Księżycowa wyprawa
niedziela, czerwca 19, 2016
W ciemności sunie parada światełek, wysoko, górskim szlakiem, którego już nie widać, bo wszystko spowiła czerń nocy, światełka przesuwają się jedno za drugim, zupełnie jak zdyscyplinowane świetliki.
Ciszę Apeninów co jakiś czas przerywają tylko trzeszczące odgłosy z krótkofalówek i zasapane oddechy wędrowców. W oddali majaczy oświetlenie z namiotów przygotowanych do biesiady. W końcu zbliżamy się do celu…
Pierwsza w tym sezonie stralunata już za nami. Cel osiągnięty, wrażenia niezapomniane, w nogach mniej więcej dziesięć kilometrów, satysfakcja ogromna, przeżycie jedyne w swoim rodzaju! Nie martwią nawet spalone kalorie odzyskane na koniec z nawiązką.
Co to jest marradyjska stralunata? To górska wyprawa, w asyście myśliwych, która kończy się w nocy wspólnym biesiadowaniem. Sobotnia eskapada wystartowała około 20.00 spod kościoła na Gamberaldi. Mniej więcej stu uczestników w każdym wieku - z silną reprezentacją dzieci i starszej generacji, kilka psów i oczywiście asysta organizatorów. Cel Fontana Moneta i powrót na Gamberaldi. Trudność trasy tym razem - średnia. Zalecenia - odpowiednie ubranie, plecak i latarki. Na zakończenie wyprawy uczta - penne w sosie pomidorowym, risotto z prawdziwkami, mięso z rusztu, świeże pomidory z bazylią, crostata z jeżynową konfiturą, wino, kawa i mocniejsze dodatki. Koszt 10 euro, dzieci do lat 14 gratis.
Słońce powoli zachodzi, zaraz zrobi się mniej przyjaźnie, ale zanim nastanie noc niebo jeszcze na chwilę przysłania swoją twarz złoto różowym welonem...
Kiedy dochodzimy do zabudowań Fontana Moneta dnia już prawie nie ma, zaczyna panować coraz głębszy mrok. Kto ma, wyciąga z plecaka oświetlenie, kto nie ma, musi trzymać się blisko lepiej wyposażonych uczestników wyprawy. W ciemności nie widać absolutnie nic, ani którędy prowadzi szlak, ani gdzie stawia się stopy. Znów przeskakujemy przez strumyk, wspinamy się stromo i zaraz znów osuwamy w dół.
Jest nas pokaźna grupa, chłopcy z przyjacielem idą na czele wyprawy, towarzyszą nam Goście Turyści, którzy tym niezwykłym akcentem kończą swoje wakacje. Mam nadzieję, że będzie to dla nich jak kieliszek dobrej, mocnej grappy po smacznej i obfitej kolacji, mam nadzieję, że Stralunata stanie się niebanalnym dopełnieniem marradyjskiego czasu i zachętą by powrócić tu jak najszybciej…
Ja sama natomiast, mam zamiar nie przegapić ani jednej następnej czy to stralunaty czy strastellaty. Jak można siedzieć w domu, kiedy na zewnątrz dzieją się takie rzeczy?
Oto moja krótka fotorelacja. Z racji marszowego tempa zdjęć "świetlików" nie mam, jedynie kilka sekund zatrzymane telefonem.
NOCĄ to po włosku DI NOTTE (wym. di notte)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Rewelacja Prawdziwe szaleństwo Pozdrawiam Joanna
OdpowiedzUsuńRewelacja. A ten kapelusz rośnie razem z Tomkiem, czy masz kilka rozmiarów ;). Pazdrawlaju.
OdpowiedzUsuń