Kasztany i pies na trufle.
piątek, października 02, 2015
Kasztany upycha Mikołaj po wszystkich kieszeniach. Przynosi z każdego spaceru. Tam gdzie jest właściciel proszę, by pytał o pozwolenie, tabliczki o zakazie wiszą nie bez powodu. To tak, jakby ktoś wszedł do mnie do ogródka i zebrał pomidory albo narwał sobie bazylii. Tydzień temu, kiedy zwiedzaliśmy mój ulubiony gaj, a pod drzewami turlały się pierwsze jeżyki, właściciel, który nas oprowadzał widząc zacięcie Mikołaja i apetyt na marroni, pozwolił mu napełnić wszystkie kieszenie, za co - muszę przyznać - byłam mu bardzo wdzięczna. Wszyscy byliśmy mu wdzięczni. Z tych rosnących na dziko, można się częstować bez pytania, ale też ich smak nie będzie już tak doskonały, jak prawdziwych marroni. Pierwsze kasztany, jeszcze nie do końca zbrązowiałe, marradyjczycy jedzą ugotowane w wodzie z odrobiną soli i listkiem laurowym. To tak zwane ballotte. Jak smakują? Wybitnie! Wspaniale! Genialnie! Obłędnie! Często tak wstępnie obrobione stają się dodatkiem do dań. Nadzieniem do tortelli czy bazą do słodkości.
Kocham kasztany od pierwszego posmakowania! A moje młodsze dziecko wraz z mlekiem wyssało też smakowe gusta, co odkrywam dzień po dniu...
Najpierw były trufle. Niech to jasny gwint! To ja byłam w domu jedynym świrem na ich punkcie, reszta jadła - owszem z apetytem - ale bez nuty szaleństwa i oznak ekstazy. Mnie już sam zapach od zawsze upajał jak narkotyk! Kiedy przynosiliśmy do domu kawałek sera naszpikowanego truflami - nikt nawet na niego nie patrzył, aż do czasu... W tym roku Mikołaj raz jeden spróbował, a potem to już tylko wymienialiśmy groźne spojrzenia ilekroć któreś z nas zbliżało się do lodówki.
- Kto zjadł mój ser?
- Gdzie jest ser?
- Nie taki duży kawałek!
- Nie zjedz mi całego!
Itd... Itp ... Codziennie ta sama śpiewka.
Pogoda jeszcze dziś wstrętna, ale jesienne smaki Toskanii, potrafią wynagrodzić te wszystkie niedogodności. Kasztany, trufle i wino... Październik w Marradi... nie można go nie kochać...
Dobrego odliczania do początku weekendu!
Słówko na dziś to FORMAGGIO czyli SER (wym. formadżdżio)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
8 komentarze
Więc nie tylko lato jest u Cibie wspaniałe. I było się tak smucić z jego pożegnania? ;) Te jesienne kolory, smaki, zapachy są inne ale jednak chyba równie cudowne co letnie.
OdpowiedzUsuńTrufle fuj fuj - mnie sam zapach o mdłości przyprawia ale kasztany jak najbardziej. Miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńNicko
Kochany kochany
OdpowiedzUsuńLecą z drzewa jak dawniej kasztany
Wprost pod stopy par roześmianych
Jak rudy lecą grad ...
Koniecznie muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia kupiłem kiedyś na placu w Rzymie ale nie powaliły, może wasze maradyjskie są fajniejsze może świeższe może lepiej zrobione, mam nadzieję że kiedyś tych waszych też popróbuję
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piotrek
Marradyjskie są najlepsze i mam nadzieję, że się kiedyś w październiku skusicie na wypad do Marradi!
UsuńSuper ;) Szkoda, że u nas nie ma tej mody na kasztany.
OdpowiedzUsuńmoje przysmaki...tez uwielbiam
OdpowiedzUsuń