San Galgano - pustelnik, kościół bez dachu i miecz w kamieniu
poniedziałek, marca 13, 2017
"Kościół bez dachu" chciałam zobaczyć na własne oczy odkąd w internecie znalazłam jego zachwycające zdjęcia, o znajdującym się obok mieczu w kamieniu wspominał mi też Tomek. Fascynowało mnie to miejsce. Brak dachu robił przedziwne wrażenie i myślę, że to jest właśnie głównym powodem tego, że świątynia stała się turystyczną mekką. A o tym, że nią jest świadczą rozległe parkingi, które na szczęście w sobotnie południe były cudownie puste. Myślę, że gdybym dotarła tu w szczycie sezonu i zobaczyła kłębiący się tłum, nie mówiłabym o tym miejscu z wielkim entuzjazmem. Na pewno nie miałabym szans zrobić zdjęć pustego klasztoru. To co nie raz już podkreślałam - jak wiele zależy od momentu, w którym dane miejsce odwiedzamy. A takie miejsca jak to, jak i inne turystyczne mekki, zdecydowanie lepiej odwiedzać po sezonie, wrażenia są o wiele bardziej pozytywne.
Abbazia San Galgano została założona w XIII wieku przez cystersów, ale wcześniej już w XII wieku powstała tu kaplica upamiętniająca śmierć San Galgano, który to porzucił rycerską służbę, przywdział habit i rozpoczął życie pustelnika. Miejsce wybrano nieprzypadkowo - oddalone od Sieny o niespełna 30 kilometrów, leżące w pobliżu rzeki Merse i zarazem przy drodze "maremmanie", o której pisałam wczoraj. Była to pierwsza gotycka świątynia na terytorium Toskanii.
Niestety po okresie splendoru, szybko nadeszły trudne lata, następowała jedna klęska po drugiej, głód, epidemia cholery, a potem bandy najemników przechodzące przez te tereny grabiły i plądrowały, zmuszając zakonników do opuszczenia klasztoru. Ostatecznie w XV wieku cystersi przenieśli do pałacu San Galgano w Sienie.
Od tego czasu kościół popadł całkiem w ruinę. Pod koniec XVIII wieku w dzwonnicę uderzył piorun, w efekcie czego ta zawaliła się na świątynię. Ocalał jedynie większy dzwon pamiętający kilka stuleci, ale zaraz po tym został przetopiony i sprzedany jako brąz. Po tych wydarzeniach abbazia została całkiem porzucona i "sconsacrata".
Wnętrze klasztoru bez dachu wygląda surrealistycznie, wyobrażałam sobie ileż filmów można byłoby tu nakręcić i w istocie, kiedy po powrocie do domu poczytałam o historii miejsca, okazało się, że niejednokrotnie stało się filmową scenerią.
W czasie naszego zwiedzania przez środek nawy przemknęło tylko kilka osób, gdzieś w głębi "czaił się" jakiś fotograf czekający z pewnością aż i my sobie pójdziemy. Nie spieszyłam się jednak, bo i ja chciałam uwiecznić równiutkie rzędy kolumn, porzucony ołtarz i małe okienka, przez które wpadało do środka wiosenne światło, malując na ziemi najróżniejsze kształty. Ponad głowami zamiast fantazyjnych sklepień mieliśmy marcowy lazur nieba.
Klasztor przyjął swoją nazwę od świętego Galgano, który tak naprawdę nazywał się Galgano Guidotti (choć co do nazwiska historycy mają wątpliwości). Urodził się w XII wieku w pobliskim Chiusdino. Wyrósł w szlacheckiej rodzinie i szybko otrzymał rycerski tytuł. Wiódł lekkie i beztroskie życie aż do czasu, kiedy to nawiedził go we śnie Michał Archanioł. Wtedy to zdecydował się dotychczasowe życie porzucić, przywdziać szatę mnicha i rozpocząć pustelniczy żywot na wzgórzu Montesiepi, tuż obok obecnej "abbazii bez dachu".
Do La Rotonda na wzgórzu można dojść pieszo, to krótki spacer polną drogą na nie więcej niż 10 minut. Mikołaj zebrał z tej drogi pomarańczowe kamienie i upchnął je w kieszeniach, to były jego "suweniry" z podróży, wkrótce miały dołączyć do nich następne.
