NIEpośpiech
środa, grudnia 19, 2018
- Pusia, a będzie jeszcze śnieg? - zapytał Tomek patrząc przez okno na roztapiającą się w słońcu biel.
- Pewnie będzie, to przecież dopiero początek, ale wiele bym dała, żeby jednak już nie było.
- Bo ja się nawet nie zdążyłem pobawić...
Tomek nie zdążył porządnie wytarzać się w śniegu, ale ja zdążyłam ze zdjęciami. Oczywiście śniegu jeszcze sporo, zwłaszcza w górach, ale temperatura w tych dniach ma rosnąć i nawet deszcz jakiś zapowiadają, więc pewnie wszystko spłynie szybciej niż się pojawiło.
Umyłam jeszcze jedno okno. Nie, nie dlatego, że mi się nudziło, czy nie mam co z czasem zrobić, tylko kiedy już zdjęłam do wizytówkowego zdjęcia zasłonki, które psuły Mario kompozycję, to stwierdziłam, że wieszać je znów takie przykurzone, to hmm... raczej słabo. Trudno. Siła wyższa. Zasłonki do prania, okno szast prast na błysk. I jak już było wypucowane to siup na dokładkę jeszcze dwie gwiazdki! Czułam się jak prawdziwy bohater! Superbohater!
Mario od jakiegoś czasu jest na przymusowym urlopie, bo restauracja po sezonie pracuje na wolniejszych obrotach. Co jakiś czas ktoś go w miasteczku zaczepia, by wyrazić swój żal i tęsknotę za najlepszą pizzą w Marradi. My na szczęście za pizzą nie musimy tęsknić, bo w kamiennym domu na stół co jakiś czas wjeżdża rustica w mariowym wydaniu, a ostatnia była taka dobra, że dwie pełne blaszki pochłonęliśmy z apetytem.
Na zakupy zabrałam ze sobą aparat. Po raz pierwszy od dawna nie musiałam się nigdzie spieszyć. Nie dreptałam jak zawsze świńskim truchtem, tylko delektowałam się najprawdziwszym spacerem i nawet ten śnieg mi tak strasznie nie przeszkadzał, bo sam "niepośpiech" jest takim luksusem, że inne niedogodności przestają być ważne. W południe słońce świeciło z całą swoją grudniową mocą, a drzewa... parowały! Mogłabym nawet powiedzieć "dymiły", zupełnie jak ja dwa lata temu w czasie słynnej grypy, kiedy walczyłam z wysoką gorączką. Dymiły nie tylko drzewa, ale też paliki w przydomowych winnicach i w ogrodzeniach. Przedziwny widok. Coś takiego widziałam zimą po raz pierwszy w życiu.
Marradi - nawet jeśli zdecydowanie wolę wersję letnią - zachwyca też w takiej scenerii. Wygląda trochę jak świat z bajki. Jest trochę światem jak z bajki...
Od rana chodzi mi po głowie ta piosenka. I właśnie takim muzycznym akcentem mówię Wam dziś dzień dobry, a piosenkę dedykuję szczególnie tym, którzy powoli ruszają do domu na święta... Dobrej drogi!
BEZ POŚPIECHU - SENZA FRETTA (wym. senza fretta)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
My w tym roku do rodzinnego domu robimy ponad 300 km, ale warto. Zawsze warto jest zobaczyć się z całą rodzinką :) Mam nadzieję, że i tutaj u nas w końcu spadnie śnieg :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDriving home for Christmas zawsze już będzie kojarzyło mi się z powrotem zza granicy do mojej ukochanej żony i dzieci - tak naprawdę tylko to się dla mnie w tamtym momencie liczyło. Dobrze, że już nie muszę być od nich tak daleko...
OdpowiedzUsuńBajkowe widoki to mało powiedziane!
OdpowiedzUsuńale GDZIE te gwiazdki na oknie?
Miłego!
czeko
Wspaniałe widoki i cudowna kuchnia.
OdpowiedzUsuń