Żeby nigdy nie zabrakło nam dróg...

środa, lutego 27, 2019


Kwiatów już tyle na szlaku, że nie sposób pochylać się nad każdym. Starałyśmy się nie deptać prymulek, które ścielą się coraz gęściej i gęściej. Zatrzymałyśmy się na dłużej przy przylaszczkach, bo te dopiero zaczynają podnosić swoje fioletowe czapeczki. Szłyśmy znów noga za nogą, ramię w ramię, a między nami Boris i Lola. Wtorek przyniósł nam kolejną piękną wyprawę i zgodnie przyznałyśmy sobie medal za konsekwencję i intensywność lutowych wypraw!


Tym razem trasę również wybrała Ellen. Ruszyłyśmy z samego centrum Marradi, wąskimi schodkami, na które nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi i znów poczułam się trochę jak Alicja w Krainie Czarów, jakbym przechodziła do zaczarowanego świata…
I Was tam zabiorę, jeśli będziecie tylko chcieli! 


Stanęłyśmy pod niebem Marradi, a potem widok rozciągnął się też na dolinę Campigno, a jeszcze wyżej w oddali zamajaczyły wzgórza „Colla”. Znów znalazłyśmy miejsce, gdzie świat kłaniał nam się u stóp! Wyciągnęłyśmy wino i chleb z prosciutto, a na deser czekoladę z pomarańczami i nacieszyć się chwilą nie mogłyśmy! 


Miałyśmy dojść do Badii, przez Monte Rotondo, ale w połowie drogi szlak się urwał. Ostatnią tabliczkę musieli zrzucić na ziemię drwale. Spróbowałyśmy odszukać przerwany szlak, ale w końcu, po piętnastu minutach dreptania w kółko, poddałyśmy się i drogą drwali ruszyłyśmy w dół doliny. 


Ellen "na chwilę" opuszcza Marradi, a ja już zaczynam tęsknić za naszym wspólnym wędrowaniem.
- Kiedy wrócisz, kolory będą już inne... 
Świat przeobraża się teraz z dnia na dzień. Mamy już oczywiście plan na kolejne trasy i wciąż tyle słów do powiedzenia. 

Marradyjczyków niezmiennie zadziwia nasz entuzjazm. Jedni nie szczędzą miłych słów podziwu, inni pewnie się wszystkiemu dziwią, być może posądzają nawet o odrobinę szaleństwa. My natomiast robimy swoje, staramy się czerpać jak najwięcej z tego, co daje nam Marradi, cieszyć słońcem, ciszą na szlaku, kolorami, kilometrami, które zostają w nogach, cieszyć faktem, że obok jest ta druga, która w tym wszystkim chce nam towarzyszyć! 


A na Monte Rotondo musimy wrócić, by odnaleźć zagubiony szlak. Tymczasem wznosimy toast za nasze wyprawy, te które były i te które dopiero przed nami!


WZNOSIĆ TOAST to po włosku BRINDARE (wym. brindare)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze