A milin pięknie kwitnie...
czwartek, lipca 11, 2019
Nad wybrzeżem adriatyckim od Romanii po Abruzzo przetoczyły się niewyobrażalne zawieruchy, wspomagane nawet trąbami powietrznymi. Coś okropnego! "Nasze" dawniej często odwiedzane Milano Marittima zostało porządnie ogołocone z drzew. Tempesta powyrywała z korzeniami charakterystyczne nadmorskie sosny. Czego nie powyrywała to połamała jak zapałki. Niżej, zdaje się w okolicach Bari, niebo bombardowało gradem wielkości piłeczek tenisowych...
U nas natomiast znów tylko zawiało, pokropiło, potem chwilę lunęło i to by było na tyle, jeśli chodzi o perturbacje pogodowe, przynajmniej na ten moment. Pogoda znów się ustabilizowała, choć muszę z żalem stwierdzić, że temperatura o te kilka stopni się obniżyła. Na spacer do Marradi na wieczorne lody, chłopcy po raz pierwszy od nie wiem kiedy wyciągnęli bluzy.
Pogodowe zawirowanie - oczywiście bez takich atrakcji jak nad morzem - od czasu do czasu jest potrzebne. Człowiek ma przynajmniej okazję nadrobić braki w domowo - pracowych obowiązkach i tak ja w środowe deszczowe popołudnie uporałam się w końcu ze zdjęciami z ostatniej sesji. Miałam zamiar zrobić coś więcej, ale szybko się wypogodziło i mój zapał do pracy szlag trafił.
Poza tym zostałam sama z chłopcami po raz pierwszy od dwóch tygodni i nie miałam ochoty robić nic więcej, jak tylko cieszyć się spokojnym lipcowym dniem, lekturą na tarasie, kwitnącym milinem przy via Francini, smakiem pomidorów z własnej uprawy, rozmowami z chłopcami ciągnącymi się bez końca...
Minął pierwszy miesiąc wakacji. Na moście w Marradi zawisły już zielone flagi "Piaza" - to znak, że zbliża się wielkimi krokami turniej złotego rusztu.
Na najbliższe dni mamy trochę ambitnych planów - na pewno Florencja kolejny raz, bo przecież Mikołaj dalej męczy o tego Giotto i Novellę, może Bolonia znów, bo mam kilka ciekawostek do zgłębienia. Poza tym zrodził mi się w głowie ekspresowy plan i mamy zamiar odwiedzić jeszcze jedno miasto, całkiem nowe, nieznane - pół środy główkowałam co to ma być za miasto i już wiem, już mam plan!
Chcielibyśmy gdzieś dalej, gdzieś na dłużej, ale jak się nie da, to się nie da. Wszystko w swoim czasie... Cieszmy się tym co można, co tu i teraz. Jest tak dobrze, tak pięknie i milin kwitnie...
ZWIEDZIĆ to po włosku VISITARE (wym. wizitare)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
W milinie zakochałam się kilka lat temu widząc jego trąbki kwiatowe na parkanie ogrodzenia w Powsinie. Mam i u siebie ale ma problemy żywotne, gleba... u innych tak pięknie rośnie i kwitnie a u mnie klapa ale nie poddaję się :) Pewnie go w końcu przesadzę do innego miejsca...pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż mam milin w tym kolorze przy tarasie. A od wiosny hiacynty, krokusy, narcyze, tulipany, magnolie, bzy, hortensje, wiciokrzew, piwonie, róże, malwy, pelargonie, begonie, mieczyki, lilie, dalie - wszystkie najpiękniejsze. Kwiaty jak muzyka, niezbędne do życia :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i zazdroszczę Ci tej Italii. Pozdrawiam, Katrin