We wtorek miało być ładnie. Tak zapowiadano i może rzeczywiście było, tylko że na pewno nie u nas...
Przerwy między jedną ulewą a drugą były nie dłuższe niż pięć minut. Ledwie człowiek zdążył pomyśleć - "o! przeszło!" - wszystko zaczynało się od nowa. Na szczęście szalony wiatr ustał, więc w końcu zrobiło się zdecydowanie mniej "straszno".
Zła byłam jak nie wiem, bo na wtorek zaplanowaliśmy sobie wyprawę na grzyby. Po zrywie zeszłotygodniowym, krążyły głosy, że ludzie coś z lasu przynoszą. Chcieliśmy więc koniecznie sprawdzić ulubione miejsca.
Ale jak?? W taką pogodę?
- Ja jadę czy pada czy nie - zacietrzewił się Mario.
- Skoro tak, to ja też.
- Nie martwisz się, że zmokniesz?
- Mam to gdzieś. Jak zmoknę to i wyschnę.
- Dam ci impermeabile.
- Grazie.
Uzbroiliśmy się nie tylko w kapoty przeciwdeszczowe, ale też w parasole, bo deszcz dawał z siebie wszystko. Przeciskaliśmy się przez chaszcze, dreptaliśmy po rozmokniętej drodze, ale trud i poświęcenie okazały się daremne. Tym razem nie mogłam uskutecznić na fejsbuku żadnej prowokacji. Wróciliśmy z niczym. A nie! Przepraszam! Mario - w myśl zasady: "nigdy nie wracaj do domu z pustymi rękami"- przywiózł z lasu piękną sadzonkę cyklamenów.
Grzyby grzybami, ale muszę przyznać, że wielką frajdę sprawił mi ten krótki ekstremalny spacer i stwierdziłam, że coś jest ze mną nie tak, przejawiam jakieś dziwne skłonności masochistyczne... Już kiedyś byliśmy w takiej aurze na wyprawie i wtedy też towarzyszyły mi te same odczucia. Wędrowanie w słońcu nie ma sobie równych, ale i "trudne warunki pogodowe" mają w sobie to coś. Jak się tak człowiek "upodli" w deszczu i błocie, to od razu głowa robi się jakby lżejsza.
***
- Wiesz Pusia, że ja muszę sprawdziany i wszystkie dokumenty w szkole podpisywać Tomasz Paweł?
- Śmiesznie. Oni te nasze podwójne imiona traktują na równi. Do mnie jak dzwoni jakiś TIM, ENEL czy FAST WEB to też rozmowa zawsze zaczyna się od: signora Katardzyna Teresa? Już mi się nawet nie chce tłumaczyć, że jestem po prostu Katarzyna, a w ogóle najlepiej to Kasia.
W naszej rodzinie panuje zwyczaj nadawania podwójnych imion. Zazwyczaj drugie jest po mamie, tacie, babci, dziadku, czy wujku... W Italii nie spotkałam się z takim zwyczajem, co najwyżej istnieją podwójne imiona i co ciekawe wiele z nich zlewa się w jedno: Anna Maria, Alba Chiara, Giannalisa, Gianmartino, Giancarlo ecc... Włosi traktują więc w ten sam sposób nasze drugie imiona, które wychodzą na powierzchnię przy każdej okazji, nawet - jak wyżej wspomniałam - na szkolnych klasówkach.
W szkole podstawowej i gimnazjum Tomek wbrew swojej woli został Thomasem. W liceum już na starcie zapowiedział, że nazywa się Tommaso lub Tomi. Zamiast wersji angielskiej zdecydowanie woli włoską wersję swojego imienia.
Poniżej zdjęcie wizytówki, którą trzymał na ławce w pierwszych dniach na lekcjiach francuskiego z nativem. Z racji tego, że w klasie duża część dzieciaków mówi już po francusku (multi culti), Tomek dopisał - NO FR - czyli nie mówię po francusku.
Nowy dzień wstał z błękitnym niebem. Co za ulga. Nawet jeśli tylko chwilowa...
DOBREGO DNIA!
PŁASZCZ PRZECIWDESZCZOWY - to IMPERMEABILE (wym. impermeabile)