Piątkowe nieprzygody

sobota, czerwca 08, 2019


Tak w ogóle to piątek zaczął się beznadziejnie. Tak beznadziejnie, że w południe to już łzy dyndały mi na rzęsach. Chciałam się cieszyć wakacjami Tomka, ale lawina niefortunnych zdarzeń skutecznie zakłóciła mój spokój. Przede wszystkim przygoda z internetem miała swój ciąg dalszy... 
Po mojej telefonicznej awanturze w czwartkowy wieczór, kiedy to puściły mi już ostatnie hamulce i pierwszy operator bezczelnie odłożył słuchawkę, drugi bardziej odporny na wrzaski przyznał, że chyba rzeczywiście już czas wysłać technika z krwi i kości...

W piątkowy ranek dwie lekcje jako tako jeszcze udało się zrealizować, ale dwie kolejne już nie, tym bardziej, że tak jak obiecano - zadzwonił technik, by zakomunikować, że już jedzie.
Technik - przeuroczy Salvatore - spędził przy moim modemie około godziny. W tym czasie odbył kilka równie nerwowych jak i moje rozmów z centralą, potwierdzając to, co ja starałam się zakomunikować od dwóch tygodni - internet wolny jak w średniowieczu. 
Ostatecznie rozłożył ręce i z żalem stwierdził, że na tym etapie jego i w ogóle fastwebu kompetencje się kończą. Problem jest w kablach, w skrzynce, a tym niestety zarządza telekom... Kolejne 36 godzin czekania na interwencję z zewnątrz. 
Przełknęłam gorzką pigułkę i zamiast rozpaczać zabrałam się za prace domowe. I tak to jest jak się chce zrobić dziesięć rzeczy na raz... W jednym ręku notes, drugą brudne rzeczy do prania. W notesie o zgrozo telefon... Łup, trzask, kilkumiesięczny samsung zaliczył twarde lądowanie. Nie wyglądało groźnie, z ulgą stwierdziłam, że szkło jest całe - na pierwszy rzut oka. Telefon jednak był martwy, a na wyświetlaczu pod zewnętrzną pokrywą pojawiły się delikatne pęknięcia.
Beznadzieja...


Tomek wrócił szczęśliwy ze szkoły. Opowiadał jak to się wszyscy wyściskali na koniec, a potem jak z Gennaro poszedł na lody. Ja natomiast opowiadałam o moich porannych "nieprzygodach"... 
- Pusia ile ty telefonów załatwiłaś w tym roku?
- Teraz już na pewno kupię gumową skarpetę!


Po południu wsiadłam w pociąg i pojechałam do Faenzy. Stwierdziłam, że powiem wprost jak sprawy stoją, że jestem klientem od roku i mam u nich w sieci trzy numery, i że bardzo ich lubię i nie mam pieniędzy na nowy telefon po regularnej cenie i żeby mi coś zaproponowali. W ostateczności pomyślałam, że wezmę czwarty numer - najwyżej będzie dla Pawia
Koleje państwowe podróż do Faenzy podarowały mi gratis. Kontroler nie miał reszty i przyznał, że z szukaniem drobnych za dużo zawracania głowy, więc wydrukowany bilet zwinął w kulkę i wcisnął do kieszeni swojego uniformu. Ucieszyłam się jak głupia, choć to tylko kilka euro, bo w końcu coś było na plus. 
W "Wind" przedstawiłam mój mały telefoniczny "dramat" i ku mojemu zdziwieniu sprzedawca niewiele myśląc zaproponował:
- Mogę dać ci gratis alcatela, chcesz?
- Gratis? 
Moje zdziwienie jeszcze większe, niż wtedy kiedy kontroler chował w kieszeni zmięty bilet. 
Po dziesięciu minutach wyszłam ze sklepu z nowym telefonem, na który nie wydałam ani centa. Wszystko załatwiłam w trymiga i nawet zdążyłam na najbliższy pociąg. Wracałam do domu już spokojniejsza i pogodniejsza. 

