Smak kasztanów i Jej Wysokość Pigara
środa, września 27, 2017
- Jak ci dziś? - zapytała A.
- Do bani - odpisałam mniej więcej w ten deseń. Wybacz A., że zdradzam szczegóły naszej korespondencji. Dzień rzeczywiście zaczął się jakoś byle jak i wina w tym - przyznaję szczerze - była chyba głównie moja. Dodajmy do tego jeszcze bolące gardło Tomka, godzinne spóźnienie Mario i mamy mieszankę wybuchową. Zwiesiłam nos na kwintę i z tym zwieszonym nosem wymieniając po drodze wiadomości z A. pojechałam do Mugello szukać prawdziwków…
Z prawdziwków nic nie wyszło, ale gdzieś tam w lesie jakimś cudem udało mi się humor odzyskać. Z grzybami tutaj jest wszystko inaczej, ale to temat na inny raz. Wróciliśmy do domu i postanowiliśmy po obiedzie sprawdzić co słychać w Pigarze…
- Buongiorno!
- Buongiorno! Ej Mario!
- Patrzcie kto to!
- Zapraszam! Chodźcie, chodźcie!
Starszy mężczyzna, który krzątał się przed kamiennym domem, obok którego zaparkowaliśmy samochód, rozpoznał Mario. Wymieniliśmy kilka kurtuazyjnych zdań, a starszy człowiek serdecznym gestem zaprosił nas do skromnej kuchni, gdzie miło łaskotało ciepło kominkowego ognia. Łaskotało przede wszystkim oczy, bo na zewnątrz panowała cudowna wrześniowa aura.
- Napijecie się kawy?
- No, grazie - odpowiedziałam.
- Grazie? - zdziwił się - takiego trunku nie znam. To kawa z Pigary, trzeba się jej napić. - Starszy człowiek sięgnął po butelkę i zaraz do filiżanek nalał nam ciemnego napitku…
- Dobra?
- Mmmm… pyszna!
- Zrobi nam pani zdjęcie?
- Jasne, że zrobię!
Starszy człowiek, do którego jak się okazało należy Pigara, objaśnił nam, że syn właśnie porządkuje gaj i przygotowuje podłoże na spadanie marroni, a my jeśli chcemy możemy sobie filmować i fotografować do woli, a nawet szukać grzybów, bo już pierwsze porcini spod ziemi wychodzą.
Podziękowaliśmy serdecznie i ruszyliśmy w stronę kasztanowców, skąd dochodził dźwięk pracy kosiarki. Syn gospodarza przywitał nas prawie tak serdecznie jak jego ojciec, opowiedział to i tamto o Pigarze, o mnichach i dawnych wiekach i zaraz wrócił do swojego zajęcia, a my jak oniemiali stanęliśmy pośród kilkusetletnich drzew...
- Sua Maesta' Pigara - ogłosił konferansjerskim tonem Mario.
- Bello! Podoba mi się … Sua Maesta'…
Mama zawsze mówiła, że w drzewach jest moc, że trzeba je obejmować jak najczęściej, przytulać się do nich całym sobą. I myślę sobie, że jeśli to prawda, to w kasztanowcach jest tej przedziwnej mocy więcej niż w innych drzewach.
Ja i one. Kasztanowce sadzone rękami mnichów 500 lat temu … Vallombrosani potrafili wybrać idealne miejsce, nie ma drugiego takiego gaju… I te drzewa rozproszone, ale jednak równiutko w rzędach ustawione.
Wydłubuję delikatnie z kującej łupiny pierwszego niedojrzałego kasztanka. Ściągam białą jeszcze skórkę i zajadam owoc na surowo… Uwielbiam te pierwsze słodkie i chrupiące "białaski". Jesień już chyba zawsze będzie miała dla mnie smak kasztanów...
- Kasztanowców nie sadzi się dla siebie … - stwierdził filozoficznie Mario. - Nawet nie dla dzieci, tylko dopiero dla dzieci ich dzieci i następnych pokoleń… Potrzeba dużo czasu, by zaczęły rodzić owoce. Vallombrosanie pewnie nawet nie przypuszczali, ile istnień wykarmią ich drzewa i że to one ludzi z gór uratują przed głodem w ciężkich czasach.
Pigara jak świat z bajki, jak zaczarowany ogród i galeria sztuki, bo konary, korzenie i pnie są jak fantazyjne rzeźby. Nieme usta, rozdziawione, zarośnięte mchem… Ileż historii mogłyby opowiedzieć, gdyby zechciały przemówić. Co za niezwykłe miejsce. Sua Maesta' Pigara...
MILCZEĆ to znaczy TACERE (wym. taczere)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
Mamma mia!Robią wrażenie.Ogromne,piękne,majestatyczne.I ta kuchnia z historią:-)Wspaniałe zdjęcia.
OdpowiedzUsuńKilka lat mieszkałam przy takich pięknych, urodzajnych i donośnych kasztanowcach.
OdpowiedzUsuńDo dziś tęsknię za ich widokiem i smakiem.
pozdrowienia Kasiu :)
"Kasztanowców nie sadzi się dla siebie … - stwierdził filozoficznie Mario. - Nawet nie dla dzieci, tylko dopiero dla dzieci ich dzieci i następnych pokoleń…"
OdpowiedzUsuńKasiu, z maronii jest tak jak z aceto balsamico. Jest nawet taka tradycja ze dziadek przekazuje beczulke aceto wnukowi podczas chrztu. Rodzina przedewszystkim:)
Malgosia Neuss
Piękna tradycja!!!
UsuńPrzepraszam za barbarzyństwo ale clou mi zabrakło były prawdziwki ? :)
OdpowiedzUsuńPiotrek
Hahaha! Nie !
Usuń