Nie tracić czasu - Monte Senario

środa, marca 09, 2016



Zastanawialiście się kiedyś nad tym, ile życia nam mija na NICZYM, tylko dlatego, że zrobiliśmy się wygodniccy, że nam się nie chce, dlatego że coś jest za trudne? Nie zrobię tego czy tamtego, bo dziś brzydka pogoda, bo nie mam pieniędzy, bo nie mam samochodu, bo może będzie lepszy moment ... Gdybyśmy mieli wychodzić z domu tylko wtedy, gdy okoliczności nam sprzyjają, pewnie trzy czwarte życia spędzilibyśmy właśnie na odkładaniu rzeczy na potem ... A ono przecież nie będzie trwało wiecznie...


Takie mnie naszły refleksje, kiedy w niedzielne popołudnie znów wyszliśmy z domu, by ruszyć na kolejną włóczęgę. Deszcz ani myślał ustąpić, zimno było dotkliwe, niebo za nic nie chciało pokazać choć skrawka lazuru, a im wyżej wspinaliśmy się wąską serpentyną, tym bardziej upiorna zdawała się pogoda. Ale przecież i z takim dniem coś trzeba było zrobić... 
- A może byśmy pojechali do tego klasztoru na monte ... monte ... jak to się nazywało.... 
- Monte Senario.
- O właśnie! Już tam niby byliśmy, ale tak w biegu i wnętrz kościoła nie udało mi się zobaczyć.
- Jedziemy na Monte Senario. 


Wodospady i małe kaskady, które rodzą się tylko w tym okresie, opadały stromo, nitkami jak anielskie włosy. Kępy prymulek kuliły się w sobie, a mchy, którymi wyłożone są podłoża kasztanowych gajów lśniły soczystą zielenią, jakby jedyne w tym całym krajobrazie zadowolone z kapryśnej aury.


Monte Senario spowiło się w mgły, że nic świata nie było widać. Deszcz zamienił się w substancję śniegopodobną. Przemknęliśmy spiesznie z samochodu do wnętrz kościoła...  Convento di Monte Senario - jedno z najważniejszych sanktuariów w całej Toskanii. 


W XIII wieku siedmiu kupców z Florencji porzuciło swe dotychczasowe życie i utworzyło zakon Servi di Maria. Mnisi wiodący od tej pory żywot w ascezie nazwani zostali sette santi  fondatori (siedmioma świętymi założycielami). 
Jak zwykle podzielę się z Wami tym, co udało nam się zobaczyć, zamiast zanudzać historycznymi faktami i analizą artystyczną. Przedziwne miejsce... Spędziliśmy tam dłuższą chwilę, kręciliśmy się w kółko zaglądaliśmy w każdy zakątek zachęceni przez kustosza i w ogóle nie chciało nam się wychodzić. Sama nie wiem czy dlatego, że na dworze działa się pogodowa apokalipsa, czy też dlatego, że było tam to coś... 


Może kiedy będziecie we Florencji, uda Wam się na chwilę wyskoczyć poza miasto. Klasztor na Monte Senario to nie tylko sanktuarium na szczycie,  to też niezwykły punkt widokowy skąd przy dobrej pogodzie zobaczycie niezwykłą panoramę całego Mugello i części Toskanii. A jeśli będziecie chcieli się pokrzepić, to może skusicie się na coś mocniejszego, na kieliszek likieru, który od wieków produkują mnisi ...



Deszcz padał dalej, już bez domieszki śniegu, jednak wciąż ciskał wilgocią jak żmija jadem. Chowaliśmy się pod jeden parasol i umykaliśmy truchtem do samochodu. W tym momencie normalny człowiek pewnie machnąłby ręką i powiedział - w taką pogodę to się siedzi w domu, a nie bawi w turystów. 
Normalny człowiek, czyli nie ja - tak jak powiedziałam na początku - przez cały dzień prześladowala mnie myśl o marnowaniu czasu. Nie chciałam siedzieć w domu tylko dlatego, że niebo miało fochy. Ruszyliśmy dalej toskańską drogą. A o tym co widzieliśmy i czego nie widzieliśmy i czy udało nam się skutecznie zgubić opowiem Wam jutro. Dobrego dnia! 

CONVENTO to po włosku KLASZTOR (wym. konwento)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

