W stronę Monte Falterona - akt pierwszy
piątek, sierpnia 28, 2015
Bez pośpiechu, bez porannego zrywania się, bez dokladnego planu, bez mapy w czwartkowe przedpołudnie ruszyliśmy w kierunku Monte Falterona. To najwyższy z okolicznych szczytów. Patrząc na niego chciałoby się rzec banalnie - kawał góry - ponad 1600 m npm! To oczywiście niewiele w stosunku do Monte Bianco, ale na tle łagodnych, toskańskich pagórków - całkiem sporo.
Ponieważ nasze podróże, nawet te zwyczajne, zawsze są szczególne i wyjątkowe, podzielę tę opowieść na kilka aktów. Nie lubię zanudzać nikogo długimi wywodami, a pomijając słowa, samych zdjęć, jak łatwo sobie wyobrazić, jest nie mało.
Uwielbiam moment odjazdu, uwielbiam bycie w drodze, uwielbiam ten entuzjazm na myś o tym co zobaczymy, kogo spotkamy i co się wydarzy...
Zapakowaliśmy czerowny koszyk pełen jedzenia, torbę z aparatem i tym razem nawet z baterią, ciepłe bluzy, bo na Falteronie o upał raczej trudno i ruszyliśmy.
- Chleb kupimy w Roncie w forno - zarządził Mario. - Na trasie Borgo S.L. - Faenza zostały już tylko trzy piece opalane drzewem.
- Nie znam tego w Roncie!
- No to poznasz.
Zapiski z luźnych kartek, 27 sierpnia 2015, droga 302, Mugello
Łąki Casaglii znów pokryły się złotem, wypalone po lecie, jak moje włosy, skrzą się w słońcu i nawet źdźbło jedno nie drgnie, bo wiatru ani ani.
Zakręty, serpentyny, Passo della Colla, Razzuolo z maleńkim cmentarzem gdzie jak zawsze do jednego z grobów przyczepiona jest kiść baloników, aż w końcu Ronta...
O tym, że znajomość języka ubarwia i ułatwia podróż wiedzą wszyscy! Zwłaszcza kiedy człowiek znajdzie się w zakątkach swojskich, nieturystycznych, gdzie może cieszyć oczy i uszy lokalnym folklorem. Przed forno w Roncie rząd ławeczek, a przed nim jak zazwyczaj przed każdym włoskim barem rząd mężczyzn. Śmiechy i żarty niewybredne, dosadne niosą się po ulicy.
- Słyszysz? - zwraca uwagę Mario - tu już wyraźnie słychać wpływy Florencji. Ten humor, te dowcipy i powiedzonka.
- Mogłabym tak stać i słuchać ich dopóki nie pójdą na obiad. Są cudowni.
Co jakiś czas wybuchają donośne salwy śmiechu, a panowie co i raz podjudzają się jak mali chłopcy do kolejnych słownych psot.
Piekarnia w środku jest maleńka w oczekiwaniu przed ladą może stanąć maksymalnie trzech klientów. Z tyłu natomiast widać sporą przestrzeń i młodego piekarza, który uwija się jak mrówka. Zapach rozchodzi się zniewalający. Bierzemy chleb toskański, schiacciatę, bo ładnie wygląda, małą pizzę z kaparami, ciastka dla dzieci i słodki placek z rodzynkami. Jak się potem okazuje wszystko smakuje obłędnie. A słodkość rodzynkową kończymy jeszcze przed ruszeniem z Ronty.
- Chciałabym zrobić im zdjęcie.
- To zrób.
- Głupio tak.
- To daj dzieciom po kawałku schiacciaty i niech się ustawią w wejściu. Będziesz fotografowała chłopców.
Jak widać na załączonych obrazkach, tak właśnie zrobiliśmy, co sprowokowało kolejną lawinę soczystych żartów. To był jeden z namiliszych punktów wycieczki.
Zostawiliśmy Rontę za plecami i ruszyliśmy dalej.
Kiedyś sprzeczałam się z Mario o cyprysy. Ja piałam w zachwycie jakie to są cudowne, toskańskie, a Mario kpił, że to cmentarne pałąki i on absolutnie ich nie podziwia. Nie doszliśmy do porozumienia. Jednak im dłużej po Italii podróżuję, to nie mogę teraz po cichu nie przyznać mu racji - cmentarz bez cyprysów? Niemożliwe. Tak czy inaczej cmentarne czy nie, ja tymi "pałąkami" tak jak i banalnymi słonecznikami już zawsze będę się zachwycać.
Zjeżdżamy na niskie Mugello. Borgo San Lorenzo, Vicchio, Dicomano. Tu jest zdecydownie cieplej, tu pory roku mają ciut inny rytm. Pola już są zaorane ...
Jedziemy teraz w kierunku San Godenzo, gdzie czeka na nas ...
c.d.n.
UOMINI - to znaczy MĘŻCZYŹNI (wym. uomini)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
A ja ciągle się zachwycam Twoim lekkim piórem i wręcz melodyjnymi opisami :)
OdpowiedzUsuńO to chodzi, o to chodzi. Każda podróż w nieznane jest jak przysłowiowy pierwszy raz :):):):) Pozdrawiam serdecznie i czekam na cd.
OdpowiedzUsuńVichio Vichio jak sobie przypomnę ...:)
OdpowiedzUsuńPiotrek
Haha:))) Jakie to były ?Jogurtowe z pomarańczą?
UsuńNie to były yogo con arancia :)
UsuńJak ja Ci zazdroszczę takich wypraw :)
OdpowiedzUsuń