Miało być nic, a wyszło jak zwykle - czyli wielkie coś.

sobota, listopada 07, 2015


- Ale w San Benedetto nic nie ma - powtarza jak mantrę.
- Kamienny kościół jest! Tam w górach widziałam zdjęcie.
- Boh...
Nie jest przekonany, a ja sobie myślę - oby mnie przeczucie nie myliło

Po sześciu kilometrach dojeżdżamy do San Benedetto. Samochód parkujemy w pobliżu kamiennego opactwa. I już od progu, od pierwszego kroku wiem, że miałam rację. Rzucam wyniosłe spojrzenie, nieme, wymowne - "a nie mówiłam?"


Tak naprawdę osada w której znajduje się abbazia nazywa się Poggio i położona jest prawie kilometr w górę, ponad samym San Benedetto. Do miasteczka można zejść uliczką, przeznaczoną dla ruchu pieszego - via Dante.


San Benedetto in Alpe to ostatnie miasteczko Romagnii, zaraz za nim jeszcze bardziej w górę znajduje się słynne Passo Muraglione. Większość turystów, choć o ruchu turystycznym w klasycznym tego słowa znaczeniu trudno tu mówić, San Benedetto traktuje jedynie jako bazę wypadową do wodospadu Acquacheta, który tak jak już kiedyś wspomniałam zachwycił samego Dante, czego wyraz znajdziemy w Boskiej Komedii. Poza śladami bytności wielkiego poety, są też wzmianki o stacjonowaniu tu rzymskich legionów. Przyznam też i od razu głowę posypię popiołem, że i ja do "turystów - ignorantów" się zaliczałam. I pewnie długo jeszcze żyłabym w błogiej nieświadomości, gdyby nie spacer po Tramazzo, gdzie na jednej z map, wypatrzyłam malutkie zdjęcie kamiennego opactwa. 


Zawsze podkreślam, że w podróżowaniu najwspanialsze są spotkania z ludźmi, nawet wtedy kiedy jest to podróżowanie na tak małą skalę. Przekonałam się o tym kolejny raz, kiedy stanęłam w cieniu murów opactwa. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się starszy mężczyzna... 
Otworzył przed nami drzwi na dziedziniec i zaprosił do środka.
- Wejdźcie. Tu jest chiostro, na końcu jest krypta, włączniki światła są po prawej stronie. Możecie się swobodnie pokręcić i zrobić zdjęcia. Zgaście tylko światło jak będziecie wychodzić. 
Stałam osłupiała i tylko jak zacięta płyta powtarzałam - grazie!! grazie!! grazie.... 

I to mnie właśnie przyprawia o szybsze bicie serca ... Wciskam się w zaułki, przemierzam górskie ścieżki, zaglądam do starych opactw i kamiennych domostw, stawiam stopy tam gdzie setki lat temu stąpali święci, Dante i rzymskie legiony.


Przechodzimy przez wąski korytarz, na końcu którego otwiera się przed nami kameralny dziedziniec, jak potem doczytam, wraz ze znajdującą się tu studnią i kryptą tuż obok to jedne z najstraszych ostałych się fragmentów pierwotnych zabudowań. 


To wszystko niezwykłe ... Pomyśleć, że z tej studni mnisi tysiąc lat temu czerpali wodę... 
Pewnie niektórzy znów pomyślą, że mi odbiło, ale mnie to autentycznie przyprawia o gęsią skórkę, o szybsze bicie serca. Przecież to jest niesamowite! 
Kręcimy się chwilę po dziedzińcu przekrzykując się w zachwytach. Mam ochotę znów powiedzieć na głos - "a nie mówiłam?" 
Tak jak poinstruował nas mężczyzna, zapalamy światło i schodzimy do krypty ...
Brak mi słów! Wszystko zostawione ot tak, kiedyś szperali tu trochę archeolodzy, ale żadnych zabezpieczeń, barierek, napisów - nie dotykać, nie fotografować. Sama z szacunku  odmawiam sobie największej przyjemności - głaskania kamiennych murów. 


