Niedziela nadziewana orzechami
poniedziałek, sierpnia 22, 2016
- Nie. Nie mam.
- Może zobaczymy czy jeżyny już są?
- Możemy zobaczyć.
- Świetnie to w stronę Gamberaldi czy Campigno?
- Gdzie chcesz, ale na jeżyny to się trzeba przygotować, a nie klapeczki i krótkie spodenki.
- Ale ja chciałabym iść na spacer ,żeby tylko sprawdzić czy są jeżyny i ewentualnie wziąć te na wyciągnięcie ręki. Ani myślę przy tej temperaturze wkładać na siebie coś więcej.
W stronę Campigno …
Są jeżyny, dopiero się zaczynają ale są. Biorę te, które mogę dosięgnąć i słyszę za plecami:
- Na jeżyny to się tak nie chodzi, tam w środek trzeba wejść, a tu jak? W klapeczkach? W krótkich portkach?
Odwracam się na chwilę, wzruszam ramionami i zrywam dalej moje jeżyny na wyciągnięcie ręki.
Za kolejnym zakrętem leszczyna. Tak oblepiona orzechami, że aż się gałęzie gną pod ich ciężarem. W życiu nie widziałam takiego obrodzenia. Więcej orzechów niż liści.
Napełniamy nimi worek. Dzieci ręce zacierają! Mikołaj przyciąga gałęzie do drogi, zrywa orzechy z zapałem i komentuje uradowany pod nosem. A ja zachwycam się znów samą sceną. Słońcem późno sierpniowym, które przedziera się przez liście leszczyny i mieni kilkoma odcieniami złota w potarganych czuprynach chłopców.
- Ej! Nie jedz tylko zrywaj - beszta Mikołaj Tomka.
Z Tomkiem tak już jest. Jedna jeżynka do pudełka, pięć do buzi.
Wracamy do domu z pełnym workiem orzechów. Dobre kilka kilo!! Jeżyn ledwie małe pudełko, bo przecież … źle byliśmy ubrani.
Dziś muszę znaleźć czas na dozbieranie. Może w końcu i o dzikie śliweczki się pokuszę i likieru uwarzę. Każdego roku obiecuję sobie prugnino, a potem nic!
Suszę ponad dwumiesięczną widać tak dotkliwie. Upał wciąż letni, a krajobraz jak w zeszłym roku w październiku. Biedna zieleń… Burze i deszcze omijają Mugello szerokim łukiem. Docierają do nas błyski i grzmoty, ale krople wody zostają gdzieś daleko. Aż dziwne, że jeszcze nie nałożono limitów na wodę, tak jak bywało kiedyś. Zakaz mycia samochodów, podlewania ogródków ...
- Pada?
- Chyba nie.
- Wydaje mi się, że jednak tak, kropi! Nie … jednak nie...
- To fatamorgana. Widzisz deszcz, jak wędrowcy oazę na Saharze!
Zaczyna się ostatni tydzień sierpnia, a mnie zaczyna ściskać w dołku i płakać mi się chce! Ileż ja bym dała za pierwsze dni czerwca, za tamten dzień kiedy dzieci przy dźwiękach klaksonów odjeżdżały spod szkoły. Ileż bym dała za dni wydłużające się, za zapach lip i ginestre ...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Piękne chwile krótko trwają lecz wspomnienia pozostają :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa pierdziu ale orzechy. Zazdroszczę. Aczkolwiek w pewnym momencie miałem wrażenie że chłopaki z krzaka jedzą orzechy a nie jeżyny i już chciałem zgryzu pogratulować ale to chyba nie możliwe ;)
OdpowiedzUsuńPiotrek
Rozumiem ten nostalgiczny ton, lato ku mojej rozpaczy przemija zdecydowanie za szybko, co roku jestem tym równie mocno zadziwiona, a ponieważ ostatnio gdzieś przeczytałam, że czas nie płynie w równym tempie w całym wszechświecie to teraz rozumiem, że coś w tym jest:) To zima powinna mijać raz dwa.
OdpowiedzUsuńA co do jeżyn to jestem zdziwiona, że we Włoszech dopiero teraz dojrzewają, u mnie już po jeżynach.
też chętnie przeniosłabym się do czerwca, nie mogę uwierzyć, że już prawie koniec lata :(
OdpowiedzUsuńAle mi zrobiłaś smaka na orzechy. Chyba se pójdę dzisiaj do marketu po nie :)
OdpowiedzUsuń