Pod niebem Marradi
poniedziałek, marca 20, 2017
- To gdzie jedziemy - zapytał Mario przy obiedzie.
- Nie! Nie! Nie! - zaprotestował stanowczo Mikołaj wyjadając z talerza resztki ribollity - ja dziś nigdzie nie jadę!
- Bliziutko, krótki spacerek. Dai!
- Nie ma mowy! - Tomek poparł brata z pełnym zaangażowaniem. - Wy sobie idźcie jak chcecie!
Dokończyli obiad, złapali różdżki i pognali do "Hogwartu".
- No to gdzie?
- A może ten szlak od Colombai? Tyle razy się przymierzałam, niemal centrum Marradi, a wciąż pozostaje mi nieznany…
Opowiadam ostatnio o bliższych okolicach i o tych dalszych, a tymczasem serce wszystkiego jest tutaj… Już dawno nie było hymnu pochwalnego ku czci Marradi. A zatem oto on, psalm, pean najszczerszy, z serca płynący. Widoki, które sprawiają, że mimo trosk i wielkich problemów wciąż potrafię się uśmiechać.
Patrzę z góry na stację kolejową, na kościół, na dachy domostw, na gaje kasztanowe, na castellone w oddali. Schylam się do fiołków efemerycznych, do kwiatów san Giuseppe, do motyli i kamiennych ludków. Przystaję przy wężowych zwłokach, hubach, fragmentach murów. Ukradkiem fotografuję człowieka i czarnego konia, żywy sielski obraz.
- Popatrz! Pan del cucco! Jeszcze tylko kukania kukułki brakuje i wiosna jak malowana.
Kukułka nie kuka, ale kogut gdzieś w oddali pieje na całe gardło. Poza tym nic ciszy nie mąci. Nawet wiatr złagodniał, zamiast targać czym popadnie przymilnie dmuchał wiosennym ciepłem w twarz …
Nagle między drzewami coś się porusza i spomiędzy drzew wyłaniają się sylwetki. Contessa z mężem drogą usłaną cyprysami zmierzają na obiad. Marradyjskie życie, marradyjscy przyjaciele.
Dziś oficjalnie oznaczono szlak - Il Cammino di Dante. A zatem znów stawiam stopy na śladach poety, znów podążam w tą samą stronę, być może przysiadam w tym samym miejscu, być może tu rodziły się w głowie niektóre wersy Komedii…
Dochodzimy do Montegianni. To samo miejsce, skąd w czasie lipcowej stralunaty fotografowaliśmy zachód słońca. Widać Popolano, San Martino i obserwatorium po drugiej stronie doliny. Cisza i spokój, a jesteśmy przecież nad samym miastem, niby daleko, a tak blisko.
Krótka przerwa i zawracamy, choć wiem, że niedługo znów się tu zjawię. Chcę iść dalej, dojść nowym szlakiem na Gamognę. Tu ponad miastem, pod marradyjskim niebem… Serce Marradi. Moje serce.
Zmieniam obiektyw i zaraz jak na dłoni widzę centrum miasteczka. Czuję się tak jakbym chodziła po wewnętrznej części kopuły Brunelleschiego i podziwiała Duomo z wysokości. Podobne wrażenia, tylko emocje nieco silniejsze.
Siadam na chwilę pod samotnym cyprysem. Dante na pewno pod nim nie siedział, ale może patrzył w tą samą stronę, może wtedy też niosło się po dolinie pianie koguta.
Jest tak dobrze, tak ciepło, że nie chce się wracać. I te cyprysy … niektóre strzeliste, wiekowe, ale też tu i tam, małe jak krzaki jagód cyprysowe samosiejki. Kiedyś i one wystrzelą w górę, ale ja już wtedy przygarbię się do ziemi.
Nic dziwnego, że poeta upodobał sobie właśnie te ścieżki. Trzeba mieć serce z kamienia, trzeba nie mieć w sobie krztyny wrażliwości, żeby się nie zakochać. Może i Wy pozwolicie się uwieść?
Wpadnijcie do Marradi, pójdziemy razem na "dantejski" spacer ...
CHODZIĆ to znaczy CAMMINARE (wym. kamminare)
Ps. Nie mogłam już patrzeć na ciepłą kapotę z wizytówkowego zdjęcia. Tymczasowo zmieniam, ale właściwe wiosenne zdjęcie pojawi się na dniach.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
7 komentarze
Piękna wiosna Pani Kasiu, piękne nostalgiczne zdjęcia, aż czuć tę ciszę i ciepły wiatr na twarzy. Tak jak Pani wcześniej pisała Toskania zostaje w sercu, więc i mnie została po mojej zeszłorocznej wyprawie. Z wielką chęcią zawitam na marradyjskie szlaki, pewnie jeszcze nie w tym roku, bo zdrowie taty trzeba wyprowadzić na prostą, sprawić, aby nogi zaczęły chodzić ( już pomału, pomału widać poprawę ). I jak wszystko się ładnie poukłada to zastukam do drzwi marradyjskiego domu. Pozdrawiam serdecznie AnetaG
OdpowiedzUsuńPs. Aparat to Canon ?
Trzymam kciuki za Tate i pozdrawiam. Aparat to nikon:)
UsuńJeszcze tylko dodam Pani Kasiu, żeby pani na razie nie zmieniała zdjęcia wizytówkowego, ponieważ jest ono obłędne - jak dla mnie wyraża wszystko-spokój, nostalgię, wiosenny klimat i nieskrępowaną niczym wolność. Absolutnie konkursowe zdjęcie :). AG
OdpowiedzUsuńBardzo dziekuje:)
UsuńPost z serii moich ulubionych, super zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPiotrCzFotograf
:*
UsuńRzeczywiście piękne zdjęcia, te wykonane przez Mario też, błękit w tle nieprawdopodobny.
OdpowiedzUsuń