Zmęczenie ogarnęło nie tylko mnie. Choć ranki już widne, to jednak z każdym dniem coraz trudniej nam się dobudzić. Przy śniadaniu Tomek zrezygnowany przegryza biscotti i wyjątkowo nie ma nic do powiedzenia. Jedyne zdanie jakie wypowiada na głos to:
- Pusia jak ja bym chciał wrócić do łóżka...
- I ja... - odpowiadam solidarnie jednocząc się w bólu.
Królestwo za łóżko, za sen, za odpoczynek!
Tylko Mikołaj musi mieć jakiś tajemny sekret. Czasem patrzę na niego i zastanawiam się skąd on czerpię energię. Wyskoczył dziś z łóżka jak sprężyna, zwarty i gotowy do zawodów sportowych i na dzień dobry zaczął podśpiewywać Kalinkę...
Być jak Mikołaj!
Na szczęście zapowiadany na poniedziałek armagedon pogodowy jakimś cudem Marradi oszczędził. Oczywiście zimno dało się odczuć, słońca było tyle co nic, ale też ostatecznie obyło się bez "dramatów". Kolejny wybryk aury przewidziany jest na weekend - wprost idealnie - szlag trafi obiad w ogrodzie po bierzmowaniu Mikołaja. Komunia była w deszczu i teraz - zdaje się - czeka nas powtórka z rozrywki.
Ale do weekendu jeszcze daleko, a dziś to dziś i dziś ma być kwiecień prawdziwy, a nie jakiś tam plecień.
Przy stole w Kamiennym Domu znów się zagęściło. W tej całej codziennej gonitwie nawet nie upamiętniłam jak należy chwil w starym, doborowym towarzystwie, a tu przecież pobyt Gości powoli dobiega już półmetka.
Jutro wszyscy na chwilę pasujemy z gonitwą, jutro ma być wolny dzień, jutro ma być ładnie, jutro wszyscy razem mamy pojechać "gdzieś", jutro się zobaczy...
Wzruszający komentarz Joli pod "siedmioletnim" postem wywołał we mnie kolejne refleksje. Ileż to się "nadziało" przez ten blog, ile dalej dzieje, ile jeszcze wydarzy... Gdyby nie ten blog Goście nie przyjechaliby teraz do Marradi, po to, po co przyjechali... Życie codziennie zaskakuje. Drogi się zazębiają, przeplatają...
Tymczasem kwiecień 2019 powoli schodzi z afisza, ja zmykam do Florencji, Goście do swoich zajęć, Tomek do szkoły, Mikołaj na zawody. Dobrego dnia wszystkim!
AFISZ to po włosku MANIFESTO (wym. manifesto)