Akt trzeci - przystanek Pienza i etruskie termy.
czwartek, lipca 28, 2016
Pienza … Jedno z ulubionych toskańskich miasteczek turystów z całego świata. Niektórzy mówią - perła Val d'Orcia. Piękna i zachwycająca - piszą internauci.
A ja …
Podjechaliśmy na parking i nim jeszcze zdążyliśmy zamknąć samochód ogarnęło mnie przeczucie, że to nie będzie moje miejsce. Zza każdego zakrętu, z każdej wąskiej uliczki, ze wszystkich stron sunęły w stronę centrum pielgrzymki turystów.
- Oj, chyba źle wybrałam - wymamrotałam pod nosem do siebie.
Pienza nie przypadla nam do gustu nawet w najmniejszym stopniu. Widziałam wiele toskańskich miast i miasteczek, znanych i nieznanych i o ile jeszcze fenomen takiego na przykład San Gimignano jestem w stanie zrozumieć, to już dlaczego turyści upatrzyli sobie właśnie Pienzę - nie pojmuję. Nie twierdzę oczywiście, że nie jest ładna, jest i owszem, ale niczym aż tak szczególnym nie wyróżnia się na tle innych. O ile piękniej, ciekawiej było chociażby w Colle di Val d'Elsa ...
Piękniej i przede wszystkim bardziej włosko, swojsko, autentycznie. Główny plac Pienzy był jak wieża Babel! Słychać było wszystkie języki świata, oprócz włoskiego, menu przed restauracjami głównie po angielsku, w żadnym zaułku nie było staruszki dziergającej na szydełku, a tutejsze dzieci nie biegały swobodnie za piłką.
Złego wrażenia nie zdołały nawet zatrzeć wnętrza katedry, ani widoki na pola i cyprysy. Nie miałam nawet ochoty wściubiać nosa do urokliwych botteg pełnych rarytasów, bo świadomość turystycznego przeznaczenia skutecznie odbierała mi apetyt nawet na słynne tutejsze pecorino.
Pozostał tylko niedosyt. W duchu błogosławiłam pierwszy bardziej udany przystanek naszej wyprawy, przed którym tak się opierałam.
- To skoro jesteśmy już tu, może zobaczymy etruskie termy? To niedaleko - zaproponowałam kolejne miejsce, zaciskając kciuki, by to o czym czytałam, rzeczywiście warte było nadłożenia kilku kilometrów.
Na szczęście tym razem się nie zawiodłam!
Bagno Vignoni - nigdy wcześniej nie słyszałam o tym uroczym zakątku i pewnie jeszcze długo trwałabym w niewiedzy, gdyby nie moje lekcje włoskiego. Przygotowując materiał na zajęcia, wpadłam przypadkiem na krótką projekcję o maleńkim miasteczku, które na tle innych wyróżnia się tym, że zamiast tradycyjnego placu jest tafla wody. Termalnej wody!
Gorące źródła wybijały tu już za czasów Etrusków i to oni jako pierwsi odkryli ich cudowne działanie. Przyjeżdżała tu nawet sama Santa Caterina ze Sieny zażywać kąpieli, a potem za nią inni wielcy.
To co i tym razem mnie urzekło - to życzliwość mieszkańców i brak tłumów. Turystów była zaledwie skromna garstka…
Ponoć samo Bagno Vignoni liczy sobie tylko trzydziestu rezydentów i prawie wszyscy przybyli tu spoza Toskanii. Panuje tu "dobra" atmosfera, nie tylko ze względu na działanie gorących wód. Obeszliśmy "basen" dookoła, pozaglądaliśmy w każdy zaułek, wypiliśmy w barze aperitivo, zjedliśmy lody, a na koniec w Parco dei Mulini organoleptycznie sprawdziliśmy czy woda rzeczywiście jest taka ciepła.
Niezwykłe miasteczko… Chcąc nie chcąc znów podążałam szlakiem świętej Katarzyny, dotykałam tych samych murów i zanurzałam dłoń w tych samych źródłach. Kiedy będziecie w tych stronach, zawitajcie do Bagno Vignoni, pamiętajcie też o ręczniku albo ubraniu na zmianę! Woda spływająca kaskadami w dół rzeki, jest jak naturalne spa. W chłodne dni będzie na pewno miłym akcentem toskańskiej podróży. Po krótkim spacerze można stanąć na jednej ze skalnych półek i korzystać z naturalnych dobrodziejstw tego miejsca.
Czas wracać do domu … Przed nami długa droga. Ale o tym co było dalej już jutro. Zapraszam Was na Akt czwarty, który miłym akcentem zakończył naszą włóczęgę do serca Toskanii.
TERMY to po włosku LE TERME (wym. le terme)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Zawsze mam dylemat czy bardziej podoba mi się ta Toskania winnicowa , oliwkowa czy właśnie pszeniczna Val d'Orcia. Miałabym trudne zadanie , gdyby przyszło mi wybierać miejsce do zamieszkania. Jeśli chodzi o Pienzę to jest w niej coś co przyciąga , trudno mi powiedzieć co ale podejrzewam ,że to może być jej widok z oddali . Mieszkaliśmy kiedyś nieopodal i właśnie z tarasu miałam widok na Pienzę . Na tle zachodzącego słońca był to naprawdę uroczy obrazek. O Bagno Vignoni przeczytałam po raz pierwszy w "Dzienniku toskańskim " Tessy Caponi Borawskiej. Po tym fakcie szukałam miejsca na wakacje gdzieś nieopodal.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń