot. Tomek |
Krzyż na Pratomagno, wysoki na dwadzieścia metrów został postawiony w 1926 roku z inicjatywy ojca Luigiego z Pietrasanty w siedemsetletnią rocznicę śmierci świętego Franciszka z Asyżu. Umiejscowienie krzyża nie jest przypadkowe. Znajduje się on dokładnie na wprost klasztoru w La Verna, gdzie Franciszek został naznaczony stygmatami.
w oddali Lago Trsimeno |
Odrobinę lepiej widoczne Jezioro Trazymeńskie i Umbria |
fot. Tomek |
fot. Tomek |
fot. Tomek |
fot. Mikołaj |
Marzę o tym, by wrócić na Pratomagno, by znów poczuć ten wiatr, by przez chwilę być jak ptak, który szykuje się do lotu... "Wielka łąka" to jedno z tych miejsc, gdzie człowiek na amen może zakochać się w górach, bo kiedy już poczuje wolność, którą one daję, tą przestrzeń, kiedy głową dotknie nieba, to nie będzie odwrotu. Już zawsze będzie chciał wracać, będzie tęsknił każdą komórką ciała...
Wracaliśmy do domu inną drogą, jeszcze bardziej kostropatą niż poprzednia. Postanowiliśmy zatrzymać się na popołudniowe aperitivo w Stia, na słynnym placu, który znamy z kultowego włoskiego filmu il Ciclone i który odkryliśmy przypadkiem w czasie naszej wielkanocnej podróży kilka lat temu.
Chcieliśmy przedłużyć ten dzień najbardziej jak to możliwe, jakby każdy z nas chciał żeby on nigdy się nie skończył...
Pratovecchio |
Wreszcie kiedy zjechaliśmy z gór naszym oczom ukazało się wyczekane miasteczko. Zatrzymaliśmy się najpierw w tabaccherii, bo Tomek miał jeszcze kupić pocztówkę do wysłania nauczycielce od niemieckiego, a ja zaraz skorzystałam z okazji, by zapytać o informacje:
- Przepraszam, a na plac główny to którędy?
- O tam pokazała kobieta ręką w stronę placu, z którego przyszliśmy.
- Hmmm... - zwątpiłam.
- Chyba, że masz na myśli stary plac?
- O to to! Na pewno stary, tam gdzie kręcili il Ciclone.
- A nie, il Ciclone to przecież nie tu! To w Stia go kręcili.
Konsternacja.
- A to my nie jesteśmy w Stia?
- Nie, jesteście w Pratovecchio.
O! I tak na koniec - jak to mawiają Włosi - figurina di m...a. Nie byłabym sobą bez drobnej gafy!
Stia i jej słynny plac |
Za udany dzień, za Pratomagno, za wakacje, które właśnie dobiegły do mety... |
pieve w Stia |
"Il Ciclone" |
Tego jeszcze nie grali, czyli Mario kupuje mi souvenir! |
To był cudowny, przecudowny dzień i przepiękne lato... ARRIVEDERCI VACANZE! Do zobaczenia wakacje już za niecałe 9 miesięcy!
Informacje praktyczne:
Najłatwiej dojechać do Pratomagno od strony Poppi, choć na pewno też jest dojazd od strony Valdarno. Trzeba kierować się drogowskazami. Ostatnie dwa kilometry to droga szutrowa. Na jej końcu zostawia się samochód. Tuż obok parkingu jest super wyposażona zona - piknik. Szlak do krzyża, tak jak pisałam to około pół godziny przyjemnego spaceru, tylko na początku jest lekko pod górę. Pratomagno to już wysokość ponad 1500 m npm. pamiętajcie więc, że nawet w upalny dzień warto mieć coś do okrycia się, bo zwykle wieje wiatr. Z tego też względu lepiej wybierać ciepłe pory - lato, późną wiosnę lub wczesną jesień. Zwróćcie też uwagę na pogodne niebo, bowiem tylko wtedy można stąd zobaczyć pół świata. Nie bez powodu Pratomagno określa się mianem jednego z najpiękniejszych balkonów Italii.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
12 komentarze
Cudnie, trochę przypomina część Bieszczad...Asia Op.
OdpowiedzUsuńTylko widoki inne:)))
UsuńKasiu, witaj :)
OdpowiedzUsuńTrochę podobne nasze historie, nasze odczuwanie, nasze krajobrazy i pejzaże.
Mieszkam w Hiszpanii, aktualnie na samiuteńkiej północy, w Kantabrii. Pełno tu domów z kamienia (zwanych cabañas) porozrzucanych po okolicznych wzgórzach i pagórkach, zewsząd słychać dzwonki pasących się krów, gdzieniegdzie widać wstążeczki strumyków i wodospadów, w oddali góry, a za nimi Atlantyk. Właśnie rozkwieciły się wrzosy i kolcolisty, a lato wciąż nie daje za wygraną. Widoki zapierają dech w piersiach i kto się tu znajdzie - lekko unosi się nad ziemią ze szczęścia. Już nie raz miałam wrażenie, że lewituję :D A czytając to, co opisujesz, co i rusz mam wrażenie, jakbym czytała o sobie i tych wszystkich maravillas, które mnie tu otaczają. I pomyślałam, że muszę Ci o tym napisać i posłać moc serdeczności, Cudna Kobieto, prosto z magicznej Kantabrii i prosto z mojego bloga, Miejsca Spotkań Wymyślonych.
Zatem z Półwyspu Iberyjskiego na Półwysep Apeniński - saludos y abrazos! :)
Mar
Widzę to wszystko oczami wyobraźni!!!! Zajrzę na pewno na bloga! Witaj w Kamiennym Domu:)
UsuńCoz za wspaniale miejsce! Zdjecia zachwycaja, wiec rozumiem Twoj zachwyt rzeczywistoscia. Te stada koni to poldzikie?
OdpowiedzUsuńPiatka w lewej dolnej czesci:) Alez ten Tomek ma oko.
Pozdrawiam Malgosia Neuss
Piątka w samym centrum:)) Ale aż mnie zaciekawiłaś:) Idę szukać Twojej ! Stado przez chwilę miało obok pasterza czy też "poganiacza" więc raczej nie dzikie, ale myślę, że prawie takie prawie pół dzikie:))
UsuńWidoki jak z naszych Beskidów, aż swoisko się zrobiło :D
OdpowiedzUsuńZ tą różnicą, że z Pratomagno widać o wiele więcej:)))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZachwycam się Twoją Toskanią od kilku lat (sama 3 lata temu ją odwiedziłam, byłam w okolicach Figline Valdarno i troszkę pozwiedzałam okolicę) a tu bęc spotykam Twojego bloga na Social Mediach na Fejsie :) Pozdrawiam z chłodnej Anglii
OdpowiedzUsuńPiękne, klimatyczne zdjecia :) widoki wręcz zachęcają do długich wędrówek!
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Można się rozmarzyć, ja przed oczami od razu widzę Gruzję, mimo, że mam ją na codzień. Bardzo ciekawy dla mnie jest fragment o tym australijskim pilocie. Doskonała robota!
OdpowiedzUsuń