Smaki września
wtorek, września 06, 2016
Po załadowaniu cantiny drewnem, jak na porządny wrzesień przystało przyszedł czas na ostatnie ogródkowe zbiory. Przetwarzam wszystko co się da, by w zimowe miesiące cieszyć się latem zamkniętym w słoikach. Słońce przypaliło nieco w tym roku pomidorowe krzaki, cukinie i ogórki. Na nic zdawało się podlewanie, bo ziemia z każdym dniem coraz bardziej sucha, niczym pył albo popiół, jakby życie z niej uleciało. Coś tam się oczywiście w tym ogródku urodziło, ale miałam nadzieję, że na własnych pomidorach dojedziemy przynajmniej do października. Tymczasem nadszedł czas, żeby ogródek już zacząć porządkować przed zimą. Przez permanentny brak czasu mój skromny kawałek ziemi zaczął wyglądać jak wysuszony busz. Jeszcze trochę i rukola przerosłaby całkiem spore krzaki glicine. Zdaje się, że tylko jej posłużył brak wody! Wycięłam więc rukolową knieję, poprzycinałam suche badyle czegoś co kiedyś było miętą i oregano. Może teraz posadzę coś co zaowocuje w zimowe miesiące, czy już nie za późno na czarną kapustę i bietole?
Mijają ostatnie dni wakacji - jeszcze dziewięć - odliczają chłopcy. A ja zastanawiam się, kiedy ten czas przeleciał, gdzie poleciał, po angielsku ulotnił się niepostrzeżenie. Skupiona w ostatnich miesiącach na innych, sama gdzieś zniknęłam. Oczywiście taka praca, takie życie i tak jest dobrze. Ale …
Żal mi tylko tak po cichutku, tak odrobinę braku prawdziwych wakacji…
Byliśmy to tu to tam, ale to wszystko wypady na jeden dzień, czasem od świtu do nocy, jednak nigdy dłużej. Okazało się, że przez ciągłe zapracowanie nawet ani razu nie ugościł nas stół nad rzeką. A przecież w dawnych latach, to ciągle tam, obowiązkowo ogień i bistecca i warzywa.
- W tym roku to nawet ani jednego marradyjskiego pikniku…
- Ech…
- A jak byśmy tak wzięli z targu gotowca? Kurczaka z rosticerii, trochę warzyw?
- Mam lekcje, ale chyba się jakoś wstrzelimy.
I fruu z targu do domu jak na skrzydłach, bo czasem drobiazg wystarcza, żeby się człowiek od ziemi choć na chwilę oderwał. Czerwony koszyk, obrus, sól, oliwa, pomidory, butelka wina… Prawie tak jak kiedyś bywało…
Cudowny wrześniowy obiad z szumem Campigno w uszach, maleńka chwila beztroski...
KNIEJA, PUSZCZA, DZIKI LAS to po włosku SELVA (wym. SELWA)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Ach, jak cudownie! Takie miejsca na piknik i wspólne bycie razem bez pośpiechu to bezcenny skarb.
OdpowiedzUsuńPrzysiadłabym się tam do Was i rozsmakowała w dźwiękach Lamone...
Miłego dnia dla Was
Asia z Oliwy