Pierwsza i ostatnia

niedziela, listopada 18, 2018


Miałam wtedy chyba jakieś pięć lat. z tego co pamiętam to był marzec i na szlaku zalegało jeszcze całkiem sporo śniegu. Wydawało mi się, że moje pięcioletnie nóżki zapadają się w nim aż po kolana, przez co wędrówka im wyżej, tym większym robiła się wyzwaniem. Nie pisnęłam jednak nawet słówkiem, że jest mi cieżko, czy że - o zgrozo - nie wiem czy dam radę. Prędzej bym padła niż pokazała właśnie Jemu, że jestem słabeuszem. 

Nie pamiętam czy dotarliśmy na sam szczyt, chyba jednak nie, bo nie mam żadnych wspomnień związanych ze schroniskiem i ciepłą herbatą. Być może sam ocenił, że jak na pierwszy raz to dla mnie za dużo, tym bardziej, że całą trasę pokonałam na własnych nogach.  Może też pomyślał, że Mama, która z młodszym została w pensjonacie martwiłaby się o nas. Był początek lat osiemdziesiątych, więc o komórkach rzecz jasna jeszcze nikt nie słyszał.  

Wyprawa na Szrenicę była naszą pierwszą, wspólną, górską wyprawą. Tylko ja i On i góry oczywiście. Miłość do nich wybuchła we mnie i po dziś dzień nie zgasła. Od tamtego pobytu w Szklarskiej Porębie musiałam jednak czekać cztery lata na kolejną wędrówkę, bo Mama źle znosiła góry i dopiero w połowie lat osiemdziesiątych zaczęłam z grupą innych dziewczynek maszerować dzielnie po Karkonoszach. Nim skończyłam 14 lat przeszłam chyba każdym ich szlakiem, poznałam każdy ich zakątek, a wędrowanie po górach stało się niemal nałogiem. 

Nie zdążyłam dobrze poznać innych części polskich gór, nawet tak ulubione kiedyś Tatry przeszłam raptem w połowie albo i to nie. 

Teraz wędruję po Apeninach. Wędruję tak często, jak to możliwe. Appennino Tosco - Romagnolo znam bardzo dobrze, ale wiele jeszcze zostało do odkrycia. Za każdym razem, kiedy wyruszam w góry, myślę o Nim. To jest jak mój cichy, niemy hołd. Za każdym razem wspominam tamtą wyprawę na Szrenicę, od której wszystko się zaczęło. Ja i Tata, który trzyma mnie za rękę i prowadzi na szczyt. Tamten moment noszę w sercu przez całe życie jak najdroższy skarb. 
Wyprawa na Szrenicę była naszą pierwszą i niestety ostatnią ...   

Dziś od najokropniejszego dnia w moim życiu mija już 31 lat.


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

4 komentarze

  1. Przytulam... rozumiem... AnetaG

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje kochane Karkonosze i Szklarska Poręba. Tęsknię za nimi, bo los rzucił mnie na równiny, których nigdy nie polubię. I też wspominam wyprawy z rodzicami w góry, gdzie smakowały najprostsze rzeczy (a byłam strasznym niejadkiem). Mój Tata mówił: z Hanią to trzeba w góry chodzić codziennie, żeby choć jeden posiłek zjadła :)) Pozdrawiam, cieszę się, że masz takie dobre wspomnienia z mojej rodzinnej Szklarskiej Poręby. Hanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Oraz z mojej rodzinnej :)))
    Rowniez pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja mam taki dzien, dzien od ktorego minelo 23 lata, i 5 miesiecy, wczoraj.
    I mam tez gorskie wspomnienia, tyle, zeone odnosza sie do tatrzanskich szlakow...
    Przytulam!
    czeko

    OdpowiedzUsuń