Sukienki, pieczarki i cisza na "passo"
wtorek, września 25, 2018
W niedzielne popołudnie jeszcze nic nie zwiastowało drastycznej zmiany pogody. Świat wyglądał tak jakby wciąż u sterów było lato. Mario zadzwonił i spytał co robimy, czy jestem wolna, czy mam jakieś plany? Zaraz jak karabin maszynowy wystrzelałam z siebie listę obowiązków mniejszych i większych, tego z czym powinnam mniej lub bardziej pilnie się uporać, a na koniec dodałam: ALE DZIŚ NIE MAM OCHOTY TEGO ROBIĆ! (wybaczcie szczerość).
- To wymyśl coś, jakiś cel - podłapał Mario.
- Jestem tak zmęczona, że nie mam ochoty nawet wymyślać. Przecież od kilku miesięcy wymyślam i organizuję tylko dla innych, marzę o tym, by ktoś zorganizował coś dla mnie.
Mario chwilę musiał pomyśleć, a potem zapytał:
- A może zobaczymy czy są pieczarki na Passo della Peschiera?
- Bell'idea!!!
Pomysł naprawdę bardzo mi się spodobał. Nie mam wielkich wymagań. Nauczyłam się nie mieć wielkich wymagań. A poza tym dzikie pieczarki są takie dobre, a na Passo della Peschiera tak ładnie!
- Lepiej wyglądałaś w tej spódnicy jak spacerowałaś wśród maków...
- Ha! Dobre sobie! Chcesz porównywać maki z podeschniętymi liśćmi? Maki to zawsze maki ... Za pół roku znowu zakwitną.
"Którą sukienkę założyć?" - Taki miałam "poważny" dylemat, kiedy spojrzałam na meteo kwadracik z prognozami, kiedy zewsząd dochodziły wieści o rychłym załamaniu pogody. Wiedziałam, że to już ostatnie dni na paradowanie w letnich fatałaszkach, bo nawet jeśli wróci gorąc, to już powietrze nie to samo, pora nie ta, chciał nie chciał czas letnich sukienek w tym roku definitywnie przemija.
Stałam przed szafą i wybierałam towarzyszki na dwa ostatnie gorące dni zupełnie jak na castingu, z powagą i wzruszeniem jakby chodziło o wybór nie wiem czego...
Ta! Ta w kwiaty kolorowe... Ta co Paw na targu w Faenzie kupił "od Chińczyka". Ta mi się z Mamą kojarzy, bo przecież i ona wtedy z nami była, a potem na spacer przed Tomka bierzmowaniem razem poszliśmy i ja właśnie tę sukienkę pamiętam z tamtego momentu...
Z wyborem drugiej byłam przewidywalna. Nim jesień na dobre się rozgości chciałam jeszcze raz załopotać ulubioną "makową panienką"...
- Spódnica i buciory.
- To przecież ja, czyż nie?
- Da bosco e da riviera!
- Z tą rivierą to w sumie nie wiem... Ale powiedzmy, że tak...
Siadam pod dębem obok kępki cyklamenów. Na passo kompletna cisza... Nie słychać już cykad, trzmieli ani świerszczy... Tylko wiatr szumi w zmęczonych dębowych liściach...
Ps. Znalezionych pieczarek - sztuk 4.
DA BOSCO E DA RIVIERA - dosłownie tłumacząc "do lasu i na rivierę", można powiedzieć, że to odpowiednik naszego "do tańca i do różańca".
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Ladnie wyglądasz w tej scenerii.pozdr
OdpowiedzUsuń