Florencja - sakralnie i ulicznie
czwartek, kwietnia 09, 2015To już ostatnia część relacji z naszej wielkanocnej Florencji. Na koniec chciałam się jeszcze podzielić z Wami kilkoma migawkami. Między muzeami, wybuchami i szarlotkami przeszliśmy parę ładnych kilometrów, a ja z każdym kolejnym krokiem zastanawiałam się ile tak naprawdę potrzeba czasu, by miasto dobrze poznać, zwiedzić dogłębnie. Miesiąc? Dwa? Rok? Dekada?
Moi toskańscy przyjaciele i znajomi zgodnie twierdzą, że Florencja jest absolutnie najpiękniejszym miastem na świecie. Nie będę się do tego odnosić, bo choć wiele już widziałam, to wciąż za mało, by takie sądy wydawać, jednak uczciwie muszę przyznać, że im częściej tu bywam, tym bardziej Florencja mnie zachwyca.
Mam wrażenie, że tu na każdy metr kwadratowy przypada jakiś zabytek czy dzieło sztuki.
Byle dom, zaułek, brama, schody są historią. Zwykły szyld nad barem, czy witryna sklepu z butami zdają się być arcydziełami.
Lubię obserwować tutejszych kelnerów zaganiających turystów do restauracji i puszących się przed młodymi Amerykankami. Ustawiają się równo, prężą muskuły w białych koszulach, na twarzach bezczelne, szelmowskie uśmiechy, a turystki fotografują, chichoczą i zaraz znikają w restauracyjnych wnętrzach. Uliczny, żywy spektakl. Lubię obserwować twarze ludzi przed Duomo, widać na pierwszy rzut, kto jest tu po raz pierwszy, mieszanka zachwytu i niedowierzania.
Jeśli w Toskanii w każdej mieścinie, w polu można znaleźć kilkusetletnie kościoły, to ile będzie ich w samej Florencji? Kielka z nich odwiedziłam właśnie w Wielkanoc. Z czasem sobie o nich poczytam, ale tak naprawdę ja po prostu lubię wchodzić do starych kościołów, lubię zapach kadzideł, półmrok, witraże, z którymi słońce gra w kolory, ścienne malowidła wytarte przez czas, pogłos jaki się rozchodzi od stukotu obcasów po kamiennych posadzkach.
Lubię mieć Florencję pod bokiem, lubię świadomość, że kiedy chcę, to wystarczy godzina i już tam jestem, wystarczy kilka euro w kieszeni... a potem znów mogę wrócić do ukochanego toskańskiego buszu.
KIESZEŃ to po włosku TASCA (wym. taska)
KIESZEŃ to po włosku TASCA (wym. taska)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Piękne ale Myśle że każdy kawałek jest piękny nie tylko florencja :D bosko jest u Ciebie w miasteczku :D
OdpowiedzUsuńPierwsze zdjecie to kadr z bajki? :-) Kasia z burej Pragi.
OdpowiedzUsuńOj tak Florencja jest cudowna za każdym razem jak jestem to popadam w zachwyt i tak jak Ty zaglądam w różne zakamarki, tam nawet garaże zrobione w bramach są jak galerie sztuki, ściany ubrane w obrazy lub malowidło,nie mówiąc o hotelach w starych kamienicach lub pałacach gdzie w pokoju w oknach są witraże a sufity lub ściany w starych freskach i z widokiem na katedrę (i to w całkiem przystępnych cenach no może w niższym sezonie ) Co do organizowania ulicznych spektakli ( bo tak to można nazwać)
OdpowiedzUsuńsą mistrzami będąc 18 lutego ( środa popielcowa ) na Duomo między godziną 11 a 12 przeszedł orszak starszyzny ubranej w piękne dawne stroje, nieśli księgi, chorągwie, a całość oznajmiały głośne bębny. Zastanawiam się czy to miało oznaczać rozpoczęcie wielkiego postu czy coś innego.
Pozdrawiam Ania
Na Twoich zdjęciach liczy się każdy szczegół. Ty dostrzegasz to i pokazujesz to piękno miejsca, które "normalnie" nie jest dostrzegane. Ja, spoglądając na Florencję widziałem kolejne miasto. Ładne, urocze i "smaczne" Potem zacząłem dostrzegać szczegóły, mury, przytwierdzone rowery, ludzi, otoczenie itd. Całość składa się na coś wyjątkowego. Niestety we Florencji byłem bardzo krótko (choć z miejsca w którym mieszkaliśmy było samochodem 15 minut) i właściwie miasta nie poznałem. Ale ma potencjał :D
OdpowiedzUsuń