Restauracja Czerwony Koszyk - w stronę Falterony - akt trzeci
niedziela, sierpnia 30, 2015
Z San Godenzo jechaliśmy wąską drogą, po wyszarpanym tu i ówdzie asfalcie, z każdym kolejnym kilometrem zagłębiając się w prawdziwą dzicz. Przed nami wznosił się zielony masyw Monte Falterona.
- Już pierwsza. Chyba czas na jedzenie.
- Tak, tak! Hura! Hura! Jeść!
- Pierwsze ciekawe miejsce i się zatrzymujemy.
Jedzenie. Nieodłączny punkt każdej wyprawy. Już od dłuższego czasu nasze wycieczkowe jedzenie, nasza restauracja w podróży to zawsze "czerwony koszyk", może różnić się jedynie zawartością, a to już zależy od okoliczności, mojej fantazji i pory roku, jest jednak zawsze pod ręką, ekonomiczna, ale też wykwintna, eko i slow food - po prostu jedyna w swoim rodzaju!
Moja mama też zawsze miała ze sobą piknikowy koszyk, wiklinowy. Może jeszcze go ma ... Z resztą mój koszyk, dostałam właśnie od niej. Kiedy byliśmy mali, a potem już całkiem duzi, zawsze czekaliśmy, co też z niego wyłowi. Kanapki, kurczak pieczony, warzywa, owoce, ciasto! Cokolwiek to było, zawsze smakowało obłędnie. Nie raz żartowaliśmy - to samo jajko na twardo, co w domu, ale na leśnej polanie smakuje zupełnie inaczej!
Teraz moje dzieci rosną w tym samym duchu i jak tylko widzą czerwony koszyk - pytają - co będziemy jeść?
Wypatrywaliśmy miłego miejsca, gdzie moglibyśmy się z naszym piknikowaniem rozłożyć i długo czekać nie trzeba było. We Włoszech takie tereny jak okolice Falterony, czyli mekki trekkingowców, łazików, podróżników są zawsze bogate w miejsca piknikowe. Nawet na przysłowiowym końcu świata, a może zwłaszcza na nim znajdziemy stoły, źródła wody, a nawet "piece".
Rzeczywiście tak jak myślałam, zaraz za kasztanową osadą Castagno d'Andrea, znaleźliśmy otoczony młodymi bukami stół z sączącym się obok źródłem.
Wkrótce tak jak w bajce Stoliczku nakryj się, na owym stole pojawiły się pomidory, jajka na twardo, pecorino, prosciutto crudo, schiacciata, pizza z kaparami, świeży chleb z Ronty, butelka piwa i wino.
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Ale ja to moje "co się ma" wręcz uwielbiam!
- Poszukajcie bazyliszka! Może gdzie tu jakieś jajo jest złożone.
Ponieważ kilka dni wcześniej skończyłam artykuł o toskańskich strachach, mogłam więc uraczyć dzieciaki opowieściami o najróżniejszych stworach, w tym szczególnie o bazyliszkach, bo oto znaleźliśmy się w miejscu, w którym według legendy przychodziły na świat.
Uwielbiam podróżować z moimi dzieciakami. Wychowałam sobie dwóch świetnych towarzyszy wypraw. Z każdym rokiem są coraz bardziej zaangażowani i wytrzymali i teraz to oni stymulują mnie do tego, by dalej, by jeszcze, by znów ...
foto by Mikołaj - moja krew, dostrzega detale, namiętnie fotografuje. |
Ruszamy dalej. Droga wije się wśród coraz większej dziczy, zagłębia w zielonościach buków, powietrze robi się wilgotniejsze i bardziej rześkie. Przed nami park narodowy i Monte Falterona.
KOSZYK to po włosku PANIERE (wym. paniere)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
14 komentarze
Domenica godz. 8.10 normalni ludzie śpią a ja głodny bo całą noc nic nie jadłem ;) Siedzę przy otwartym oknie z fikiżanką kawy i łykam zamiast śniadania każde słowo. Co za przyjemne katusze głodnym czytać o pysznościach :):). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKamil! Jak mogłeś nie jeść przez całą noc???! Zjedz coś i się nie katuj:) Może pane burro marmelata, żeby bylo po włosku:)
UsuńSlimaczkow z serem nie bylo? Pod Uffizi smakowaly oblednie.
OdpowiedzUsuńNicko
Tym razem nie:) Ślimaczki to było fikuśne antipasto, bo i miejsce inne:) Co innego w lesie kawałek sera a co innego w stolicy Toskanii:) Widzisz u mnie nawet menu dopasowane do celu wyprawy:) W każdym razie cieszę się, że smakowały:)
UsuńNo tak zapomniałem - wszystko dopasowane - oj głupi ja głupi
UsuńNicko
...a kieliszek wina? Butelka piwka stoi. Ale do takich pyszności, w tak tak wyjątkowych okolicznościach musi być winko :) A zdjęcia włoskiego jedzonka wygląda niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńKieliszek? Na pikniku w górach tylko plastikowy kubek:) A że do zdjęcia jest niereprezentacyjny to go nie ma:) Ale przecież jest! Jak bez wina? Nic nie ma bez wina! :)
UsuńKasia ma rację nic nie ma bez wina , ser bez wina nie smakuje, wieczór bez wina nie smakuje po kilku wizytach w Italii prawda jest taka wino, lody, kawa, pizza to jest życie. Pozdrawiam wszystkich w gorące południe niedzielne. Czekam . Buongiorno wołam chciałoby się przez rzekę. A op.
Usuń"Składniki" jak najbardziej OK - aż ślinka cieknie. Czego chcieć więcej! :) Poza moim ostatnio ulubionym pecorino, dorzuciłbym jeszcze parmezan, suszone pomidory i oliwki. Kasiu... masz rację - z plastikowym kubkiem zdjęcie nie wyglądałoby tak dobrze. Ważne, że wspomniane winko było.
UsuńWitam:) och, ja tu właśnie podjadam lody włoskie w pracy, a jak cudownie byłoby zamienić się miejscami albo do Was dołączyć:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Asia.
Chyba na owym stole powinno być...
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńI tak było także w naszej rodzinie. Najpierw u moich rodziców: plecak z jedzeniem (wycieczki w góry) albo wiklinowy kosz piknikowy na inne wycieczki. A w koszu pyszności: kurczak, sałatki, pomidory, ogórki, ciasto, kawa, herbata albo kakao (!), drobne słodycze do podgryzania, coś zimnego albo lody w termosie. Byłam dzieckiem - niejadkiem, ale to były jedyne dni, kiedy pałaszowałam z apetytem. Tak było też gdy dzieci jechały na wakacje do dziadków (z niebieskim koszem piknikowym; wiklinowy się wysłużył) i tak było, gdy ja wyruszałam z dziećmi na wycieczki i wędrówki. Tak jest teraz u moich dorosłych już dzieci, mimo że wszelka gastronomia kusi na każdym kroku. Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńPrzypomniały mi się dawne czasy i ja miałam taki koszyczek z różnościami i piknikowe przerwy... do czasu pojawienia się w Polsce Mc Donalda i mody na niego... Poległam... Ale jak miło było powspominać czytając ten post, dziękuję :)
OdpowiedzUsuń