Lejdis w Marradi
środa, września 28, 2016Ostatni dzień swoich toskańskich wakacji Lejdis spędziły w Marradi. I przyznam uczciwie, że w tym wszystkim co robię, nie ma dla mnie nic milszego niż widzieć w oczach przyjezdnych, w oczach turystów zachwyt moim miasteczkiem. W ciągu niecałych pięciu dni Lejdis były w Brisighelii, we Florencji, w Arezzo i w Cortonie, uczyły się robić makaron w Pianorosso, pizzę na Cavallarze, zjadły kolację powitalną w La Colombaia, degustowały wino w Fattorii Parri i przeszły kilka kilometrów szlakami Apeninów. Sama nie wiem, kiedy to wszystko udało nam się zrobić!
Poniedziałek w Marradi. Lokalny targ, zakupy i odwiedziny u Giancarlo i Obamy miały być relaksem przed podróżą, odpoczynkiem przed długą drogą do domu. Chciałam jeszcze raz pokazać Lejdis odrobinę prawdziwego życia, życia, którego turyści raczej nie mają okazji podglądać. Chciałam, żeby posmakowały serdeczności marradyjczyków, żeby tak jak ja kilka lat temu weszły do małej cantiny wypełnionej przetworami, z wiszącym w powietrzu zapachem trufli i żeby dały się zaczarować. Giancarlo jak zawsze zastawił stół, a Lejdies chętnie się częstowały czereśniami w zalewie, kasztanami w maraschino, słodkimi figami i winem. Chciałam, żeby Lejdis, które przyjechały z "Wielkiego Świata", zobaczyły, że życie na mojej prowincji ma swój niepowtarzalny urok, ma smak, tysiąc zapachów, jest kolorowe i intensywne.
Marradi to nie Florencja, Siena, czy nawet Cortona, ale Marradi ma coś, co zostaje w sercu na zawsze. Serdeczność, życzliwość, serce na dłoni i ciepło mieszkańców. Mam nadzieję, że Lejdis to poczuły…
Na Cavallarze, w Pianorosso, w cantinie u Giancarlo, u piekarza, w barze i w Kamiennym Domu.
Na pewno poczuły to w poniedziałkowy wieczór, kiedy to zostały ugoszczone w sposób szczególny, kiedy buzie otworzyły się z wrażenia, nie wydając z siebie nawet "wooow". O tym pięknym pożegnaniu Marradi, o łzach przy torcie, o sztućcach, serwetkach i miłości opowiem już jutro.
Na Cavallarze, w Pianorosso, w cantinie u Giancarlo, u piekarza, w barze i w Kamiennym Domu.
Na pewno poczuły to w poniedziałkowy wieczór, kiedy to zostały ugoszczone w sposób szczególny, kiedy buzie otworzyły się z wrażenia, nie wydając z siebie nawet "wooow". O tym pięknym pożegnaniu Marradi, o łzach przy torcie, o sztućcach, serwetkach i miłości opowiem już jutro.
BUZIA to po włosku BOCCA (wym. bokka)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
7 komentarze
Jejku ja szukam takiej torebki w burgundowym kolorze jak ta z brzegu!!! praska
OdpowiedzUsuńKasia wpadaj w poniedziałek do Marradi!
Usuńże w jakim kolorze, przepaszam ?
UsuńTomek
W burgundowym, bakłażanowym, podobnym do fioletowego - moze bedzie bardziej jasno :-)
UsuńTak, latwo powiedziec, wpadaj :-) Chcialabym. praska
Pani Kasiu, czy Lejdis to grupa przyjaciółek czy może zorganizowała Pani taki "dziewczyński" pobyt dla nieznających się wcześniej Pań?
OdpowiedzUsuńZnałam wcześniej tylko jedną z Lejdis, która do Marradi przywiozła grupę swoich przyjaciółek i dla takiej pięknej grupy zorganizowałam czas pełen atrakcji, sugerując się życzeniami i dodając też coś od siebie.
UsuńJestem pod silnym wrażeniem. Serdecznie pozdrawiam
UsuńMałgorzataS