Raport licealny
sobota, grudnia 15, 2018
Tak nas przywitał ranek, a "radość" moja - jak można sobie wyobrazić - była nie do opisania! I to jeszcze nie koniec! Mało tego - to dopiero początek. Powiedziałabym nawet taka prapremiera, bo przecież kalendarzowa zima wejdzie na afisz dopiero za kilka dni.
W takiej to scenerii ruszałam rano do Faenzy na pierwsze w moim życiu spotkania indywidualne z nauczycielami liceum. Pociąg się nie spóźnił, wszystko szło gładko, nawet śnieg zaczął zanikać z każdym mijanym kilometrem, a za trzecią stacją krajobraz zrobił się nawet bardziej zielony.
Do rozpoczęcia spotkań miałam jeszcze dwadzieścia minut, jednak postanowiłam od razu iść do szkoły w nadziei, że może ktoś z nauczycieli szczęśliwym trafem zaczął przyjmować wcześniej.
Jakież było moje zaskoczenie i zaraz za nim nerwy mną szarpnęły, kiedy okazało się, że moje rozkojarzone dziecko pomyliło godziny i spotkania miały zacząć się dopiero o 14.30, a nie jak twierdził Tomek o 12.00. W tym samym czasie przyszła wiadomość od A. Zaraz więc wymieniłyśmy się bolączkami dnia powszedniego, zawodziłyśmy obydwie na smętną nutę, ale chyba to zawodzenie miało swoje pozytywne działanie, bo jakoś złość ze mnie częściowo wyparowała.
Czekałam na Tomka przed szkołą, żeby mu uprzejmie za pomyłkę podziękować. Chwilę potem on oddalił się radosny i nie bardzo chyba przejęty z grupą przyjaciół, a ja zostałam sama jak palec z wizją dwóch godzin do zapełnienia.
Bar, sałatka, kieliszek wina, il Resto del Carlino, kawa i czas jakoś minął.
Kiedy dotarłam pod szkołę do rozpoczęcia spotkań brakowało jeszcze pół godziny, niemniej zaraz po mnie zaczęli tłumnie schodzić się rodzice. I teraz do rzeczy.
Podsumowując w kilku słowach powiem, że znów spuchłam z dumy. Nawet jeśli nie wszystko jest idealnie, to wyszłam z tych spotkań przekonana, że to dobre miejsce i większość nauczycieli jest naprawdę w porządku, a niektórzy wręcz wyjątkowi. Włoski i angielski - pełen zachwyt nauczycielek, że to diamencik, klejnocik ecc... Francuski trochę kuleje, ale to wina tego, że tempo jest zawrotne, bo większość klasy już przed rozpoczęciem liceum mówiła po francusku. Tak czy inaczej prof S. przyznała, że zdaje sobie sprawę, iż ma do czynienia z dzieckiem wyjątkowo zdolnym i ma nadzieję, że z francuskim uda mu się szybko nadgonić.
Urzekła mnie prof L. od niemieckiego, która otwarcie przyznała, że nie zabroni Tomkowi na lekcji rysować, pod warunkiem, że będzie uważał, bo sama ma w domu syna rysownika i zna ten typ. Zaznaczyła też, że musi Tomek popracować nad wypowiedziami ustnymi, które wypadają gorzej niż formy pisane.
Przy tej rozmowie to w ogóle ja się popisałam. Dopadłam katedry w pośpiechu, bo akurat była luka i do prof. nie było kolejki, ale nie zerknęłam wcześniej na kartkę z instrukcjami od Tomka i przekonana byłam, że rozmawiam z matematyczką. Kiedy więc powiedziała o wypowiedziach ustnych, które moje dziecko ma trochę dopracować, zaraz wypaliłam:
- Och, to dziwne! On tak lubi matematykę i wciąż o niej rozprawia.
- Ale ja jestem nauczycielką niemieckiego, nie matematyki.
