Kościół na placu
poniedziałek, kwietnia 27, 2015Marradi ma pięć albo sześć kościołów, zależy jak szeroko zakreśla się krąg miasteczka. Jest główny kościół parafialny pod wezwaniem świętego Lorenzo, jest kościół na Cardeto, jest stary, zabytkowy klasztor, w którym mieszkają mniszki (o nim już wkrótce osobny artykuł), jest Badia na peryferiach. Ponadto przy drodze do Palazzuolo ukryty jest wśród drzew malutki kościół - bardziej jak kaplica, który ożywa w czasie majowych nabożeństw.
O kamiennych kościółach w górach tutaj nie mówię, o większości już pisałam, ale tak naprawdę sama nie wiem ile ich jest!
Na koniec jeszcze jeden kościół, a dokładnie oratorio, który znajduje się w samym centrum Marradi, wciśnięty między kamienice, zakamuflowany, że jeśli nie spojrzy się w górę i nie zauważy krzyża, można zupełnie go przegapić. Zwykle zamknięty jest na cztery spusty, jedynie latem w czasie wybranych dni, otwarty jest dla ludzi. Pierwszy raz udało mi się go zobaczyć w czasie letniego mercatino, kiedy w jego wnętrzach urządzono ... wystawę haftów!
Kiedy ostatnio wróciliśmy wczesnym popołudniem do Marradi z naszych wojaży po kamiennych domostwach, plac był wyludniony, zaledwie kilku niedobitków w barze, poza tym pusto i cicho. Przed wspomnianym wyżej kościołem stał zaparkowany rower, a drzwi otwarte były na oścież. To było jak zaproszenie.
Na głównym ołtarzu starsza kobieta zgarbiona, na klęczkach, czyściła zakurzone kandelabry. Przywitaliśmy się uprzejmie i wymieniliśmy grzeczności. Mogłam spokojnie pooglądać i sfotografować wszystkie pamiątki sakralne zgromadzone w środku - zupełnie jak w muzeum. Tablica w środku informuje, że kościół zbudowany został w 1732 roku - ani stary, ani nowy. Poza tą informacją, nie dowiedziałam się niczego więcej. Wypytałam kilka osób i okazało się, że większość z nich nawet nie była nigdy w środku, prześledziłam strony internetowe - i tu niczego nie znalazłam. Jak zawsze w takiej sytuacji, pozostaje mi biblioteka ze swoją najcenniejszą gablotą. Mam nadzieję, że wcześniej czy później uda mi się poznać jego historię.
I na koniec dodam, że chyba polubię "fejsbuka". To właśnie tam miejscowi widzą miejsca, które odwiedzam i sami od siebie mogą mi coś zasugerować. W czasie torneo w Redzie jedna z mam podziękowała mi serdecznie za piękne zdjęcia "jej" S. Adriano. I na koniec zapytała:
- A o Madonnie za domem słyszałaś?
- Za domem na Montebello? Tam jest ścieżka...
- Otóż to, na tej ścieżce ... Madonna ...
Ale o tym już nie dziś, najpierw sama na Piękną Górę jeszcze raz muszę się pofatygować. Tym chętniej, że poza Madonną, ostały się tam resztki zamku Maghinarda! Czy to nie wspaniałe mieć pod bokiem, tyle historii do zgłębienia i do opowiedzenia? Niewyczerpane żródło inspiracji, moje ukochane Appennino...
SPOLVERARE - to znaczy ODKURZAĆ (wym. spolwerare)
I na koniec dodam, że chyba polubię "fejsbuka". To właśnie tam miejscowi widzą miejsca, które odwiedzam i sami od siebie mogą mi coś zasugerować. W czasie torneo w Redzie jedna z mam podziękowała mi serdecznie za piękne zdjęcia "jej" S. Adriano. I na koniec zapytała:
- A o Madonnie za domem słyszałaś?
- Za domem na Montebello? Tam jest ścieżka...
- Otóż to, na tej ścieżce ... Madonna ...
Ale o tym już nie dziś, najpierw sama na Piękną Górę jeszcze raz muszę się pofatygować. Tym chętniej, że poza Madonną, ostały się tam resztki zamku Maghinarda! Czy to nie wspaniałe mieć pod bokiem, tyle historii do zgłębienia i do opowiedzenia? Niewyczerpane żródło inspiracji, moje ukochane Appennino...
SPOLVERARE - to znaczy ODKURZAĆ (wym. spolwerare)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Witaj Kasiu.
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od zeszłego tygodnia wraz z mężem i nadrabiamy zaległości. We Włoszech byliśmy w podróży poślubnej we wrześniu ubiegłego roku i zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Zwłaszcza w Toskanii. Wielkim marzeniem mojego męża jest móc kiedyś tam zamieszkać. Urzekli nas ludzie, atmosfera, to, że wszyscy są tam uśmiechnięci, no i język, jest taki dźwięczny, miły dla ucha. To wspaniała odskocznia od tego polskiego narzekaństwa na wszystko co możliwe. Można sobie wyobrazić jaki był nasz smutek gdy nadszedł czas powrotu z podróży. Masz wspaniałego bloga i dajesz wszystkim nadzieję na spełnienie swoich marzeń. Podziwiam Cię bardzo za to, że odważyłaś się na taki krok i wyjechałaś razem z rodziną. Życzę Ci, aby wszystkie marzenia się spełniły i żebyście trafiali tylko na przychylnych Wam ludzi.
Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
Pozdrawiam,
Karolina
http://ilkiblog.blogspot.com/search/label/Affreschi
OdpowiedzUsuńMoje klimaty Twój dzisiejszy wpis. Pozdrawiam serdecznie jak zwykle!
OdpowiedzUsuńAsia op.
To jest niesamowite, że wokół Ciebie jest tyle cudownych miejsc. I dostrzegasz je, zgłębiasz z pasją ich historię. Pozdrawiam Michał
OdpowiedzUsuń