Czas utracony
piątek, maja 10, 2019Stoimy przed szkołą w ciepłym popołudniowym słońcu. Opowiadam M. co tam u mnie słychać, bo sporo czasu minęło od kiedy widzieliśmy się ostatni raz.
- Jak zawsze... Dużo lekcji, zdjęć teraz jeszcze więcej, turyści, blog i tak się kręci.
M. patrzy na mnie z troską, nawet jeśli staram się zrobić jak najbardziej wojowniczą i przebojową minę.
- A czas dla siebie? Masz czas dla siebie?
- Będę troszkę miała może pod koniec miesiąca... A może w czerwcu ze dwa dni... Jest w porządku.
- To nie dobrze - kwituje smutno. - Trzeba pracować, ale trzeba mieć też czas dla siebie. Czas jest ważny. Stracony czas to jedyna rzecz, jakiej nie sposób odzyskać.
Wracamy z Mikołajem do domu. Pogoda jest bajeczna, choć jak na mój gust mogłoby być trochę cieplej. Zahaczamy o supermarket, ale tak mam myśli skotłowane, że zapominam połowy rzeczy.
- Co ty fotografujesz? - pyta zniecierpliwiony.
- Zobacz jak wspaniale wyglądają teraz góry. W końcu wszystko jest zielone!
Niektóre miesiące powinny trwać zdecydowanie dłużej. Już kiedyś pisałam, że od ręki oddałabym listopad za dodatkowy maj...
- Co ty fotografujesz? - pyta zniecierpliwiony.
- Zobacz jak wspaniale wyglądają teraz góry. W końcu wszystko jest zielone!
Niektóre miesiące powinny trwać zdecydowanie dłużej. Już kiedyś pisałam, że od ręki oddałabym listopad za dodatkowy maj...
"Czasu nie sposób odzyskać..." - myślę, kiedy zmiatam sprzed domu resztki kwiatów glicine
zbitych w "dywan" niedawnym deszczem. Powinnam usiąść dokończyć zdjęcia z bierzmowania, powinnam pewnie poprasować, wstawić kolejne pranie, zaplanować lekcje na nowy tydzień... Ale niech zdjęcia poczekają, niech wszystko inne przez chwilę poczeka. Popołudnie jest takie piękne, popołudnie, które jutro będzie już przeszłością. Kolory nasyciły się majem, ożywiły wiosennym deszczem. Siadam na tarasie z książką, którą podarowała mi M. i odpływam myślami do Rzymu.
Marzy mi się ten Rzym teraz jeszcze bardziej. Muszę wyrwać dwa dni z codzienności i zabrać chłopców do Rzymu. Och! Nawet jeden! Nawet jeden dzień by nam wystarczył.
I coś trzeba zrobić z tym czasem...
UTRACONY to po włosku PERSO (wym. perso)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
"Marzy mi się ten Rzym teraz jeszcze bardziej"
OdpowiedzUsuńRzym jest nie do zdarcia, podobnie jak Firenze, ktore Ty masz w odleglosci rzutu beretem:) Bedac w Rzymie mam zawsze dylemat. Staram sie moja miloscia do Italii zarazic jak najwiecej moich znajomych. Efekt: za kazdym razem w Rzymie jestem z kims kto jest tam pierwszy raz. Wiadomo ze punkty turystyczne trzeba po raz kolejny przejsc. Ale ile razy mozna byc( w moim przypadku) pierwszy raz w Rzymie? Wypady sa kilkudniowe. Ostatnim razem znalazlam sposob:upijam wieczorem moja towarzyszke, czy towarzysza podrozy winem, a rano, sama wyruszam na podboj tego co jeszcze nie widzialam. Okolo poludnia stawiam sie w Hotelu(brrr) lub w wynajetym mieszkaniu i pozniej to nawet moga byc hiszpanskie schody i fontana di trevi:)
Malgosia Neuss