Moja mina bezcenna. Zaraz rzecz jasna przeprosiłam, usprawiedliwiając się, że to mój pierwszy raz i muszę się dopiero twarzy i nazwisk nauczyć. Prof. L. wydawała się tym faktem bardzo ubawiona i w ogóle dobrze jej z oczu patrzyło.
Oczywiście nie może być idealnie i niestety w dwóch materiach nie miał Tomek szczęścia (jeden nauczyciel). Jestem daleka od osądzania, ale pewne rzeczy widoczne są na pierwszy rzut oka i wygląda na to, że będzie się musiał dużo napracować, żeby z łaciną złapać nić porozumienia.
Kiedy wyszłam ze szkoły świąteczne iluminacje Faenzy lśniły w grudniowym mroku. Byłam umęczona czekaniem i staniem w kolejkach, ale i dumna, tak jak tylko dumna potrafi być matka, kiedy widzi, że jej dziecko, jest doceniane, rozumiane i rozwija skrzydła na szerszych wodach.
NIEMIECKI to po włosku TEDESCO (wym. tedesko)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
16 komentarze
Brawo! Tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńGrazie:)
UsuńOoo, pod tym sprawozdaniem, wstawiajac inne przedmioty, mogłabym się spokojnie podpisać, jako matka licealisty w K-e, Polska. :-D
OdpowiedzUsuńczeko
A zatem cieszę się i gratuluję :)
UsuńViel Erfolg!;)
OdpowiedzUsuńDanke ;)
UsuńJeśli na początku jest tak dobrze, to dalej będzie już tylko lepiej!
OdpowiedzUsuńBrawa dla Tomka!
Dobrego weekendu :)
Asia C.
Taką mam nadzieję!!!:)) Dobrej niedzieli i sobotniego wieczora!
UsuńDziękuję :) Mam nadzieje że będzie dobrze, i nawzajem miłego weekend'u.
UsuńGratulacje dla syna.Tak po prawdzie nasze dzieci w Polsce mają bardzo wysoki poziom nauczania.Zagranica ,kiedy słyszą ,że dziecko jest z Polski to wiedzą ,że ma wiedzę .Moja córka musiała przerwać LO na pierwszej klasie,bo wyjechaliśmy do Szwecji na stałe.Bardzo szybko załapała j.szwedzki 3 lata i już ma z głowy.Natomiast uczy się nadal ,bo jest na medycynie.I od kiedy uczęszcza do szkoły ,to ma jedynie same pochwały..Na początku zapytana została przez nauczycieli...Skąd pochodzisz...Odpowiedziała z Polski. Aaaaa to z pewnością masz dużo wiedzy w sobie,bo w Polsce bardzo dużo dzieci mają zadawane i muszą się uczyć.I to jest prawda.natomiast poziom nauki w Szwecji jest niski,broń boże ,żeby dziecko nie było zmęczone wiedzą,nie wolno stresować...To całkiem inna mentalność tego narodu..Już przywykłam::))U nas na malutkim minusie ,bez śniegu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa odkąd mam konfrontację z moimi chłopcami ale też z dziećmi w innych krajach już nie do końca jestem przekonana odnośnie tego wysokiego poziomu. Według mnie w pl (tu generalizuję na podstawie zasłyszanych historii) materiał jest przeładowany, dzieciaki wkuwają do bólu, ale jest to często wiedza bezużyteczna. U nas nikt takich porównań akurat nie robił i podobnych wniosków nie wyciągał. Natomiast pani od włoskiego stwierdziła, że wyszedł z gimnazjum z bardzo dobrym przygotowaniem, a zatem jeszcze raz brawa dla marradyjskiej szkoły.
UsuńCo do przemęczania zgodzę się - u nas też, jeśli Tomek ma baardzo dużo zadane to znaczy, że siedzi 2 godziny, ale wraca też bardzo wczesnie ze szkoły. Nigdy sie nie zdarzyło, żeby o 21 lekcje odrabiał, o tej porze już smacznie śpi. Natomiast kiedy słyszę opowieści o dzieciach w pl, które do nocy siedzą i dłubią i co gorsza czasem pół rodziny zaangażowana to... nie pochwalam.
