Przypowieść o kwaśnej babie
wtorek, lutego 26, 2019
Poniedziałek jest zwykle bardzo pracowitym dniem jeśli chodzi o lekcje. Ale jednocześnie jest też jedynym dniem, kiedy obydwaj chłopcy wracają późno ze szkoły. Zazwyczaj więc, jeśli pogoda pozwala, planuję jakiś spacer, zdjęcia, COŚ, żeby wypełnić czas i odsapnąć od pracy. I powiem szczerze, szlag mnie trafia, kiedy taki czas zostaje zmarnowany na boh… nie wiem gdzie… co robimy… bla bla bla...
Podobnie było wczoraj …
Zamiast ruszyć gdzieś z plecakiem przed 11.00 i mieć te kilka godzin, o 13.00 byliśmy jeszcze w Biforco i dyskutowaliśmy a co? a gdzie? Czas uciekał i dłuższe trasy już oczywiście można było skreślić. Mój dobry humor natomiast skreślił się sam, bo co jak co, ja zwyczajnie nie lubię marnowania czasu. Zwiesiłam nos na kwintę… Oooo! A ja umiem zwieszać nos na kwintę! I to jak!
Kiedy rzuciłam kilka gorzkich słów Mario spiął się w sobie i nagle jakby wszystkimi szarymi komórkami próbował coś wymyślić. Ostatecznie wjechaliśmy do góry do samego Campigno, tam zostawiliśmy Rangera i dalej ruszyliśmy pieszo… Mój dobry humor ani myślał wrócić.
Najeżyłam się niemożliwie i jak małe dziecko całą sobą postanowiłam zademonstrować, że i tak jestem niezadowolona, bo... szliśmy w cieniu, bo za dużo lasu, bo kwiatów nie było, bo za wysoko wjechaliśmy i wiatr za bardzo hulał, bo... bo... bo...
- Nie podoba ci się ta droga?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie lubię zalesionych szlaków. Latem to co innego, teraz chciałam słońca.
- Możemy już wracać.
- To już lepiej chodźmy jeszcze ten kawałek do zakrętu.
Aparat przewiesiłam ostentacyjnie na plecy, że niby nic ciekawego nie było do fotografowania.
Mario próbował zagadywać, a to że strumyk, że pstrągi, że woda zielonkawo niebieska…
- Co mnie pstrągi obchodzą - pomyślałam i zaraz cofnęłam się pamięcią o jakieś dwa dziesięciolecia.
Dawno temu, w odległej galaktyce pracowałam w pewnej szwedzkiej firmie. Mój szef był arcysympatycznym człowiekiem i relacje z nim były niemal kumpelskie. Mimo wielu lat spędzonych w Polsce, po polsku mówił bardzo słabo. Tak naprawdę stworzył jego własną wersję, bawiąc nas przy tym do łez. Czasem kiedy zdarzało mi się zwieszać nos na kwintę, pytał: "Kasia, co to jestem dzisiaj taka KWAŚNA BABA?”
Określenie kwaśna baba przyjęło się potem w naszym towarzystwie i skutecznie przeganiało zły humor.
I właśnie, kiedy tym moim długim nosem szorowałam już niemal po ścieżce, przypomniała mi się ta kwaśna baba… Mario się starał, dwoił i troił, żeby coś mnie na tym szlaku zauroczyło, a ja na chwilę zrobiłam się ślepa. Założyłam sobie, że na pewno nie będzie tam nic ciekawego i moje oczy przez moment zrobiły się niewidzące…
Nie gańcie! Nie krzyczcie! Każdemu się zdarza, czyż nie?
Przestań być kwaśną babą! - powiedziałam sobie w myślach.
Doszliśmy do potoku górskiego, który przecinał szlak i tam postanowiliśmy zawrócić. Znów zaczęłam patrzeć na świat szeroko otwartymi oczami. Okazało się, że obok ścieżki obrastało bluszczem rozpadające się kamienne domostwo. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć?? Ja???
Dalej odkryłam inne cuda, które umknęły mojej uwadze - dywany fiołków, prymulki i nawet kwitnące poziomki. Czy to możliwe, że wcześniej ich nie zauważyłam? A może ich nie było? Może schowały się na widok kwaśnej baby?
Nikon znów był w gotowości, a ja pomyślałam sobie, jakie to wszystko dziwne. W rzeczywistości widzimy tyle, ile chcemy zobaczyć… Nie zamieniajmy się więc w kwaśne baby czy kwaśnych chłopów, bo świat na nasze własne życzenie zrobi się nijaki, czarnobiały, bo umknie naszej uwadze tyle cudów dnia powszedniego...
Żeby w lutym już kwitły poziomki??? Tego to naprawdę jeszcze nie grali!
Dobrego dnia!
KWAŚNY to po włosku ACIDO (wym. aczido)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Pieknie to p.napisala.
OdpowiedzUsuńMam dzisiaj taki tryb "kwasnej baby":( Oby jutro bylo lepiej.
OdpowiedzUsuńJak to fajnie mieć dystans do siebie 👍 -ubawiłam się szczerze czytając ! Pozdrawiam AnetaG
OdpowiedzUsuńTe mocno żółte kwiatuszki to podbiał - doskonały jako lek wykrztuśny, przeciwzapalny i przeciwbakteryjny (łodygi i liście), Kwiaty natomiast stosuje się np. do kąpieli - ma działanie relaksujące, wyciszające, łagodzi stany zapalne skóry. Na zdrowie!! Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam! Nazbierać, wysuszyć?
Usuń