Nie tylko kiwi
czwartek, listopada 19, 2015
Kiedy już zjechaliśmy ze szczytów i przedarliśmy się przez mglistą zasłonę, dotarliśmy do Modigliany. Tym razem, ku niezadowoleniu dzieci - jak po sznurku, bez kręcenia i gubienia się. Tu czekała na nas festa kiwi. Jak głosiło hasło na plakacie reklamowym - nie tylko kiwi, a jak skwitował Tomek - festa wszystkiego, ale nie kiwi. I rzeczywiście sporo prawdy w tym jego stwierdzeniu, bo w Modiglianie było wszystko, no może z wyjątkiem słońca, które zostało na czubkach wzgórz.
A zatem jak powiedział Tomek - było wszystko. Kapoty, buty, koce, biżuteria, garnki, super mocne kleje, książki, duperele, durnostojki i całe mnsóstwo smakołyków. Kiwi też było, może w mniejszości, ale jednak było!
Na straganie ze słodkościami kupiłam pudełko łakoci. Tarta z kiwi, ptyś z kiwi, ciasteczko z kiwi, torcik z kiwi, ecc... Tak było wszystko dobre, że pudełko opróżniliśmy nim się zdążyliśmy od straganu oddalić.
- Weźcie jeszcze jedno - sprzedawczyni z uśmiechem podała nam kolejną porcję łakoci. - To już prezent. Miło mi, bo widać, że naprawdę wam smakuje!
Podziękowaliśmy uprzejmie i zaraz opróżniliśmy kolejne pudełko, zachwlając przy tym kwieciście modigliańskie słodkości.
W czasie takich fest człowiek przejdzie kilka razy wszerz i wzduż i już o kolacji nie myśli. Tu skubnie, tam capnie, ten mu kawalek sera podsunie, inny wypiekami zanęci i tylko przyzwoitość każe umiar zachować. Umiaru jednak nie zachowują dzieci i jak się można częstować, to się mali smakosze chętnie częstują, powracając często do odwiedzonych już straganów.
Festy smakowe to oczywiście nie tylko uczta dla podniebienia, ale też dla oka. W Italii nawet jedzenie musi być "ładne". Ładnie wyeksponowane i ładnie opakowane. Odwiedzenie takiej imprezy to niemal jak wizyta w galerii sztuki.
Do tego duża dawka folkloru, gwar, muzyka i mamy prawdziwą Italię. Trudno wyobrazić sobie ten kraj bez fest, którymi można się cieszyć się okrągło, bez względu na porę roku.
Jeśli będziecie w moich stronach, wstąpcie do Modigliany, do miasteczka, położonego w zielonej dolinie, wśród plantacji kiwi. Może akurat uda się Wam trafić na lokalną festę?
KIWI to oczywiście KIWI, ale po włosku wymawiane: KIŁI.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
9 komentarze
Co to jest nad zdjeciem z beczka wina? To na slodko? Wyobrazam ze w srodku jest pyszny krem z mascarpone. Musi byc pyszne. Kasia praska.
OdpowiedzUsuńKasia:)))) To kiełbaski!:)
UsuńDobre:)) hehe:))
UsuńNie widze tam kielbaski!! ja widze slodkosci oproszone cukrem pudrem... :-) :-) Kasia.
UsuńSłodkie żarłoki ;) pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuńTarta z kiwi! Mniaaaam :) Bardzo lubię takie wydarzenia, fajnie, że w Polsce też się zaczęły różnego rodzaju targi wyrobów własnych, w Krakowie w lecie nie ma tygodnia żeby coś się nie działo. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko apatyczne. Apropos delikatesów. W moim osiedlowym sklepie zobaczyłam wczoraj kasztany. Nigdy ich nie jadłam a bardzo chciałabym spróbować i od razu pomyślałam o Tobie. Może podawałaś gdzieś jakiś przepis?
OdpowiedzUsuńIza
miało być oczywiście apEtyczne :)
UsuńAleż pyszności, radość nie tylko dla brzuszka, ale i dla oczu! Piękne te owinięte liśćmi! :)
OdpowiedzUsuń