"Przedjesień"
środa, września 13, 2017
Jeszcze kilka dni, jeszcze odrobina ciepła, jeszcze krztyna swobody nim ruszy szkolna machina. Muszę znów przyzwyczaić się do chłodu poranka, do innego zapachu powietrza, do dni ciągle krótszych … Jeszcze białych sukienek nie zamknęłam w ciemnościach najdalszego kąta garderoby, ale część tych najbardziej zwiewnych już odłożyłam na bok, uprałam i NIE wyprasowałam. Zrobię to wiosną, kiedy znów ujrzą światło dzienne. - Październik, listopad - liczę na placach miesiące - marzec … Sześć! Tylko sześć miesięcy i znów będę mogła zacząć myśleć o wiośnie, lecie i moich białych sukienkach. Tylko pół roku i znów zakwitną glicine. Jakoś przeleci. Październik upłynie na kasztanowych rozpustach i odwiedzinach Gości, w listopadzie festy w Brisighelli, więc jakoś przetrwam, potem to już grudzień i mercatini di natale, za nim styczeń z Befaną i karnawałem, a w lutym to już pierwsze drzewa owocowe kwitną, więc prawie jak wiosna i nawet jeśli śnieg spadnie to o tej porze nikomu już nie straszny, bo chciał czy nie chciał wiosna czai się za płotem ...
Ale tak naprawdę mimo dzisiejszego pierwszego prawdziwie chłodnego poranka, to jesień jeszcze się nie wprosiła. Dni wciąż ciepłe i prognozy na najbliższe dni więcej niż optymistyczne, bo słońce w tych dniach ma się rozlać hojnie po całym półwyspie. Myślę sobie, że tak jak w Polsce jest przedwiośnie, tak tu powinna być "przedjesień", bo to już nie to lato, co w lipcu, ale też nie jesień z kapotą na ramionach. Nie ma skwierczącego upału, niemniej wciąż można biegać w krótkich portkach i korzystać z ostatniego plażowania, jeść na dworze, cieszyć się kwiatami na łące i może właśnie teraz ruszać na miejskie wycieczki, bo mury przestały być buchające gorącem jak piece hutnicze.
I w kwestii miasta słów kilka…
Mówiłam, że wkrótce znów tam wrócę? To nie było tylko czcze gadanie. Oto kilka wtorkowych ujęć z San Miniato al Monte. Moje oczarowanie tym miejscem trwa. Nowe impresje, nowe szczegóły, momenty uchwycone w obiektywie, jak choćby ten starusieńki mnich wspinający się z trudem po schodach i światło południa przebijające się przez cienki marmur…
Coś Wam jeszcze powiem. Niedługo zawitam na wzgórze kolejny raz … Mam zamiar wracać tam tak często, aż nauczę się wszystkiego na pamięć.
DOBREJ ŚRODY!
WCHODZIĆ PO SCHODACH to po włosku SALIRE LE SCALE (wym. salire le skale)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Pani Kasiu , dokładnie tak samo odliczam czas do wiosny a wlasciwie do lutego bo to przecież tylko chwila i juz ! Wrzesnia juz nie liczę. Pazdziernik jak będzie piękny -to radosć i kasztany zbierane corocznie do koszyków żeby ''odczynić ''. Listopad przespimy , potem świeta + Nowy ROk -to zleci. A po nowy roku dnia przybywa , luty krótszy + imieniny i juz marzec złapany ... Serdecznie pozdrawiam marta
OdpowiedzUsuń