W którą stronę?
poniedziałek, marca 09, 2015
Gdzie tu się wybrać? Debatowaliśmy już od sobotniego śniadania i żadne szczególne miejsce nie przychodziło nam do głowy.
- Może Gamogna? - rzucił optymistycznie Mikołaj.
- Jak dla mnie bomba, ale wątpię czy dacie radę, z Marradi na piechotę to jednak kawałek drogi.
- No to lepiej nie!
- A ja bym nad morze pojechał, pospacerować po plaży - rozmarzył się Tomek.
- Ja też. Tylko jest drobny problem. Jesteśmy bez samochodu. Musicie wybrać coś w zasięgu naszych nóg.
W końcu, kiedy obiad dobiegł końca, kanapki zawinięte w sreberka czekały w plecaku (po dwie na głowę, bo przecież byliśmy świeżo najedzeni) obwieściłam chłopcom mój plan - "bez planu".
- Idziemy drogą w stronę Campigno i obieramy pierwszą, nieznaną dróżkę czy szlak odchodzący w bok.
Zaakceptowali.
Kiedy byliśmy już na granicy Biforco, Tomek się zatrzymał, wyciągnął rękę i mówi:
- Patrz mamusiu, to stamtąd jest ten piękny widok na Biforco i Marradi. Trzeba wejść na tą wieżyczkę przy tym niezamieszkałym domu. Chodź, pokażemy ci.
- Świetny pomysł! I w takim razie obieramy szlak, który wspina się w górę za tym właśnie domem. Kiedyś pokazał mi go Mario i obiecałam sobie tam wrocić, bo rzeczywiście widoki stamtąd ... bajkowe.
Moi chłopcy są trochę jak dzieci z Bullerbyn, buszują po okolicy, odkrywają sami nowe ścieżki, przeciskają się przez zardzewiałe furtki, a kiedy potem i mnie chcą zabrać na taką wyprawę, znów czuję się małą dziewczynką. A najmilsze w tym wszystkim jest to, że chyba i oni tak mnie widzą, czasem przestaję być mamą, czasem jestem tylko towarzyszką zabaw.
Przeciskanie się przez dziury w płocie kończy się zazwyczaj porwanym ubraniem, ale magia tych chwil wynagradza wszelkie niedogodności. Skaczemy z kamienia na kamień, zachwycamy się dywanem żonkili i rdzawymi owcami na pastwisku, mchem oblepiającym wielkie głazy i Castellone wychylającym się spomiędzy sosnowych pni. Kontemplujemy w skupieniu niezwykły urok kamiennych domów i znów marzymy na trzy głosy...
Przystajemy co chwilę, bo dla chłopców każdy mijany zakątek jest właśnie tym idealnym do zabawy. Przekonuję ich wytrwale do kilku kolejnych kroków na przód, bo ciekawa jestem, co jest za najbliższą stromizną, za następnym zakrętem. Idziemy więc wolno. Ja uwieczniam moje kwiatki, a oni uruchamiają dziecięcą fantazję, która zmienia ich pomysły na zabawy jak figury w kalejdoskopie. Są muszkieterami, za chwilę odkrywcami, już bawią się w Indianę Jonesa, zaraz potem w archeologów, by już po pięciu minutach niczym patyzanci biegać z kijami po lasach.
Nadchodzi w końcu czas na przystanek, wyciągamy kanapki i chowamy się przed wiatrem za masywnym głazem. W oddali na drodze widzę jak kilka samochodów z przyczepkami załadowanymi motorami skręca pod naszą górę. Są jak małe zabaweczki z tej wysokości.
- Chyba zaraz będziemy mieć towarzystwo - mówię do chłopców.
- Schowajmy się - proponujekonspiracyjnym tonem Mikołaj jakby jeszcze nie wyszedł z atmosfery partyzanckiej zabawy.
- Nie schowajmy, tylko pokażmy! Jak zaczną wywijać tymi motorami po kamieniach to nam jeszcze na głowach wylądują.
Za jakiś czas słychać silniki motorów coraz bliżej, a w powietrzu rozchodzi się zapach paliwa. Wrumm... wrrrrum... wyskakują w górę jeden za drugim, a nam dech zapiera. Zatrzymują się zaskoczeni na nasz widok, po czym witają się przyjaźnie i kontynuują swoje "wyskoki". Trzymam się z chłopcami na uboczu i przez chwilę gapimy się jeszcze na popisy, jak dla mnie czysto akrobatyczne, bo motory z lekkością polnych koników wjeżdżają tam, gdzie my się przed chwilą mozolnie wspinaliśmy.
- Schodzimy - zarządzam - nie będziemy psuć im zabawy.
Takie dni są bezcenne, takie dni zostają w pamięci na zawsze, naładowują baterie, dodają sił. Przywiozłam tutaj chłopców pierwszy raz, kiedy byli maleńcy, teraz są już partnerami w górskich wyprawach, partnerami w zachwytach nad każdą chmurką, owcą i kwiatkiem.
Widoki, które są na zdjęciach, to dokładnie to, co otacza nasz dom, to najbliższy szlak. To wszystko mamy dookoła, góry, kamienne domy, owce na pastwisku i połacie żółtych o tej porze żonkili...
CIRCONDARE - to znaczy OTACZAĆ (wym. cirkondare)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
12 komentarze
Bosko. Nie! To za mało powiedziane (napisane). Raczej: BOSKO BOSKO!
OdpowiedzUsuńKasiu!
OdpowiedzUsuńTo wyprawa moich marzeń na wczorajszy dzień. Nam się nie udało, bo trochę musielibyśmy w te góry pojechać a Wam gratuluję jednej najważniejszej rzeczy, że Wam się chce!!! My zamieniliśmy góry na nasz pobliski las i biegi z psem i jazdę na rowerze i te cudne motyle o których już wspominałam.
Pozdrawiam Asia op.
Ten dom z tarasem przepiekny. Udanego tygodnia życzę wszystkim.
OdpowiedzUsuńNicko
Wspaniała wyprawa :-) A te zdjęcia... piękne!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja mam podobnie kiedy jeździmy do Świerkowego Wzgórza i zwiedzamy wydawałoby się poznane już na wskroś Góry Świętokrzyskie ;-) Jeździmy tam wspólnie odkąd Natalka miała jakieś dwa latka, a wcześniej jeździłam tylko ja, w ramach pracy ;-) A i tak ciągle odkrywamy coś nowego, a dziewczynki zachowują się podobnie jak Twoi chłopcy ;-) Ach... mieszkać tam na stałe... Moje marzenie od dzieciństwa...
Wspaniale!! Tak właśnie powinno wyglądać dzieciństwo. I młodość. I starość.
OdpowiedzUsuńPiękne te kamienne domy mają, otoczenie przepiękne, pogoda coraz lepsza, Toskania nabiera kolorytu, wszystko nastraja optymizmem życzę takiego kamiennego domu jak na tych zdjęciach pozdrawiam serdecznie Magda
OdpowiedzUsuńa gdzie mąż ?
OdpowiedzUsuńTego niegrzecznego pytania/komentarza w ogóle nie powinnam publikować. Co to za forma? Tym bardziej, że przynajmniej wypadałoby się podpisać. Wielokrotnie pisałam, że opowiadam o części mojego życia, a reszta jest moją prywatnością i proszę to uszanować. To, że "otworzyłam drzwi w kamiennym domu" dla innych nie znaczy, że muszę dzielić się wszystkim. A na brak kultury mam szczególną alergię.
Usuńwitaj Kasiu
Usuńnie przejmuj sie zawistnymi ludzmi
Zawisc ich zjada od srodka !
Kasiu , nie przejmuj sie zawistnymi ludzmi
UsuńLudzie sa jak hieny , chca wejsc do twojego prywatnego zycia w brudnych butach
Ludzka zawiść, która wydrapała by ci oczy za twoje szczęśliwe chwile, życie, świat.
UsuńChwil których nigdy nie mieli, życia którego nie przeżyli, świata którego nie rozumieją.
Badz soba pisz o wszystkim i nie przejmuj sie zawistnymi ludziskami
Pozdrawiam cieplutko
Trudno nawet komentować takie pytanie - ale jednak to takie nasze polskie podejście do prywatności - wydaje sie niektórym, że w gumowcach można wejść do kogoś do domu i pytać o to co ślina na jezyk przyniesie.
OdpowiedzUsuńNicko