Kaplica została wzniesiona w XII wieku przez mnichów zaraz po śmierci San Galgano i wkrótce rozbudowana. Głównym powodem, dla którego przybywają tu turyści jest na pewno legendarny miecz w skale, który rzekomo wbił sam święty, na znak sprzeciwu odnośnie poprzedniego życia i na znak potwierdzenia swojego ascetycznego wyboru. W 2001 roku miecz poddano badaniom i naukowym analizom, które podobno potwierdziły jego autentyczność. Napływ turystów i akty wandalizmu sprawiły, że został przykryty ochronną powłoką, zbyt wielu śmiałków próbowało go wyciągnąć. Miecz - krzyż stał się symbolem, ale nie tylko on wart jest uwagi. Okrągłe wnętrze kaplicy jest nimi wypełnione, niektóre odnoszą się do Etrusków, Celtów i Templariuszy. Z zewnątrz różowo białe pasy przypominają nam, że jesteśmy w pobliżu Sieny.
Mówi się, że święty Galgano był archetypem świętego Franciszka.
Zadowolona byłam ze swojego wyboru. Cel wyprawy okazał się niezwykły. Oczywiście tak jak wspominałam na początku - myślę, że trafiliśmy tu w idealnym momencie. Rozległe parkingi, kazały przypuszczać, że turyści to miejsce szczególnie kochają!
Ruszaliśmy dalej. Skoro byliśmy tak blisko postanowiliśmy odwiedzić miejsce urodzenia San Galgano, widoczne w oddali na wzgórzu - miasteczko Chiusdino. Najpierw jednak - przystanek na posilenie się, wszyscy oblizywaliśmy się na myśl o smakołykach w Czerwonym Koszyku.
***
- Czy ten miecz ma coś wspólnego z tym filmowym, bajkowym mieczem w kamieniu? - zapytał Mario popisując się beztrosko swoją ignorancją, co oczywiście ubawiło chłopców do łez.
- Żartujesz??? To nawet nie ten kraj!!!
- Nie?
- Tamten był Wielkiej Brytanii!!! Wszystko mieszasz!
- Mah… co ja tam wiem - Mario wzruszył ramionami.
- Widzisz ile ty się przy nas rzeczy o swoim kraju dowiadujesz?
- Si si!
CDN…
Dobrego tygodnia!
DACH to po włosku TETTO (wym. tetto)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Również mieliśmy w planach wizytę w San Galgano. Niestety grafik naszej toskańskiej wyprawy był tak napięty, że nie odwiedziliśmy tego fascynującego kościoła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ależ urokliwe miejsce :D- fantastycznie piękne, przepełnione historią, trwające pomimo tylu klęsk... Od tych ścian aż bije duch dawnych czasów. nie dziwię się, że to miejsce zostało uwiecznione w filmach- takim skarbem trzeba się dzielić, trzeba zachować aby został choć na zdjęciach/filmach jeżeli po latach (mam nadzieję, że to tysiącach lat ;)) całkiem ulegnie czasowi...
OdpowiedzUsuńLekko zazdroszczę Pani tej wycieczki. Pozdrawiam serdecznie, Karolina
Mario na zdjęciu z Mikim wygląda jak taki dobry skrzacik, zawsze gotowy do jakiegoś dowcipu <3
OdpowiedzUsuńI my tam byliśmy! Niezwykłe miejsce, zrobiło na mnie wrażenie. Choć byliśmy w sezonie, nie było tłumów - i też mamy dość puste zdjęcie wnętrza :) Warto się wybrać. Choć pamiętam jak narzekałam jadąc tam, bo było to straaasznie daleko od naszego noclegu ;)
OdpowiedzUsuńNiezwykłe miejsce! Polecam Ci również Abbazie Sant'Antimo, Montalcino! Równie cudowne miejsce, otoczone gajami oliwnymi, winnicami, a wiosną polem słoneczników (choć nie zawsze). Cisza, spokój, a do niedawna również dźwięk chorałów gregoriańskich. Niestety bracia zostali odesłani do Francji - wielka szkoda, to było moje miejsce, w którym mogłam zamknąć oczy i po prostu odfrunąć do innej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuń