Niedzielne prawie nicnierobienie

poniedziałek, lutego 02, 2015


Mało mam ostatnio takich chwil, że mogę usiąść sobie bezczynnie (bezczynnie znaczy na przykład z książką) albo pochodzić bez celu, przegonić zastałe nogi po górach. Jeden obowiązek goni drugi, a zmęczenie kładzie się ciężarem na powiekach. Może też i zimowe przesilenie ma tu wiele do rzeczy, bo coś takiego z pewnością występuje i tutaj, daje mi w kość i sprawia, że sił zwyczajnie brakuje.  Czasem czekam na konkretny dzień i powtarzam sobie, jak dobrze, że dziś nic nie muszę, a potem jednak okazuje się, że jakieś "muszę" są i niby początkowo malutkie, w momencie rozrastają się do rozmiarów diplodoka. Dopiero dziś uświadomiłam sobie, że to moje zmęczenie być może wynika z braku wakacji od pewnego czasu? Niektórzy myślą, że przecież mieszkamy w Toskanii, zatem wakacje na pewno mamy cały czas. nic tylko jemy, pijemy wino, chodzimy po górach, a naszym ulubionym zajęciem jest "dolce far niente". Nic bardziej mylnego. Już naprawdę od bardzo dawna nie miałam dnia bez "muszenia". 
Chyba za długi już ten czas mozolnego wspinania się pod górę. Ileż można się łudzić i powtarzać sobie, że zaraz będzie lepiej, lżej. Jeszcze nie jest i jeszcze pewnie długo nie będzie. Nie narzekam oczywiście, cieszę się tym co mam. Jestem tylko zwyczajnie zmęczona.


Całe szczęście, że miniona niedziela pogodowo była łaskawa i udało mi się wyciągnąć chłopców na nasz klasyczny marradyjski spacer. Mało, mało, bo chciałabym więcej, ale na teraz musi wystarczyć. Oni też są zajęci, w tych ostatnich dniach końca semestru. Pracy im nie brakuje i czasem zaczynają się buntować. Jedynym pocieszeniem jest odliczanie dni do wakacji. A póki co powinniśmy wyprowadzić się na kilka dni do szałasu partyzanta na Monte Lavane, by odetchąć ciszą, spokojem, by zwolnić nieco bieg.


Dialog przed moją ulubioną marradyjską witryną, gdzie większość asortymentu to - wybaczcie określenie - "pierdoły" do domu. Mogę tam stać godzinami, jak dawniej przed półką z lalkami Barbie, gapić się na kolorowe nożyki, liliowe garneczki, fikuśne filiżanki, tacki, ramki, wazony. Nigdy dość. 
Włoski design nie ma sobie równych!
- Popatrz jaki piękny pojemnik na ciasteczka - mówię do Tomka.
- Acha. Kup sobie!
- Coś ty! Nie pora na takie wydatki. 
- To ja ci kupię!
- Synku daj spokój! 
- A ile kosztuje.
- 20 euro!
Myśli, liczy...
- A kiedy jest dzień kobiet?
- Za dwa miesiące.
To kupię ci na dzień kobiet. 


DA TANTO TEMPO - to znaczy OD BARDZO DAWNA. (wym. da tanto tempo)

Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

8 komentarze

  1. Kasia, głowa do góry! Jak stopnieje śnieg (przynajmniej u nas znowu nasypało, ale jak się komuś na Monte Amiata zachciało zamieszkać to sorry :P) zrobi się cieplej, przyjdzie wiosna i zobaczysz, że znów będziesz mieć dużo siły i nawet miliony zajęć cię nie przerażą :) Też tak mam, a szczególnie w przełomie stycznia i lutego - taka lekka zimowa depresja :/ Ja się ratuję yerba mate w dużych ilościach i myśleniem o tym, że już niedługo zakwitną kwiaty i drzewa, wszystko obudzi się z zimowego snu i znów będzie przez chwilę pięknie zielono ( bo potem wiadome, wypali wszystko toskańskie słońce) siądziemy w kampera i pojedziemy gdzie nas koła poniosą :D Trzymaj się ciepło.
    Magda
    P.S. Zdjęcia obiecuję wyślę, tylko miałam ostatnio trochę za dużo zajęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda strasznie jestem ciekawa Twoich widoków! Byłam w tamtych okolicach tylko dwa razy, niesamowicie!

      Usuń
  2. piękne to Mamo to ja Ci kupię na dzień kobiet wzruszające....

    OdpowiedzUsuń
  3. Italia to ciezki kawalek chleba...Jestem tutaj od ponad 20 lat, i niestety, piekne krajobrazy zaczynaja---draznic w tym kryzysie.Mam nadzieje, ze dacie sobie rade, trzymam kciuki i bede zawsze do Was zagladc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeniosłam się tu z wyboru, mając świadomość kryzysu jaki ogarnął kraj, więc na to nie narzekam. W Polsce nim wyjechaliśmy po wielu dramatycznych momentach zaczęło nam się żyć naprawdę źle. Tu żyjemy bardzo skromnie, ale atmosfera która nas otacza, jest czymś bezcennym. Oczywiście próbuję na różne sposoby, bo chcę móc zaoferować dzieciom jak najwięcej, ale ... Chwilowo opadłam z sił, to pewnie przesilenie zimowe, albo ten brak oddechu od dłuższego czasu.

      Usuń
  4. Trzeba co jakiś czas po prostu nie robić nic, żeby odpocząć psychicznie od obowiązków. Fajnie, że postawiono na rodzinę. Włóczenie się po mieście nie jest takie bezcelowe. Siedzenie na kanapie już prędzej :)

    OdpowiedzUsuń