Po południu deszcz zamienił się w śnieg. Prognozy pogody sprawdziły się co do joty, co do minuty. Śnieg rozkręcał się z każdą chwilą i kiedy kładliśmy się spać świat był już obrzydliwie biały. Przez całą noc wyrywało mnie ze snu tarcie pługów o asfalt. Nad Toskanią przetoczył się "big snow". Śnieg sypał nawet w całkiem nieoczywistych miejscach, bo my to my, ale i Siena zasypiała pod białym puchem. Mam nadzieję, że to jednorazowy wybryk i słońce, które choć na chwilę powinno się dziś pokazać, rozprawi się szybko z białym tałatajstwem.
Przynajmniej tak szybko, jak my rozprawiliśmy się z sushi...
Ucztę w środowy wieczór mieliśmy królewską, choć okupioną długimi wędrówkami w poszukiwaniu wszystkich składników. Młodsze pokolenie skorzystało z przyspieszonego kursu na sushi masterów, a starsze czekało tylko na hasło "do stołu!". Jedynie Mario jak zawsze patrzył na to wszystko z powątpiewaniem, a potem, kiedy już pałeczki poszły w ruch, głową kręcił i pojąć nie mógł, jak to się tak można katować przy jedzeniu i za nic nie chciał przyjąć do wiadomości, że to nie katowanie, a ogromna przyjemność, że nam to baaaardzo smakuje i że jedzenie pałeczkami to też nie żadne poświęcenie tylko uzupełnienie azjatyckiego posiłku. Typowy Włoch. W każdym razie Mario dostał swoją porcję minestrone, a my z apetytem zajadaliśmy wyczekane przysmaki.
A potem dzieci poszły spać, a przy stole w Kamiennym Domu zasiedli razem: Donald Trump, Bogumiła Wander, Matka Teresa i Kate Middleton. Ubaw mieliśmy przedni i mogłabym przytoczyć kilka całkiem zabawnych dialogów, ale może lepiej już opuścić kurtynę i nasze "psoty - głupoty - chichoty" zatrzymać w czterech ścianach, znów bowiem byliśmy "odrobinę" niepoprawni...
ODROBINĘ to po włosku UN POCHINO (wym. un pokino)