W czasie kolacji zadzwonił Telekom. Myślałam, że chcą się umówić na naprawę, tymczasem oni... zaproponowali kontrofertę! Abonament jeszcze o 10 euro niższy niż fastweb i przepięcie mnie do najbliższej skrzynki, co było kluczowe w tym wszystkim. Jak wyjaśnił operator internet jest słaby, bo jestem podpięta do skrzynki, która znajduje się prawie kilometr od mojego domu...
Amen. 
***
Wieczór nastał piękny i ciepły - pierwszy wakacyjny wieczór Tomka. Po kolacji zaprosiłam chłopców na lody. Szliśmy pod gęstymi lipami, wygłupialiśmy się, gadaliśmy o tym i o tamtym i nareszcie zrobiło mi się dobrze i lekko. Świat może się walić pomyślałam, ale przecież mam ich - a to wystarczający powód, by uśmiechać się nawet wtedy, kiedy nie wszystko idzie tak, jak iść powinno. W miasteczku spotkaliśmy byłe nauczycielki Tomka. Prof od matematyki szczerze pogratulowała tak dobrych wyników zwłaszcza z jej dziedziny, a maestra Rita, która była pierwszą włoską nauczycielką Tomka ze wzruszeniem wysłuchała jego relacji o teatrze, podróży do Niemiec, o nowych znajomościach i sukcesach.  

Dziś sobota pracująco - stresująca. Tak czy inaczej jedno jest pewne - pogoda będzie bajeczna, a to już coś. Poproszę o kciuki, by bierzmowane dzieciaki udało się jak najładniej sfotografować. Mój stres wynika z tego, że - jak nauczyły mnie ostatnie doświadczenia - przy zdjęciach grupowych nie sposób zadowolić wszystkich... Dobrze, że to już ostatnie tego typu przedsięwzięcie w tym sezonie. 
Wam życzę oczywiście cudnego weekendu!


NIEPRZYGODA to po włosku DISAVVENTURA (wym. disawwentura)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

8 komentarze

  1. Kasiu, i Ty narzekasz???? Wszystkie problemy rozwiązują się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! Ile osób tak ma??
    Jesteś w czepku urodzona!! 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie? Eh... O czubek gory lodowej. Mozna o mnie wiele powiedziec, ale ze jestem w czepku urodzona to stwierdzenie na wyrost:)

      Usuń
    2. Nooo komentujemy tylko to o czym piszesz na blogu, a z tego co piszesz - to właśnie tak czarno na białym wygląda :)

      Usuń
    3. Tak przypuszczam:) na blogu problemow jest tylko garstka Bo mimo wszystko wole skupiac sie na tym co dobre:)

      Usuń
  2. O jejku, jejku! Dzisiaj to wszystko napisałaś? Ja siedzę sobie we Flo na Piazza Santissima Annunziata, pomyślałam sobie, ze w kościele, w którym byłam już tysiąc razy, zlokalizuje w końcu rzeźbę Wita Stwosza, bo ktoś mnie ostatnio o to pytał, a ja widziałam dawno i zapomniałam. Zaczęłam wiec googlać i wygooglalam Twojego bloga, w którym co prawda nie było o Stwoszu, ale za to jaki fajny blog! Przeczytam archiwum i będę czytać, teraz opuszczam Flo i jadę na wieś, pod Monte Sań Sabino.

    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi Milo:) niezwykle ciesza takie slowa:) tak ti wszystko z dzis:) dobrego dnia i witaj w Domu z kamienia!

      Usuń
  3. Nie ma tego złego... itd... :)
    Trzymam kciuki, by to były już Twoje ostatnie nieprzygody z telkomem.
    Zdjęcia też wyjdą super! Jak zawsze!
    Uściski!
    Asia C.

    OdpowiedzUsuń