Szelest poranka, czyli dwa słowa o prasie.
środa, października 28, 2015
Włoski bar. Przed barem stoliki. Przy stolikach starsi panowie. Na stolikach i w rękach starszych panów - gazety! Trudno sobie bez nich wyobrazić włoski poranek. Szelest przewracanych kartek wraz z pobrzękiwaniem filiżanek i głośnymi rozmowami tworzą poranną muzykę. Tytułów jest wiele, niektóre zna cały świat, choćby La Repubblica czy Corriere della sera. Poza nimi każdy region, a czasem nawet miasto mają swoje lokalne dzienniki - Toskania ma La Nazione, Romagna il Resto del Carlino. W barach marradyjskich, z racji przygranicznego położenia znajdziemy prasę zarówno z Romagnii jak i Toskanii. Jednym z najważniejszych tytułów, który znajdziemy chyba w każdym barze - jak Italia długa i szeroka - będzie la Gazzetta dello Sport. Piłka nożna, moto, tenis - Włosi muszą być w tej kwiestii jeszcze bardziej na bieżąco, niż w sprawach polityki czy ekonomii.
Choć dziś na świecie już niemal wszystko robi się "on - line", to ja jednak w pewnych kwestiach jestem niepoprawną tradycjonalistką. Mam tu na myśli książki i prasę. Żaden elektroniczny wynalazek nie zastąpi mi szelestu książkowych kartek, nawet najlepszy Mac nie zastąpi też Toskańskich Notesów.
Mam nadzieję, że i Włosi wciąż temu szelestowi będą wierni, bo inaczej poranek we włoskim barze, już nigdy nie będzie taki sam. To jest właśnie idealny moment, by wczuć się w tutejszy klimat. Trzeba zamówić kawę, wypić ją na stojąco wertując gazetę, komentując na głos aktualności i wymieniając uwagi z innymi, najczęściej bogato okraszone humorem. Oczywiście jak prawdziwy Włoch - możemy się zirytować, poprzeklinać sytuację w kraju, ale na tym koniec. Potem trzeba się uśmiechnąć i życzyć wszystkim miłego dnia. Co też niniejszym czynię.
Buona giornata!
il CORRIERE to znaczy KURIER (wym. korriere)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
9 komentarze
Prawie branżowy artykuł - to lubię :)
OdpowiedzUsuńNicko
Masz rację. Wersje papierowe mają w sobie "to coś" Klimat, zapach - którego nie doświadczy się z tabletu, czytnika albo komputera. Ten szelest i pewna "klasa" wersji papierowych bije na głowę całą tę elektronikę. Co do uśmiechu - Włosi są w tym chyba mistrzami. A przy okazji zarażają otoczenie swoją pozytywną energią :) Pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuńKasiu,oprócz szelestu jest jeszcze zapach ksiązki, bez którego nie wyobrażam sobie czytania. I choć biorę regularnie książki z biblioteki, to co miesiąc przeznaczam jakąś kwotę na coś nowego, tylko po to żeby podwoić sobie dawkę czytania, świeżo drukowaną książką.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak tak tak!! Zapach świeżej książki mnie otumania!
UsuńMacie rację dziewczyny-zapach świeżo wydanej ksiązki z drukarni-bezcenny.Ja też co jakiś czas kupiuję sobie coś nowego do poczytania,dziś właśnie zamówiłam sobie biografie Roberta Redforda na długie zimowe wieczory:
Usuńhttp://merlin.pl/Robert-Redford_Michael-Callan/browse/product/1,1242075.html
Pozdrawiam Kasie i Anstahe-lucyna S.z Wodzisławia Sl.
ach to jesteśmy w tej kwesti podobne do siebie też uwielbiam szelest kartek przewracanych :D
OdpowiedzUsuńDołączam do klubu. W książkach nie lubię jedynie tandetnych twardych okładek, wylatujących kartek, a szczególnie kredowego papieru ! Twardego, śliskiego. Książka musi być ciepła. Lubię coś ołówkiem podkreślić, zaznaczyć na marginesie. Uwielbiam zakładki. Zawsze mam parę wpiętych, żeby móc wrócić do danego fragmentu. Elektronika jest zimna, bez duszy. Bez książek życie jest uboższe, a do ludzi, którzy stronią od czytania podchodzę z rezerwą. Sądzę, że są mniej wrażliwi.
OdpowiedzUsuńDo każdego jednego słowa dodam - ja też:)
UsuńI jeszcze jedno tak jak kocham zapach nowych książek, tak też kocham wypchane po brzegi przykurzone antykwariaty. Mam takie wrażenie, że w używanych książkach jest coś więcej, jakaś magia. Tak jakby każdy czytający ją wcześniej, zostawił część samego siebie.
Uwielbiam te barowe poranki! I żadne Kindle ni jakiekolwiek ebooki nie zastąpią mi podkreslania najfajniejszych książkowych zdań, ręcznie wyszywanej zakładki z ulubionym cytatem czy zapinania rogów ;) Książka musi żyć swoim życiem, do takiej się wraca wciąż przez całe życie.
OdpowiedzUsuń