Nie całkiem daleko od szosy
środa, stycznia 16, 2019
To było dokładnie pięć lat temu, kiedy w styczniowe dni odkrywałam ukryte zakola Lamone... Wiem, bo dziwnym zbiegiem okoliczności, po naszym wczorajszym spacerze do Frery, fejsbuk zaproponował Mario wspomnienie z 2014 roku. Ta sama aura, te same miejsca i nawet jeśli nie chcę się powtarzać, powiem - mój zachwyt też wciąż ten sam...
Niektóre fragmenty rzeki można dojrzeć tylko zimą i tylko idąc pieszo lub z okien pociągu. Wiele z nich zdaje się wręcz nieosiągalnymi. Latem można odkrywać Lamone podążając jej korytem. W "zielonym sezonie" pozostaje bowiem schowana przed światem, zupełnie jak tajemniczy, zaczarowany świat...
Przeszliśmy wczoraj osiem kilometrów. Dokładnie cztery, żeby dojść do wodospadu przy młynie Fantino i tyle samo, żeby wrócić. Spacer szosą to wprawdzie nie to samo co górska wyprawa, ale 8 kilometrów to dystans, który już delikatnie zaspokaja moje potrzeby wychodzenia się. W tym wszystkim oczywiście najpiękniejszy jest cel. Wodospad la Frera latem oblepiony ludźmi, spragnionymi chłodu (tak czy inaczej to wciąż miejsce dla wtajemniczonych), zimą samotny i opuszczony, krystalicznie zielonkawy, lśniący wilgotnymi głazami, soczystym mchem...
- A popatrz tam! Rzeka raptownie opada w dół.
- Tam też musi być wodospad.
- Czy tamta dróżka do niego zaprowadzi?
- Być może. Spróbujemy następnym razem.
Dróżki cienkie i poplątane jak nitki spaghetti widać tylko teraz, kiedy drzewa ogołocone są z liści. Wiosną wszystko zarasta, zasłania się, maskuje, jakby pewne miejsca chciały koniecznie pozostać nieodkryte.
Szukając moich starych wpisów na temat Fantino i Frery natknęłam się na artykuł mojego znajomego opisujący stare młyny w naszej okolicy. Wśród nich było zdjęcie Biforco. Okazuje się, że i tutaj, mniej więcej w miejscu gdzie stoi mój dom, był młyn, który w 1944 roku w czasie bombardowania przez Amerykanów został zburzony. Muszę koniecznie zapytać F. jak to z tym młynem było...
Planuję już następny spacer i kolejny... Tylko prognozy straszą złą pogodą. Zdaje się, że idzie do nas zima. Tymczasem jeszcze dziś i jutro będziemy cieszyć się marcem w styczniu.
NIEOSIĄGALNY to po włosku IRRAGGIUNGIBILE (wym. irradżdżiundżibile)
Ps. Mnie fejsbuk przywitał innym wspomnieniem: mój prywatny alfabet napisany dokładnie 3 lata temu
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Jak miło odnalazłam mój komentarz sprzed 3 lat. Czytam blog regularnie od blisko 6 lat.Pani Kasiu chciałam się podzielić takim spostrzeżeniem, że tak mało jest teraz komentarzy. Kiedyś tych komentarzy było bardzo dużo a teraz taka cisza ze strony czytelników.Też to Pani zauważyła? Chciałam zostawić ślad ,że jestem i czytam. Zawsze będę czytać, chociaż nie zawsze podzielam Pani spojrzenie na świat.Życzę wszelkiej pomyślności.Jest Pani wspaniała.A osobistego alfabetu nie stworzyłam do dziś dnia-ciągle zmieniają się priorytety :)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda... Trochę smutno, bo to tak jakby pisać w pustkę, ale trudno. Już się chyba przyzwyczaiłam. Oczywiście kiedy ktoś zostawia kilka słów jest mi zawsze miło, tak jak teraz:) Bardzo dziękuję za te 6 lat i pozdrawiam!
UsuńZapewniam Panią ,że w pustkę Pani nie pisze na 100%. Ma Pani wielu czytelników na całym świecie,może tylko są tak nieśmiali jak ja. Trzymam kciuki za Panią i chłopców ,żeby spełniły się wszystkie Wasze marzenia a przynajmniej te włoskie.Pozdrawiam.Beata.
UsuńPrzepraszam zapomniałam się podpisać.
OdpowiedzUsuńBeata.