Kiedy byłam mała, ktoś podarował mi kalejdoskop. Mały, prymitywny, dla dzieci, taki z tektury i garści kolorowych szkiełek. Uwielbiałam wpatrywać się w abstrakcyjne obrazki, które zmieniały się przy każdym minimalnym ruchu. Nim zrobił się pełen obrót, wzorki przetasowały się przez dziesiątki kolorowych kombinacji.
Przypominam sobie często tą tekturową zabawkę, zwłaszcza teraz patrząc na moją codzienność. W niej też wszystko się kręci, przestawia, przesuwa i jeszcze często zmienia kolory. Zdaje się, że dopiero co zaczynały spadać kasztany, a tu już sagrę ostatnią pożegnaliśmy… Gaje kasztanowe powoli zapadają w sen, ale nim się obejrzę, obudzą się znów w świeżej, jasnej zieleni. Czas tak szybko gna, że czasem aż trudno uwierzyć.
Wieczorem, kiedy już miasto opustoszało, kasztanowe budki kasowe zostały zdemontowane, zaraz do magazynu powędruje też transparent i inne dekoracje. Na dniach zaczną wieszać świąteczne iluminacje. Do supermarketu przywędrowały baby panettone i byłam pewnie pierwszą osobą, która z niecierpliwością rozrywała tekturowe pudełko.
Oto moja czwarta jesień w Marradi … Czwarty rok w Biforco. Mój dziecięcy kalejdoskop znów przesypał szkiełka. Minie jesień, przyjdzie zima, dni się całkiem skrócą, nadciągnie ciemność popołudniowa nie do zniesienia, potem noce znów zaczną słabnąć, a dni w siłę rosnąć, przejdą i pójdą święta, sylwestry i Befany, aż znów gałązki glicine w fiolety zaczną opływać…
Kolejni Goście kończą swój marradyjski czas. Czas krótki, ale wystarczający, by już teraz chcieć powrócić. Chłopcy nacieszyli się rodzinnymi szaleństwami, wujkowym wariactwem, cioć pieszczotami i przytulaniem.
- Wujek "jeden" umiesz mnie trzymać do góry nogami?
- Umiem.
- No to teraz ponieś mnie tak!
- A teraz zróbmy wojnę, wyścig, biegnij …
- Nie dajcie sobie wejść na głowę - prosiłam i ostrzegałam.
Ale niech się cieszą, niech się bawią, takich dni w roku zaledwie garstka. Zaraz kalejdoskop drgnie i znów się szkiełka przesypią, inna kombinacja, nowy wzorek i następny i tak w kółko...