Poświąteczne podsumowania i kilka słów o kamiennym domu - nie moim.
wtorek, stycznia 05, 2016Pogoda trochę pokrzyżowała nam plany na wolne dni. W rezultacie nie pojechaliśmy ani do Montecatini, ani nawet do Florencji, gdzie mieliśmy być właśnie dzisiaj. Ale snucie się w podcieniach domów i wzdryganie za każdym razem, kiedy krople z dziurawych rynien wpadają za kurtkę to jednak pomysł taki sobie. Miałam też nadzieję na górski spacer z prawdziwego zdarzenia, ale i tu skończyło się na świątecznej wyprawie na Castellone.
Oczywiście nie marudzę, nie skarżę się! Błogosławię mój deszcz i kilka stopni na plusie za każdym razem, kiedy czytam doniesienia z Polski o kilkunastostopniowych mrozach. To nie dla mnie!! Deszcz jakoś zniosę, tym bardziej, że u nas tak naprawdę nie padało od października! Przecież w końcu kiedyś musi! Zima, przynajmniej na tą chwilę pokazuje się od łagodnej strony, wczoraj brałam z ogródka garść natki, bo wciąż żywa i zielona jak na wiosnę. Zobaczymy co nam przyniesie styczeń i luty.
Mamy jeszcze dwa dni wolnego, może więc coś nam się uda zrobić, poza spotkaniem się z Befaną i siedzeniem w piżamie do południa.
To, że przez cały ten czas nic bardziej widowiskowego nie zrobiliśmy, to nie tylko wina pogody. Mario, który jest zwykle naszym szoferem i przewodnikiem, był w tych dniach zbyt zajęty, by organizować nam atrakcje. Po kilku latach musiał zmienić lokum. Apartament, który dawno temu powitał nas trzaskaniem ognia i pieczonymi kasztanami, kiedy do Marradi przyjechaliśmy pierwszy raz jesienią, zamienił na maleńki, kamienny domek.
Grube kamienne mury mają kilkaset lat. Kiedy człowiek dobrze wychyli się z okna może musnąć ręką wody Lamone i przy odrobinie szczęścia wyciągnąć dorodnego pstrąga prosto na patelnię. Dawniej był tu młyn. Dziś też, tak się potocznie ten dom nazywa, ale jego oficjalna nazwa to dom świętej Barbary. Więcej o nim opowiem Wam już wkrótce, o przyjęciach tam organizowanych, o indywiduuach, które gościły jego mury, o właścicielce - historyku, która zna od podszewki historę nie tylko tego, ale też każdego kamiennego domu w okolicach. Gdy się poznałyśmy, chyba od razu zrozumiała, że ma do czynienia, z kimś, kto ma podobne pasje, dlatego więc podarowała mi książki, których jest współautorem. Książki nasączone historią miejsca, zwyczajami, dziełami sztuki. W nich też odnalazłam opowieści o kilku znanych mi jedynie z widzenia kamiennych domostwach. I właśnie tak się wczoraj zaczytałam, że zastała mnie północ, więc dziś korzystając jeszcze z przedostatniego poranka bez budzika, nocne spotkania z mugellańską historią, musiałam odespać.
BUDZIK to po włosku SVEGLIA (wym. zwelia)
BUDZIK to po włosku SVEGLIA (wym. zwelia)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Przepiękny jest ten domek. O takim pewnie, Kasiu, marzysz.
OdpowiedzUsuńpiękny domek, cudo i czekam na te historie o tym, a może i innym domku z kamienia, Lenka
OdpowiedzUsuńWitam piekny tem blog.i wymarzony dom.moj tez z kamienia.w marzeniach juz sie wprowadzilam😊 pozdr serdecznie z lombardii😊
OdpowiedzUsuńOh cudo ten domeczek!!! Cieka a jestem bardzo jak się mieszka w takim. Czy nie za zimno? Czy ten chłód kamieni nie jest zbyt odczuwalny?
OdpowiedzUsuńAgataRM z JG