Wiosenne lutowe obrazki
sobota, lutego 23, 2019
Rano, kiedy Tomek wychodził do szkoły, z niepokojem otwierałam okiennicę, przekonana, że świat na zewnątrz skuty jest lodem. Prognozy od kilku dni straszyły mrożącym - nomen omen - krew w żyłach spadkiem temperatury. Perturbacja podobno tylko chwilowa, bo od poniedziałku znowu ma zagościć luksusowe ciepło, ale po moim wczorajszym, pierwszym w tym roku "opalaniu", wydawało się nieprawdopodobnym, by świat w kilka godzin aż tak miał się przeobrazić. Tak czy inaczej, kiedy rano otworzyłam okiennice, odetchnęłam z ulgą. Termometr przed barem pokazywał całe 5 stopni. I tak sobie myślę, łudzę się... a może nas ominie??
Przed sklepem u Sandry pojawiły się mimozy. To znak, że marzec już za pasem. Na tablicach ogłoszeniowych przyklejono plakaty informujące o czwartkowej imprezie w Popolano - już za chwilę tak przeze mnie wyczekiwane "światło dla marca".
W ogródkach zakwitły żonkile i krokusy. Łąki ścielą dywany stokrotek, a w warzywniaku pojawiły się pierwsze szparagi!
Planów na weekend żadnych konkretnych, bo pewnie lada chwila zimny wiatr wtargnie jednak do doliny. Jeśli tak się stanie nie będę szczególnie rozpaczać, spożytkuję ten czas na dalsze oczyszczanie przestrzeni i na kulinarne eksperymenty, bo luty już pakuje walizki, a w wirtualnej kuchni cisza jak makiem zasiał. Dziś i jutro na pewno pojawią się nowe przepisy!
Jedno trzeba przyznać - nawet gdyby prognozy się sprawdziły i mimo fatalnego startu, luty w tym roku ani trochę nie był "maledetto". Słońca mamy pod dostatkiem!
***
- Mamusiu czy to możliwe, żeby wśród moich przodków byli Wikingowie? - pyta Mikołaj ni z gruszki ni z pietruszki.
- Raczej wątpię?
- A barbarzyńcy?
- Wiesz, ja myślę, że trudno byłoby do tak odległych czasów się dokopać.
Chwilę potem jakby nigdy nic przeszedł na temat rewolucji francuskiej, Robespiera, Dantona i gilotyny.
***
- Pusia czy ty sobie wyobrażasz, że ja mam teraz wrócić do domu i uczyć się jak wygląda boisko do siatkówki?? - powiedział Tomek, kiedy w popołudniowym, wiosennym słońcu szliśmy do Marradi.
- Absurd!
- Czy to już nie lepiej byłoby w piłkę pograć, nawet jeśli ja osobiście jej nie lubię?
- Lepiej... Zrobimy sobie selfika?
- Oj weź! Pusia... Daj spokój!
- Proszę...
- Nie lubię selfie.
- Ale tylko jedno.
- Dobrze.
Pstryk.
- Czekaj jeszcze raz. Głupią minę zrobiłem - Poprawia włosy i poddaje się matczynej prośbie.
Drugie pstryk.
Rozmawialiśmy o szkole, o książce, którą Tomek właśnie obmyśla, o filmie, o francuskim, o wszystkim po trochu, a ja coraz bardziej zwalniałam kroku, bo dzień był taki piękny, bo moment znów niby zwykły, a taki niezwykły...
BARBARZYŃCY to po włosku BARBARI (wym. barbari)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Pani Kasiu, to u nas niemożliwe stało się możliwe a mianowicie w czwartek lało cały dzień i pół nocy, trudno było uwierzyć że w połowie nocy pogoda zmieni się drastycznie, bo wieczorem było 6 stopni na plusie, a jednak ! Kiedy rano wyjrzałam przez okno świat był pobielony, a to co było na szybqch samochodów to istne kwieciste arcydzieła malowane mrozem. I tak chwilowo (podobno) skończyła się piękna wiosna. A więc czekamy :) Życzę udanegoni wiosennego weekendu i pozdrawiam AnetaG
OdpowiedzUsuń