Mario zdejmuje czapkę i inne dowody na istnienie wiosny.
sobota, lutego 16, 2019
Tak naprawdę o tym, że przyszła wiosna nie świadczą kwiatki, obudzone jaszczurki czy motyle nad głową. Najlepszym dowodem na jej istnienie jest fakt, że Mario zdjął czapkę! Zakłada ją zwykle we wrześniu i zdejmuje w maju. Podejrzewam, że nie ściąga jej nawet do snu. A zatem jeśli Mario zdejmuje czapkę w lutym to albo on zwariował albo naprawdę przyszła wiosna!
Po pracowitym poranku, po tym jak już wydałam wszystkie obiady - piątek to dzień, kiedy obiad jemy turami - Mario zaproponował, żebyśmy znów gdzieś, choć na dwa kroki wyskoczyli. Przy takiej pogodzie nawet jemu włącza się "szwendacz", a mnie oczywiście tylko w to graj.
Kiedy dotarliśmy na jedną z moich ulubionych grani, słońce chyliło się już ku szczytom Apeninów, a dolinę zasnuwała delikatna mgiełka. Wciąż jednak było niezwykle ciepło, a łąka zaczynała brzęczeć i bzyczeć, zupełnie jakby to był dojrzały marzec. Usiedliśmy na chwilę pod dębem i zaraz nad głowami pojawiły się motyle.
- Prawie usiadł ci na głowie.
- Wiem. Poczułam trzepot skrzydełek. Po polsku nazywa się rusałka admirał.
Myślałam, że Mario zaraz pospieszy z włoską nazwą, ale tak się nie stało, widać nie jest ekspertem w kwestii motyli. Sama doczytałam później, że to vanessa atalanta, zwana potocznie vulcano.
Wiosnę poczuły też świerszcze. W niektórych norkach już tliło się życie. Mario z uporem maniaka, zupełnie jak wtedy, kiedy był chłopcem próbował wywabić choć jednego grajka, ale jego próby spełzły na niczym. Zdesperowany nie szczędził sobie krytyki, że niby kiedyś to całe wiaderka potrafił ich złapać, a teraz to nawet jednego.
- Może w dzisiejszych czasach to i świerszcze sprytniejsze? - próbowałam pocieszyć.
Wzdłuż drogi do Lutirano zakwitły fiori di san Giuseppe. Już nie trzeba liczyć ich na palcach. Mam wrażenie, że świat zmienia się teraz z godziny na godzinę. W ciągu dnia wyłączam piec i otwieram wszystkie okna. To jest ten moment kiedy w południe jest cieplej na zewnątrz niż w domu. Staram się więc tego pierwszego ciepła zagarnąć jak najwięcej. Przysiadam na tarasie i czuję jak skóra powoli znów zaczyna nabierać kolorów.
Ognie dla marca już za dwanaście dni. Tymczasem przed nami kolejny weekend, dla mnie odrobinę pracowity, bowiem już dziś rano wracam do małego Patrizio, by uwiecznić jego noworodkowe chwile, ale jutro czekają nas same atrakcje, w tym najmilsza - obiad z Contessą pod gołym niebem!
CZAPKA to po włosku CAPPELLO (wym. kappello)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
3 komentarze
Jasne kiedyś to Mario no millioni ale miliardi świerszczy łapał :)
OdpowiedzUsuńOj , ten Mario to sam wdzięk ! Jakie to szczęście taki przyjaciel ! A na Wybrzeżu dziś SLOŃCE i 12 stopni ! Jaka nadzieja ,że już tuż ,tuż ... marta
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Świetnie napisane.
OdpowiedzUsuń