Patologia
sobota, kwietnia 09, 2016W czwartkowy ranek po lekcjach wkładam stary dres, rękawice i chwytam za wiadro z farbą. Teraz będę malarzem pokojowym. Mówiłam, że się wszystkiego jeszcze nauczę! Kto powiedział, że ja nie odnowię domu? Ja? To się jeszcze okaże!
Wystawiam wszystko z kuchni na środek salonu. Zostaje tylko stół, ten ma mi posłużyć za drabinę. Chwytam za pędzel i szast prast, wprawnym ruchem jak pan majster z kilkudziesięcioletnim stażem stroję w biel moją skromną izbę. Po trzech latach patrząc na ściany, zwłaszcza nad kuchnią i nad kominkiem, ogarniała mnie - nomen omen - czarna rozpacz. Co i raz przerywam, robię krok do tyłu, głowę przekrzywiam to w lewo, to w prawo, krytycznym okiem oceniam efekty i cieszę się sama ze swojego dzieła. Zuch ze mnie dziewczyna! Dobrze, że nikt mnie teraz nie widzi - dziurawe dresy, rozciapane, stare balerinki, włosy związane w węzeł, twarz nakrapiana farbą - ale za to jak skończę będzie można mnie chwalić. Po dwunastej przechodzę do salonu.Nerwowo zerkam na zegarek, czy się aby do wyjścia dzieci ze szkoły ze wszystkim wyrobię. Przesuwam meble do kuchni, stół - drabinę do salonu. Stary antyczny mebel ciężki jest jakby ważył tonę, zapieram się całą sobą, pcham to rękami, to barkiem, a ten ani drgnie. Czuję jak mi do oczu napływają łzy złości. W końcu starcie wygrywam ja, zbieram w sobie całą siłę i przesuwam kredens do kuchni. Łez nie umiem jednak powstrzymać. Płaczę nad samą sobą, że chyba jednak nie jestem taka wszechmocna jak myślałam ...
Dalej jednak pędzlem wywijam, aż mi w barkach coś strzyka i szyja drętwieje. Wałka oczywiście nie mam, więc pędzlem bielę cały sufit i na głos przeklinam jak szewc, żeby sobie ulżyć.
Czas mija nieubłaganie. Nie ma szans uporać się ze wszystkim przed powrotem chłopców. Poza tym muszę doprowadzić się do ładu i dojść jeszcze do szkoły. Szybka kąpiel, makijaż, marynareczka, koszuleczka, torebeczka - Francja elegancja. W czterech ścianach mogę być jak pan majster, ale na zewnątrz wolę jednak być damą. Wybiegam w pośpiechu, a po około 100 metrach patrzę na swoje stopy, bo jakoś mi tak za wygodnie. Wciąż mam na sobie rozciapane baleriny pochlapane farbą. Dama ...
- Jak się wróciłaś to przysiądź - śmieje się jedna z rodaczek, przechodząca obok.
- Przysiądę i policzę do dziesięciu nawet! - jak Adaś Miauczyński...
Wpadam do domu, zmieniam buty, zerkam na zegarek i ogarnia mnie panika! Nie ma czasu na żadne przysiadanie, a co tam dopiero liczenie, mam nadzieję, że nic mnie po drodze złego nie trafi.
Do szkoły docieram na czas. Nawet udaje mi się o sklep z farbą zahaczyć. Z wywieszonym językiem, z wypiekami na twarzy, ale jestem pod szkołą. Całe szczęście, bo dziś mam odebrać jeszcze córkę znajomej, więc o spóźnieniu się mowy być nie mogło.
- Ciao amore!
- Mamusiu gdzie gitara?
- Gitara? Boże ...
- Dziś czwartek.
Znów mi się oczy napełniają łzami. Ależ ze mnie ofiara! Czwartek! Czwartek! Mikołaj ma lekcję muzyki na drugim końcu miasteczka. Stoję bezradna bez gitary, z trójką dzieci i mam ochotę rozpłakać się w głos.
- Nie martw się mamusiu. Francesco ma gitary, zagram na jego.
- Na pewno?
Dla pewności dzwonię do maestro Francesco. Nie ma problemu, tak jak mówił Mikołaj.
- Słuchaj, ale musisz iść sam na stację... Dasz radę?
- Dam, dam, ty się tak nie przejmuj.
- Ale błagam uważaj w zwężeniu!!! (miejsce na wjeździe do Marradi, gdzie ruch jest wahadłowy, a chodnika nie ma). Przyjdę po ciebie za godzinę.
Sprawa Mikołaja załatwiona. Zostaję z dwójką dzieci i trzema plecakami po 10 kg każdy. Dzieci do wielkich nie należą, więc dwa plecaki zarzucam sama na plecy. Mam też moją torebkę - Francja elegancja, a w niej ... puszkę farby.
Godzinę później znów pędzę do Marradi, tym razem na stację po Mikołaja.
Wieczorem jestem wykończona. Nawet droga do łóżka, zdaje się być wielką wyprawą. Nie mam siły na nic. Nawet na to, by cieszyć się białymi ścianami. Został jeden czarny róg. Zabrakło farby. Skończę jutro albo po jutrze...
Staram się myśleć, że jestem silna, że wszystkiemu dam radę, ale i mnie czasem przygniatają własne słabości. Zmęczył mnie czwartek. Pozbawił sił, a w weekend tym razem o odpoczynku będę musiała zapomnieć. Będzie intensywnie i nawet na wojażowanie czasu nie wystarczy ...
