Pierwsze kroki, wieczorne kolory i to czego się nie da zabutelkować

piątek, czerwca 14, 2019


Wieczorami kolory są bardziej nasycone, a powietrze pachnie jeszcze intensywniej. W drodze do Marradi w czasie "pokolacyjnego" spaceru mijamy wielu znajomych i nieznajomych. W taką pogodę trudno wysiedzieć w domu. Chciałoby się iść i iść bez końca i tylko tym czerwcem pachnącym oddychać...

Woda w rzece jeszcze chłodnawa, ale nie przeszkadza to chłopcom zażywać pierwszych kąpieli, tym bardziej, że po majowych deszczach woda bardzo nie opadła, więc i tuż pod domem kilka głębszych miejsc się znajdzie. To chłopców szczególnie cieszy, bo przecież oni już nie małe dzieci... Coraz bardziej głowę trzeba zadzierać, by im w oczy popatrzeć  ...

- Wiesz Pusia, ja to spotkanie w Brisighelli to mam za tydzień...
- Gratuluję rozgarnięcia! A potem śmiejesz się ze mnie, że to ja wszystko plączę!

Tomkowi pokiełbasiły się dni, widać przestawił się już na letnio wakacyjny tryb i głowa kompletnie rozkojarzona. Takim oto sposobem w czwartek, poza moimi lekcjami i pilnymi mailami, nikt nic nie musiał. Przetrwoniliśmy więc dzień na swoje sprawy, na nicnierobienie, na własne przyjemności. Chłopcy przez pół dnia tworzyli zacięcie coś z lego. 
Potem zbiegali na dół i demonstrowali mi efekty swojej pracy osadzone silnie w tematyce Gwiezdnych Wojen. Mikołaj tylko co jakiś czas przysiadał z gitarą i dla relaksu Jamesa Blunta wygrywał. 

Ja ...
Ja zaległam na tarasie zaczytana, "zapisana", "zanicnierobiona" z twarzą wystawioną w stronę palącego słońca. 


Ostatnio w "notesach" piszę codziennie. Przez blog i nadmiar zajęć w ostatnich latach trochę te moje notesy zaniedbałam, dlatego teraz piszę częściej. Piszę, kiedy tylko mam choćby chwilkę. 
Niestety czas, zapach czy szczęście nie dadzą się zabutelkować jak wino. Nie można zatrzymać ich przy sobie na dłużej, ale można je opisać, a potem za każdym razem czytając kartka po kartce, wspomnienia powrócą jak żywe.


Idziemy w wieczornym słońcu via Francini i trzymamy się za ręce. Przez chwilę czuję się jakbym była w ich wieku, przez chwilę jesteśmy jak Bolek, Lolek i Tosia. Znów żartujemy, bawimy się w zgadywanki, przystajemy na kilka zdjęć. Mijający nas ludzie uśmiechają się serdecznie. Chciałabym wiedzieć co myślą, jak nas widzą po tych kilku latach tu. Zbliża się oto kolejna rocznica...
Dwanaście lat temu już powoli szykowałam się do podróży, robiłam listę rzeczy do zabrania, studiowałam przewodnik, powtarzałam włoskie słówka. Tomek był wtedy rozgadanym trzylatkiem, a Mikołaj nie potrafił jeszcze sam chodzić na tych swoich krzywych nóżkach. Pierwsze kroki zrobił przecież tu, w Biforco...

PIERWSZE KROKI to po włosku I PRIMI PASSI (wym. i primi passi)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

1 komentarze

  1. W podobnym czasie wyprowadziłyśmy się ze stolicy. Ty pełna entuzjazmu ja raczej pełna niepokojów co jak się dość szybko okazało były słuszne. Ale cieszę się, że Tobie się udało :D Uwielbiam szczęśliwych ludzi, siebie nie widzę, więc... dzięki temu mogę teraz sobie czytać twoją życiową powieść :)
    Super, że piszesz :D

    OdpowiedzUsuń