Smutna historia piu piu piu...
wtorek, maja 22, 2018
Siedzieliśmy w ławkach czekając na niedzielną uroczystość. Wszystko było gotowe, pogoda bajeczna, dzień zapowiadał się wspaniale. Nawet kaczuchy przenieśliśmy do Mario, żeby same cały dzień na tarasie nie siedziały.
Dokładnie w momencie kiedy drzwi do kościoła zaczęły się otwierać i dzieciaki szpalerem ruszyły do środka, poczułam w torebce wibrowanie telefonu. To był Mario. Wiedział, że nie mogę rozmawiać, więc zaraz pomyślałam, że sprawa musi być ważna. Skuliłam się na chwilkę pod ławką.
- Pronto.
- Kaczka zniknęła - powiedział Mario, a w jego głosie mieszała się złość, rozpacz i żal.
- Jak zniknęła??? Może się gdzieś schowała, może spadła do rzeki?
- Nie ma jej nigdzie...
Mario zrelacjonował później całe zdarzenie.
Kiedy Paw przywiózł do świętej Barbary skrzynkę z kaczkami i cały nasz ekwipunek na przyjęcie, Mario zamiast nakrywać do stołu zaraz zabrał się za organizowanie atrakcji naszym małym podopiecznym. Odkręcił wodę i z węża ogrodowego dalej urządzać im "acquafun" całkiem jak ten pod Riccione. Po skończonej zabawie na chwilę tylko odwrócił się, by węża zwinąć i odwiesić na miejsce. Wszystko to działo się na terenie malutkiego ogródka, kto był u nas ten zdaje sobie sprawę o jakim terenie mowa. Nagle usłyszał za plecami histeryczne piu piu piu!! Jedna kaczuszka biegała jak oszalała a jej rozpaczliwe piu piu nie chciało ucichnąć.
Mario natychmiast przeszukał cały teren, ale było oczywiste, że kaczki musiał dostrzec z góry drapieżnik. Sokół już kiedyś rozprawił się brutalnie z kosem, którego Mario ocalił i trzymał w klatce na tarasie, a zatem i w tym wypadku innego wytłumaczenia nie ma. Natura jest bezlitosna.
Sokół w ogóle był ciągłą obawą Mario, który naturę i zwyczaje zwierząt zna lepiej ode mnie. Kiedy kaczki zostawały same na cały dzień, ja martwiłam się, żeby wystarczyło im pożywienia, żeby nie tęskniły, a Mario powtarzał: "żeby się nimi tylko żaden sokół nie zainteresował, innego zagrożenia tu nie ma".
Myśleliśmy, że w "mariowym" ogródku nad rzeką będą miały jak w raju, tymczasem dla jednej z nich to były ostatnie chwile...
Ogarnął nas niewypowiedziany żal. Mario czuł się winny, ja czułam się winna, choć winy w nas żadnej. Bardziej niż zaginionej kaczki, żal było mi tej która została. Kiedy już jej rozpaczliwe piu piu ucichło, usiadła między naszymi nogami, jakby tylko tak czuła się bezpieczna i nie sama.
Piu piu rozlega się teraz za każdym razem, kiedy kaczuszka zostaje sama. W czasie wczorajszych lekcji słyszałam cały czas jej żałosne zawodzenie. Dopiero kiedy, skończyłam i usiadłam na tarasie, ona usadowiła się na moich stopach i zaraz całkiem się zrelaksowała. Było mi jej tak żal, że machnęłam ręką na zakupy. Zamiast tego postanowiłam wziąć komputer i popracować na tarasie w kaczym towarzystwie. Kaczka nie odstępowała mnie na krok. Wystarczyło, że podniosłam się na chwilę, by wziąć szklankę wody, zaraz znów rozlegało się piu piu ...
I teraz też, kiedy ranek się obudził, kaczuszka już domaga się towarzystwa. Do spania włożyliśmy jej do skrzynki pluszową maskotkę, by w nocy miała się do kogo przytulić.
Natura jest piękna, ale jej prawa są brutalne...
Tak bardzo mi żal...
SOKÓŁ to po włosku FALCO (wym. falko)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Ojej jak mi przykro :(. Kaczuszki to dla mnie domownicy Domu z Kamienia więc strata jednej z nich jest okropna. Oby tej drugiej nic się już złego nie stało. Żal mi też Mario ponieważ na pewno ma teraz wyrzuty sumienia, że chciał dobrze a zabrakło mu tej drugiej pary oczy aby upilnować kacze dzieci. Przesyłam pozdrowienia i uściski dla kaczuszki, dla Mario i oczywiście dla pani. Karolina
OdpowiedzUsuń