Najgościnniejsze miasto Italii.
czwartek, marca 17, 2016
- No to jak myślicie? Co to jest ta kolumna?
- Konie tu przywiązywali? - obstawiał Mario.
- A nie, że biczowali tu niewdzięczników? - podrzuciłam swoją teorię... Jak się potem okazało, tak bardzo sprzeczną z rzeczywistym przeznaczeniem słynnej kolumny, będącej najważniejszym zabytkiem Bertinoro, za moją teorię miasto powinno się obrazić.
Rację miał Mario, ale przywiązywane tu konie to nie wszystko, ta kolumna to symbol gościnności. Ale po kolei...
Zaczęło się banalnie, od butów Tomka.
- Mamusiu rozpadły mi się buty.
- Szlag... Nie ma wyjścia, trzeba jutro jechać po buty.
Poprosiłam Mario, żeby zawiózł nas do Faenzy, do jedynego czynnego centrum handlowego w okolicy. Po pół godzinie nerwowego szukania - zabierzcie mnie wszędzie, ale nie do komercji! - znaleźliśmy buty w sam raz.
- I co teraz?
- Skoro jesteśmy już w Faenzie...
Jak ktoś ma szwendacza pod skórą, to nie ma na to lekarstwa...
- Pamiętasz, jak szukaliśmy "rokki"? I jak pojechaliśmy jednak nie w tym kierunku? I jak mówiłam, że lepiej było szukać w Bertinoro?
- Jedziemy do Bertinoro?
Nawet jeśli papierowa mapa leżała na moich kolanach obok nikona, Mario postanowił dopuścić do głosu szaloną skrzynkę, a ta nie tracąc czasu zaraz: "skręć", "nawróć", itd... Tym sposobem już po chwili jechaliśmy polnymi drogami, między domostwami, nieco niepewni, czy aby nikt nas zaraz z prywatnych posesji nie przegoni. Jednocześnie podziwialiśmy wiosnę, która przez pochmurne niebo osłabła w kolorach, ale wciąż jednak była kwitnąco - pachnąca!
A potem na horyzoncie pokazało się miasto, jak przypuszczaliśmy - wypatrywane przez nas Bertinoro. GPS nagle jakby ocknął się z letargu i ile sił w elektronicznych płucach krzyczał - nawróć na U, nawróć na U. Zupełnie jakby nie chciał, byśmy do Bertinoro dotarli...
Na tym etapie mowy o zgubieniu się być nie mogło, skrzynka została spacyfikowana, a nas po kilkuset metrach powitała tabliczka BERTINORO.
Ślady życia sięgają tu prehistorii. To tereny bogate w przeróżne opowieści od neolitu do Dantego i wiem, że będę musiała wrócić, bo tyle przez swą niewiedzę pominęłam.
Miasto może nasuwać skojarzenie z San Marino. Przycupnięte na wzniesieniu, otoczone murami z dobrze zachowaną fortyfikacją. Z tego też powodu przez wieki było celem niemal nie do zdobycia. Wzmianki o fortecy pochodzą sprzed tysiąca lat. Klasyka.
Miasto powinno się zwiedzać przy dobrej pogodzie, z tarasu widokowego, widać Adriatyk, z murów od strony zachodniej - pagórki Apeninów, czyli przedsionek Toskanii. Wokół rokki plączą się wąskie uliczki, wyściełane kamieniami i kolorowymi fasadami, tu i tam przerywane punktami panoramicznymi. Idealne miejsce na jednodniową wycieczkę.
A teraz najważniejsze. O co chodzi z kolumną, której przypisałam tak niechlubną funkcję i co mają z nią wspólnego konie i tytułowa gościnność?
Bertinoro od wieków słynie ze swej gościnności, nazywane jest obecnie najbardziej gościnnym miastem Włoch. Około 500 lat temu prym wiodło tu 12 najbogatszych rodzin, które nieustannie spierały się między sobą, kto ugości wędrowców przybywających do miasta. Ponieważ spory nie gasły, postanowiono rozwiązać problem w następujący sposób: na placu głównym postawiono kolumnę, wraz z 12 pierścieniami, do których przyczepiano konie. Każdy pierścień odpowiadał konkretnej rodzinie. Nieświadomy niczego wędrowiec przywiązując swojego wierzchowca do któregoś z zaczepów, wybierał tym samym dom, w którym miał zaznać gościny.
Od ponad osiemdziesięciu lat w pierwszy weekend września Bertinoro upamiętnia dawny zwyczaj. Zwłaszcza w ostatnich latach miasto stara się, by tradycja, która osławiła miasto znów ożyła i odzyskała swój pierwotny koloryt. Jeśli chcecie sami zakosztować bertinorowskiej gościnności zawitajcie tu w czasie słynnej festy - FESTA DELL'OSPITALITÀ.
Obrona fortecy - zabawa jest wszędzie. |
Syn - matce. |
A potem zaczął zapadać zmrok i Mikołaj upierał się, że jest głodny...
- Patrzcie! Polenta!
Na koniec dnia była więc Polenta, wcześniej jednak zjedliśmy prawdziwą romagnolską Piadinę. O co w tym wszystkim chodzi powiem Wam już jutro, jak też i o tym - co z Polentą miał wspólnego Dante.
Dobrego dnia! Jak dobrze, że już czwartek!
KOLUMNA to po włosku COLONNA (wym. kolonna)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
7 komentarze
Piękna czerwona cegła w kolorze siena palona :), stare kamienne mury gdyby one mogły mówić pewnie opowiedziały by historię Francesci da Rimini :). Pozdrawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńCodziennie rano kawa i pani blog....dwa razy byłam we Włoszech, mąż nie zauroczył się tak jak ja. Codziennie czytam blog, oglądam zdjęcia, zachwycam się i coraz bardziej i mocniej chcę zamieszkać na tej włoskiej ziemi.... Zakochałam się w niej tak jak pani.... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKasiu u Was już kwitną drzewa!!!!!!!!!!Też chcę wiosne!!!!!!!!!!!!!!!!!!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAsiaW
Niezwykłe miejsce! ...i wiosna którą już widać dookoła. Pozdrawiam. M.
OdpowiedzUsuńdawno nie było nic nowego w kąciku kulinarnym ;))))
OdpowiedzUsuńPiękny wpis.
OdpowiedzUsuńA ja tam byłam w zeszłym roku:) Rzeczywiście pięknie! Mieszkaliśmy "rzut beretem" od tego miasteczka (widzieliśmy wzgórze z okna) ale droga do niego zajęła lekko godzinę. Często zresztą GPS pokazywał jakiś czas dotarcia do danego miejsca, a droga okazywała się wydłużyć (o googlemap w ogóle nie wspomnę). Dlatego do wielu miejsc niestety nie dojechaliśmy:(
OdpowiedzUsuńPS. Dobrze, że wyjaśniłaś historię kolumny, ponieważ ja zrozumiałam opowieść dziewczyny u której mieszkaliśmy na jej temat, w inny sposób(funkcja niechlubna...)
Pozdrawiam. Aneta z Gdańska