Pierwsze wzmianki o abbazii pochodzą sprzed około 1000 lat, kiedy to osiedliło się tu kilku pustelników. Dopiero jednak rok później przechodzący tędy San Romualdo postanowił wybudować kościół. Opactwo stało się jednym z największych i najważniejszych w całych Apeninach, niestety dziś już mało kto o tym wie albo pamięta. 
Przypuszcza się, że zmaieszkałe dziś przez zwykłych ludzi zabudowania Poggio, zajęte były przez cele mnichów. Poza samym kościołem wznosiła się tu też mała fortyfikacja. 
Kościół, który możemy podziwiać obecnie, nie jest pierwotną świątynią. Kiedy w XVI wieku  miejsce znalazło się we władaniu Bazyliki San Lorenzo we Florencji, dokonano tu pewnych modyfikacji, które - jak twierdzą historycy - stało się początkiem upadku wielkiego opactwa. Wyburzano, przesuwano, dziedziniec się zmniejszył, a kościół stracił pierwotną formę krzyża. 



Zgasiliśmy światła i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie znów spotkaliśmy poznanego wcześniej mężczyznę. Od słowa do słowa, zaczęło się ... 
A wy skąd? A z Marradi, my tu dziś przypadkiem zupełnie. Ale jak tu ladnie! Oooo!! A jak tu kiedyś było! A tam zobaczcie tylko mur poszarpany, pamiątka po dawnej świątyni. O matko kot! Zabierzcie go! Ona się boi? Pogłaszcz go zobacz! Nie nie! A za Marradi to takie miasteczko jest, tam mój szwagier mieszka. Crespino? Nie, nie zaraz obok, to prawie Marradi. Biforco? Ooo Biforco! A w Biforco jest bar. No jest! Przecież ja właśnie mieszkam na przeciwko baru! A mój szwgier tu i tu ... i tylko śmiechy co jakiś czas przerywają tę naszą paplaninę. 
A ja to na motorach całe życie, o ludzie! Zawsze szybko! Nawet teraz ... no ile ja wedlug was mogę mieć lat? Hmmm 70? Ooo panie - zaśmiewa się! Przesadziliśmy? Nie, nie!! Trochę wiecej! 78! I widzicie - ja dalej jak wsiadam za kółko to moja żona błaga - nie gnaj tak! Oooo, co to ja się wyjeździłem, każdy zakręt był mój! 


Starszy pan w bluzie ferrari, stary miłośnik dwóch kółek, pełen werwy i życiowej energii prawie osiemdziesięciolatek. Odprowadza nas do samochodu i nie ustaje w swojej paplaninie. Stał się dla mnie jednym ze wspomnień, które zachowam z San Benedetto. Ludzie... Ci którzy minęli wieki temu, którzy mijają nas obok, na których wpadamy przypadkiem, potrafią tak niespodziewanie, nieoczekiwanie pokolorować zwykłe dni... 

CHIOSTRO to znaczy DZIEDZINIEC (wym. kiostro)

Zegar z dedykacją dla warszawskich sąsiadów:)



Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

7 komentarze

  1. Kiedy oglądam różne Twoje zdjęcia szczególnie kościołów, to bardzo często chce mi się powiedzieć Gamogna i już wiem dlaczego, większość kamiennych kościołów ma bardzo podobne dzwonnice.
    Kasiu, w imię słodkości na tym blogu (co niektórych razi) zdjęcia piękne i wiesz, że chciałabym tam być. Może kiedyś znów.
    Brak słońca u nas odbiera radość życia.
    A o.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Kasiu piękne miejsce, piękne zdjęcia i życzliwi ludzie, których Pani opisuje sprawiają, że czasami tęsknię do miejsc które znam tylko z Domu z Kamienia. Nie wiedziałam nawet, że to możliwe a jednak tak jest. Proszę dalej odwiedzać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi i dzielić się z nami tymi wspaniałymi chwilami (nie)codziennego życia :). Pozdrawiam serdecznie, Karolina

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam to uczucie, kiedy myśl, że ktoś przede mną, 1000 lat temu chodził po tych schodach, wychylał się przez tę barierkę, siedział na tej ławce sprawia, że wzruszenie zaciska gardło. Też tak mam :) I tak jak Ty - kocham góry! Pozdrawiam. Hanka

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym był pustelnikiem, to sam bym chciał zamieszkać w takiej okolicy. Wystarczy tylko mała kamienna izdebka... no i może szybkie łącze, żeby na bieżąco pisać na fejsonie o pustelniczym bytowaniu. (-:,

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się to miasteczko bardzo spodobało, z chęcią spędziłabym tam czas. w dodatku historyczna świadomość potęguje doznania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabrałabym kota ;) fajne miasto z klimatem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz wielkie szczęście mieszkać w tym kraju. Każda mała wycieczka zdaje się być niezwykle ciekawą i uroczą!

    OdpowiedzUsuń