Pozdrawiam serdecznie z Toskanii lekko przysypanej:)
Mój Boże, ciekawe skąd takie informacje o polskich uczniach, obecnie, bardzo ciekawe... Ja żyjąc w Polsce mogę tylko powiedzieć, że owszem - różnica jest w szczegółach, ale w zasadzie nie widzę różnicy między tym co jest opisane na blogu, a polskimi realiami. No oprócz tego, że w Polsce nie chodzi się do szkół w soboty...
OdpowiedzUsuńMiłego!
czeko
Z tego co słyszę dzieci moich znajomych, rodziny, przyjaciół (dzieci przedział - podstawówka liceum) przesiadują na przykład godzinami nad lekcjami, często w te lekcje jest też zaangażowana rodzina. Większość rwie sobie włosy z głowy nad bezsensem takiego natłoku pracy. Czasem dzieciaki są bardziej przeciążone obowiązkami niż dorośli i to jest chyba podstawowa różnica. Tomek z wyjątkiem poniedziałku (ma teatr wtedy) w domu przy obiedzie jest albo o 13 albo o 14.20. Jesli było dużo zadane to znaczy, że posiedział dwie godziny. Reszta czasu na życie!
UsuńNie wiem skad pochodza te dzieci, anii w jakich szkolach sie ucza, ale powtarzam - jestem w szoku! Jezeli dzieci sa przeciazaone obowioazkami, i to raczej pozaszkolnymi - to tylko "zasluga" rodzicow, ktorzy maja zbyt wysokie ego. Dzieci srednio okologimnazjalne plus minus , maja lekcji dziennie okolo 6 , powtarzam około, o ktorej wraca - zalezy od tego o ktorej lekcje sie zaczynaja. Oczywiscie, wiele zalezy od nauczyciela. ale przy obecnym programie - wystarczy skupic sie na lekcji w czasie lekcji - i z zadaniami domowymi, wykonywanymi we wlasnym, a nie rodziny (???) zakresie - nie ma problemu. A jezeli dziecko ma w nosie lejcje, to nie tylko wlasna rodzina, ale i wszelakie przyleglosci mu nie pomoga.
UsuńPani Kasiu, ma Pani wybitnie zdolnych Synow, ale czy WSZYSTKIE dzieciaki chodzace do wloskich szkol sa takie? NIKT nie ma w nich problemow??? No to chapeau bas! Bo ja mysle, ze nie warto uogolniac, gdyz wtedy blog przestaje byc wiarygodny. Nie ma ideałów, i szkoda marnowac klawiatury, po tylu latach miaszkania poza Polska, na ciagle negatywne porownania. Naprawde szkoda :(
Nie, nie! Ja absolutnie nie mówię o zajęciach poza szkolnych tylko o tym co w szkole. Nie mówię też o zdolnościach dzieci, bo i tu są dzieci lepiej i gorzej radzące sobie w szkole, z takimi czy innymi problemami. Nie generalizuję też, że wszędzie w It jest tak jak w szkołach chłopców. Nie mieszajmy wszystkiego w jednym kotle. Ja krytykuje tylko przeładowanie i wyścig szczurów w polskich szkołach. Ale może ja już nie powinnam się w tej kwestii wypowiadać. Może zabierze głos ktoś z rodziców?
UsuńPrzykro mi, że znów moje słowa są uogólnione i jakakolwiek krytyka w kierunku pl (od której już od dłuższego czasu się właśnie dlatego powstrzymuję) są tak żle odbierane. Przecież ja nigdzie nie napisałam że wszystkie dzieci w It są super zdolne. Nigdzie też nie napisałam o zajęciach pozaszkolnych. Pisałam natomiast o pladze siedzenia nad lekcjami do nocy i angażowania w to często rodziny, podczas gdy moi chłopcy w ciągu tygodnia mają czas na spacery, rozrywkę, czy zwykle lenistwo.
cudownie mieć takie dziecko !!!
OdpowiedzUsuń