Marradyjski przedsmak wiosny
piątek, lutego 08, 2019
Najpierw wypatrzyłam dywany stokrotek. Wyglądały tak świeżo, wiosennie, jakby powiew optymizmu. Ale stokrotki to w sumie żadne wielkie halo, kwitną tutaj przecież cały rok. Najbardziej ucieszyłam się z plamki w kolorze fuksji, którą wypatrzyłam, kiedy fotografowałam wcześniej wspomniane. To był ON! Pierwszy w tym roku fiore di san Giuseppe.
Kucałam w rowie z nosem przy ziemi, żeby wiosennego zwiastuna sfotografować i zastanawiałam się czy jeszcze ktoś, gdyby mnie tak zobaczył, będzie się tamu dziwił. Po jakiś 10 latach spotykania mnie w różnych dziwnych miejscach, fotografującą najbardziej nieznaczące detale chyba nie powinien.
Rozejrzałam się jak grzybiarz, który znajdzie dorodnego prawdziwka, czy przypadkiem gdzieś obok nie siedzi drugi, ale zamiast brata świętego Józefa znalazłam całe połacie żonkili, które już już.... tuż tuż...
Termometr w Marradi pokazywał 15 stopni i tym razem chyba nawet nie przekłamywał, bo kiedy wracałam do domu z zakupami, kurtkę ciągnęłam za sobą jak zbędny balast.
Kolorowo zrobiło się przed sklepem Sandry. Niedawno pojawiły się kolorowe prymulki teraz dołączyły do nich kępki tulipanów.
Jeszcze za wcześnie łudzić się, że wiosna zawitała do nas na dobre, jeszcze wszystko się może wydarzyć... Ale tak pięknie to wszystko wygląda!
Po powrocie do domu zachęcona kwiatowymi odkryciami wzdłuż Cardeto i via Francini, poszłam na przeszpiegi do własnego ogródka, żeby sprawdzić czy i tam pojawiło się trochę nowego życia. Radość moja była wielka, kiedy okazało się, że przed kamiennym domem spomiędzy zeszłorocznych liści wydostały się błękitne drobinki, a wzdłuż ogrodzenia gęsto wybiły z ziemi zalążki tulipanów. Oby już sroga zima do nas nie wróciła...
7 lutego był w Marradi niewątpliwie dniem historycznym. Po "kilku tysiącach lat" wreszcie zniknął z krajobrazu zardzewiały, szpecący dźwig przy lazarecie. Nie raz zastanawialiśmy się kiedy się w końcu przewróci, na którą stronę i ile narobi przy tym bałaganu. Na szczęście ktoś w końcu pomyślał i wstrętny kawał metalu usunął w jedno przedpołudnie.
Natomiast dla mnie 7 lutego był też dniem ważnego telefonu z interesującą propozycją. Ciekawa jestem bardzo co też się z tego rozwinie, ale dziś oczywiście nic więcej nie napiszę, niech dzieję się to, co ma się dziać, niech w końcu coś posunie się w dobrym kierunku.
Dobrego dnia! I już prawie dobrego weekendu!
DŹWIG to po włosku GRU
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Cześć Kasiu! Jak pięknie, zaraz te pąki wystrzelą kolorem, zacznie się czas cudów natury :)
OdpowiedzUsuńTakie to proste, powtarzalne, a cieszy co roku z taką samą wielką mocą.
Tu na północy ptaki już wyśpiewują swoje wiosenne trele od świtu do zachodu słońca.
Rośliny jeszcze w uśpieniu, ale niebo dziś wyjątkowo niebieskie, jak woda w Lamone :)
Póki możemy się tym zachwycać, wszystko jest DOBRE :)
Trzymam mocno kciuki za rozwinięcie ciekawej propozycji w działania i sukcesy.
Dobrego piątku, dobrego weekendu!
Asia C.
Dobrego weekendu Asiu!
Usuń