Świerszcze, węże i dzikie orchidee...
czwartek, kwietnia 19, 2018
Informacja z ostatniej chwili: zakwitły poziomki! Tak, tak, poziomki. Sama w to nie wierzyłam. Kiedy Mario obwieścił radosną nowinę, zaraz pobiegłam do ogródka i oczy zaczęłam ze zdziwienia przecierać! Nie żeby gdzieś jeden skromny kwiatuszek się gibał. Kwitną na potęgę! Jeśli żaden Burian tris nie wróci, na początku maja chłopcy będą mieć prawdziwą ucztę.
Oleandry potraktowałam - to znaczy Mario potraktował, bo ja wydawałam tylko komendy - tak jak A. przykazała. Krzewy żyją! Zostały przycięte i teraz tylko czekać aż odbiją.
Kolejna informacja z ostatniej chwili - zaczynają kwitnąć bzy. Moje ulubione bzowe miejsce przy "domu Sycylijczyka" już się we fiolety stroi. Miałam się wdrapać zdjęcia zrobić, ale na spacerze za długo nam się zeszło i czas już naglił. Nie ma tego złego - mam pretekst, żeby dziś znów wyszarpać chwilkę dla siebie samej i ruszyć się z domu.
Na spacer poszliśmy w jedno z moich ulubionych miejsc, skąd widać dolinę Lamone w całej rozciągłości. Stoi człowiek na zielonych łąkach, nakrapianych teraz szafirkami i tak się gapi i gapi i nagapić się nie może i już sam nie wie na co się gapić - czy zanurzyć wzrok w dolinie, czy wędrować po ginącym w oddali horyzoncie Apeninów...
Wiosna obudziła niestety też pewne "zmory". Kilka metrów od miejsca gdzie zaparkowaliśmy samochód rozciągnięty jest pastuch. Trzeba zgrabnie przeskoczyć albo się przeczołgać i można iść dalej. I właśnie w momencie, kiedy Mario symulował dla hecy lekkie spotkanie prądem, kilka metrów obok coś się gwałtownie poruszyło i czmychnęło w dół. Tylko kawał czarnego ogona zdołał pochwycić mój sokoli wzrok.
- Wąż! Widziałeś? Frustone!!! - niektóre węże umiem już rozpoznawać, a frustone jest czarny jak smoła.
- Zobacz tutaj...
Na ścieżce przed nami wił się inny wąż, który w momencie gdy się zjawiliśmy musiał toczyć nierówną walkę z czarnym agresorem. Krwawiące ugryzienie nie pozostawiało wątpliwości.
- A to nie żmija? - pytałam z daleka.
- Nie, nie. Chodź i zrób zdjęcie!
- Ale na pewno nie żmija? Wciąż ich nie rozróżniam.
- Słuchaj jak raz zobaczysz żmiję, to już nigdy nie będziesz miała wątpliwości.
- Wolałabym, żeby ten pierwszy raz nigdy nie nastąpił - powiedziałam bardziej do siebie. - Myślałam, że frustone tylko chłosta, a on pogryzł tego drugiego.
- Frustone jest po prostu cattivo!
Jeszcze jedna informacja z ostatniej chwili. Łąki, po których spacerowałam wczoraj przed wieczorem bogate są w dzikie orchidee, odkryłam to kilka lat temu. Nigdzie indziej nie rośnie ich tyle co tutaj właśnie. I te zachwycające dzikie orchidee właśnie rozkwitły...
Drogę, która wije się wśród tych łąk można nazwać świerszczowym szlakiem. Jedna norka obok drugiej. Ich czarniawi mieszkańcy siedzą na progu, ale tylko się człowiek nachyli zaraz umykają w głąb domostwa. Żadne wywabianie nie zdało wczoraj egzaminu, a Mario tak liczył na krótkie nagranie do wiosennego filmiku.
- Nie jestem już w tym dobry albo zwyczajnie świerszcze teraz mądrzejsze - skwitował krótko.
Taka piękna ta pora, taka piękna wiosna, piękna Toskania, zachwycająca moja dolina ... I tak sobie myślałam wczoraj, kiedy stałam na szczycie, a wiatr łopotał moją makową spódnicą - dzień wcześniej spacerowałam w cieniu florenckiego Duomo, a dziś jestem tu, tak daleko a tak blisko. Mam to wszystko na wyciągnięcie ręki. To wielkie szczęście, dziękuję za to każdego dnia...
ZŁY to znaczy CATTIVO (wym. kattivo)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Och rozmarzyłam się czytając ten opis wiosny w Toskanii :) Pięknie! Zazdroszczę! No może poza tymi wężami :P Wczoraj oglądaliśmy w kinie film "Ostatnie prosecco" i też przy pięknych widokach można było poczuć kawał cudownej Italii... Za każdym razem kiedyś wracamy do PL od razu tęsknię! Ten kraj uzależnia... Cudownie jest móc być tam na stałe. Pozdrawiam Cię serdecznie! Gosia PS. Za 2 tyg Porto Santo Stefano ;)
OdpowiedzUsuńTa spódnica jest boska... aż mi się ciężko skupić na treści notki :P
OdpowiedzUsuńWęże, brr... nawet te niegroźne są jak dla mnie obrzydliwe ;)
Co prawda to prawda,spódniczka cudna
OdpowiedzUsuńWęże jak węże ,niezbyt przyjemne a są u was kleszcze?
OdpowiedzUsuńwitam i pozrawiam z poludnia Francji
OdpowiedzUsuń