Ostatnia wakacyjna prosta
piątek, września 09, 2016Jak sobie pomyślę, że oto przed nami ostatni wakacyjny weekend to najzwyczajniej w świecie mam ochotę rozpłakać się jak dziecko, a przecież to nie ja muszę wrócić do szkoły. Czuję żal, że znów coś się kończy, że to wszystko co było, to było i nie wróci … Ech! Żeby tak móc cofnąć czas do 10 czerwca do godziny 12, kiedy wszyscy odjeżdżali spod szkoły z rękami na klaksonach!
Wczoraj było podsumowanie turystyczne, dziś więc czas na takie bardziej prywatne, osobiste, czyli kilka słów o tym, gdzie nam się udało zawitać, gdzie wybawić, co zjeść.
Przede wszystkim widzieliśmy całkiem sporo…
W czerwcu zakochałam się bez pamięci Portovenere, objechaliśmy tyle o ile Cinque Terre, pozostając jednak sceptyczni co do tego, czy to jest miejsce dla nas. Przejechaliśmy w zachwycie przez Dolinę Elsy i Orci, zatrzymując się to tu to tam. Potem wywiało nas do Marche i z otwartymi buziami, zadartymi głowami podziwialiśmy Gola di Furlo. I na koniec wreszcie Rzym i Umbria i Bolsena … Może o czymś zapomniałam, ale to i tak całkiem sporo, jak na kogoś kto wakacje organizował innym, a sam praktycznie ich nie miał. Byliśmy wszak aż w sześciu regionach Włoch!
prywatne rzeki szemranie |
Kilka razy wyskoczyliśmy nad morze, nad rzekę, nad wodospad. Po górach chodziliśmy niewiele, bo pogoda skwiercząca upałem raczej do tego nie zachęcała.
Bawiliśmy się na wielu festach i prywatnych przyjęciach. Casa di Santa Barbara, jak też i kamienny dom Contessy tętniły życiem i nie raz przy stole było gwarno jak na włoskim filmie. Była i muzyka w gaju kasztanowym i średniowiecze w Palazzuolo i golonka w Crespino, piwo w San Martino, jak co roku do Marradi powróciły streghe, a o mojej podróży na taczce jeszcze długo będzie się mówić. Wieczory wypełniły się muzyką, spotkaniami, teatrem i wspólną zabawą.
W leniwe dni chłopcy pływali na tratwie po Lamone, ja przysiadałam na kamiennym brzegu rzeki, by zaczerpnąć razem z nimi chwilowej beztroski, popisać albo przez moment zwyczajnie nic nie robić. Lodów w tym roku zjedliśmy bez liku, choć jeśli o mnie chodzi słodkość w wafelku częściej zastępował kieliszek orzeźwiającego spritza…
W kuchni też sporo się działo, a efekty tego będzie widać na blogu w następnych dniach. Ogródek wydaje ostatnie plony, jeżyn urodzaj, tak samo brzoskwiń i orzechów, tylko migdałowi przed kamiennym domkiem coś się w tym roku stało niedobrego…
A zatem przed nami ostatni wakacyjny weekend 2016… a już dziś wieczorem kolejna festa! "Wieczór biało niebieski" - czyli otwarcie sezonu klubu sportowego, będzie muzyka, jedzenie i zabawa. Na niedzielę też mamy atrakcyjny plan. Za tydzień w Modiglianie feste dell'Ottocento i kolejne żywe obrazy! I tak dalej i tak dalej… a potem kasztany, trufle, polenta … A ja znów po cichu będę odliczać do wiosny …
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Piękne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńTo wspaniałe, że mogliśmy na bieżąco być z Wami.
Czekamy już na równie piękną jesień. Czego Tobie (i sobie :)) życzymy.
Ewa z Wielkopolski
Ależ piękny domek. I w jakiej pięknej okolicy. <3
OdpowiedzUsuń