13 komentarze

  1. Ładnie tam... Ten likier chyba jest dość kuszący :D No nie! - ten widok, i ta mgła robią wrażenie. Idąc Twoim tokiem myślenia trzeba dodać, że niestety sen zabiera nam dużo czasu. Ale bez tego nie da się obejść. Trzeba smakować nowych rzeczy, żyć jakby jutro miał skończyć się świat. Patrząc na Twoje wyprawy i intensywność Twojego życia - odnoszę wrażenie, że świat ma skończyć się wieczorem ;) Cholera - byle jeszcze wina zdążyć się napić! Albo kawy! My też staramy się w miarę możliwość odkrywać nowe miejsca lub stare - na nowo. Siedzenie w domu nie przynosi ani nam ani dzieciom nic szczególnego. A i samemu można zacząć robić coś nowego - choćby odważyć się grać wariata ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu - bywamy różni, co innego lubimy, inne rzeczy nam sprawiają przyjemność czy przynoszą radość. I dobrze, że tak jest, może niekoniecznie spędzenie popołudnia na niczym jest marnowaniem czasu? Normalny człowiek - czyli jaki, jaka jest ta norma?
    Tak mi jakoś filozoficznie od rana wyszło... :-)
    A generalnie to bez zmian - codziennie rano wizyta W Kamiennym Domu :-) Podziwiam, kibicuję, trzymam kciuki i bardzo, bardzo ciepło pozdrawiam!
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam normalny choć zapomniałam dodac cudzysłów, bo słowa normalny sama wyjątkowo nie lubię:)) Może powinnam napisać statystyczny? Sama nie wiem? A może to ja jestem typem, którego cały czas po prostu coś uwiera, coś pcha dalej, nie daje spokoju, oczywiście, że wszyscy jesteśmy różni.
      Chyba jednak nie potrafię oddać słowami tego co w głowie się tłucze:)) Dobrego dnia!

      Usuń
  3. Dawno Cię nie czytałam tyle pracy, lekcje z dziećmi, próbuję teraz nadrabiać, jak są w szkole w przerwach między wypełnianiem druków, pięknie, że pokazujesz kościoły, ja je uwielbiam, ostatnio w Rzymie zwiedzałam je hurtem:)jak to stwierdził mój mąż, pozdrawiam Cię ciepło i mam nadzieję, że u was wiosenka pełną parą, Buona giornata, cordiali saluti

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie oddaje Pani słowami:-)....
    Miałam na myśli tylko tyle, że czasem fajne jest to, czasem tamto, a czasem tzw. "leżenie odłogiem". I nie ma tu chyba żadnej normy - każdemu to, co lubi albo co mu w danej chwili w duszy gra :-). A że Pani "szwędacz się włącza częściej" to tylko radość dla nas:-).
    Dobrego dnia również !
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. czasami dobrze jest "nic nie robić", aby złapać oddech i zatęsknić za aktywnością :) też lubię zwiedzać kościoły w czasie swoich wyjazdów....zapraszam do siebie www.szczepson.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. A propos odkładania. Najgorszy rodzaj odkładania, to odkładanie - na później - spotkania z człowiekiem. Mam takie niemiłe doświadczenie. Odkładałam spotkanie z lubianą przeze mnie osobą. Wydawało mi się, że z powodów ważkich. I nagle poraziła mnie wiadomość, że Ona nie żyje. Do dziś nie mogę przeżyć, że tylu rzeczy nie zdążyłam Jej powiedzieć - a minęło lat kilkanaście. Bardzo przykre doświadczenie. Chciałoby się sparafrazować ks. Jana Twardowskiego - śpieszmy się spotykać z ludźmi, tak szybko odchodzą. Pozdrawiam Ewa z gór

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielu z nas przepuszcza życie przez palce i nie za wiele uwagi do niego przywiązuje. A szkoda. Bo powinniśmy byc bardziej uważni.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tym odkładaniem na później tak bywa, że odkładamy nasze obowiązki w pracy, rzeczy do zrobienia w domu i też niestety spotkania i relacje z bliskimi. A ta trzecia rzecz to najgorsze co możemy zrobić. Fajnie jest czasami zrobić sobie dzień lenia, ale na dłuższą metę trzeba działać i tracić jak najmniej czasu... A miejsce przepiękne. Te wodospady są genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Jeszcze w samochodzie to już w ogóle :) Mimo, iż kościoły we Włoszech takie wszechobecne, to jednak mają nieprawdopodobny urok i magię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja tak zwiedzałam Barcelonę. Czerwiec, lato dookoła, a tam 15 stopni i ulewa. Na górze nie było widać nic powyżej 10m, piękne widoki zrobiły się białe, a po zjechaniu na dół zamarzałam na dworcu kolejowym. A i tak twierdzę, że było warto. Z drugiej strony w domu, gdy mi się wydaje, że przecież będzie jeszcze okazja, też często poddaję się fochom natury.

    OdpowiedzUsuń
  11. Też jestem zdania, że nie ma co się dąsać i nawet jak pada można ruszać w drogę. Przykład z wczoraj w Porto, od rano lało, chociaż wiedziałam, że tak będzie od kilku dni bo obserwowałam prognozę pogody. Zamiast się jednak złościć, po prostu zaplanowałam na ten dzień zwiedzanie wszystkich muzeów i innych atrakcji pod dachem i tym sposobem dzień był i tak super udany. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zawsze jest plan B. Nie musimy czegoś odkładać, wystarczy plan zmodyfikować. Ja czasami jak dopadnie mnie leń to przepuszczam życie przez palce ale szybko się na tym łapię i dalej działam :)

    OdpowiedzUsuń