Nie użalam się nad sobą. Nie myślcie, też że robię z siebie herosa. To tylko opowieści zwykłej baby o codziennym życiu. Nie każdego dnia musi być poetycko, choć jak się tak zastanowić ... mój salon teraz to - nomen omen - czysta poezja ...
Życzę Wam leniwego weekendu!
Dopisane rankiem:
- Nad czym myślisz?
- Nie wiem jaki mam dać tytuł.
- A o czym pisałaś?
- O tym jak malowałam, jak pałakałam, jak gitary zapomniałam.
- Patologia?
Tak to mnie dziecko podniosło na duchu! Niech więc tytuł zostanie. Patologia.
IMBIANCARE - to znaczy WYBIELIĆ
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
30 komentarze
Kasiu, ależ my też chcemy dzielić Twoje troski i niepokoje. To jest życie. Dla mnie jesteś dzielną, mądrą matką.
OdpowiedzUsuńJesteś WIELKA! Co tu dużo pisać! Po prostu wielka. Pozdrawiam weekendowo M.
OdpowiedzUsuńTaka patologia - to brzmi dumnie :)
OdpowiedzUsuńTo racja. W przypadku Kasi słowo Patologia powinno pisać się Wielką literą :) Jest synonimem niezwykłego gospodarowania czasem i zaradności na poziomie 'Master':)
UsuńKasiu podziwiam Ciebie,za Twoj upor i walke .Naprawde jestes Wielka.Pozdrawiam Alicja
OdpowiedzUsuńProszę podziel się z nami z zdjęciami z nowo namalowanego mieszkania. Podziwiam i pozdrawiam M
OdpowiedzUsuńJa tez chcę! Ja też!
UsuńKasiu, jestes dzielna a Twoją siłą są dzieci. Śledząc Twojego bloga niemal od początku nie moge zrozumieć jednej rzeczy...Dlaczego jesteś samotną matką??? Nie myśl Kasiu, że to złośliwe czy wścibskie ale trudno wiernemu czytelnikowi zrozumieć co się stało, że nawet świąt razem nie spędzacie. Życzę Wam jak najlepiej ale nie powinnaś być tam sama.
OdpowiedzUsuńTaki moment. Zobaczymy co przyniesie jutro...
UsuńTo u nas patologia każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wyczyściłam drzwi benzyną i zamierzam je pomalować:) a w tzw. międzyczasie naprawiłam biurko, zamontowałam wieszak w łazience i naprawiłam żaluzje...hahha no typowa matka samotnie wychowująca dziecko/dzieci :)
pozdrawiamy z Torunia
Benzyna mowisz?:)
UsuńNo proszę i z roku na rok standard rośnie :) Trzymaj się
OdpowiedzUsuńPiotrek
W tym roku bedzie Wersal;)
UsuńA przeklinałaś po polsku czy włosku? :)
OdpowiedzUsuńObstawiam, ze po polsku. Po polsku jest soczyscie i dosadnie. Po wlosku zbyt finezyjnie. Kasia praska
UsuńPo wlosku rzecz jasna:) ale tez i we wszyatkich znanych mi jezykach;)
UsuńTwoje dzieci tez przeklinaja?
UsuńOczywiscie, w jezyku suahili.
UsuńKońcówka mnie rozwaliła. Uśmiałam się. Życzymy sobie takiej patologii. Kasia praska
OdpowiedzUsuńFrancesco? To uczniowie we Wloszech uczniowie zwracaja sie do nauczycieli po imieniu?
OdpowiedzUsuńAkapit >patologiczny< - bosssssski:))
OdpowiedzUsuńMarita, uprawiająca aktualnie ogródek w deszczu, bo jak to mowia - jak nie my - to kto? ;)
Z nauczycielem muzyki, zajęć dodatkowychm trenerem po imieniu. W szkole podstawowej Mikołaj ma maestrę Barbarę i Federikę. Jeśli dzieci spotykają swoje maestry w barze po lekcjach wołają: Ciaoo maestra Barbara!! I to jest cudowne!
OdpowiedzUsuńMy - rodzice natomiast jesteśmy z nauczycielami po imieniu. Tytułowanie "prof" zaczyna się w scuola media:)
A jak zwracaja sie dzieci do sasiadow i waszych zanjomych?
UsuńZAWSZE po imieniu:)
UsuńTo w takim razie do kogo zwracaja sie per pan/pani? Czy istnieja takze roznice regionalne w tej kwestii?
UsuńDo starszych nieznajomych do profesorow od szkoly sredniej
UsuńKasiu! Z łatwością wyobraziłam sobie Ciebie z tym pędzlem i kredensem przepychanym z kuchni:) To do Ciebie pasuje!!! No i jakbym siebie widziała (no dobra, ja jednak wybrałabym wałek:)) Twarda babka jesteś po prostu! No i zachwycasz swoją osobą. Zdecydowanie! Uściski. Mariola
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
UsuńBrava Kasia! Ho una piccolo sorriso leggendo la storia di oggi. La vita quotidiana.......piena di sorprese......de noi stessi, vero? In boca al lupo! E la prossima volta se hai bisogno di un po di braccio di ferro, chiamaci. Non e male di chiedere un po di aiuto a volte! xxx
OdpowiedzUsuńGrazie!!! La prossima volta quando sarò disperata vi chiamerò :)
UsuńComunque amo la mia vita quotidiana anche se le difficoltà non mancano:)